Pod niewinnie brzmiącym tytułem ukryto „brudną bombę” – czyli art. 1 ust. 1. Jeśli ten przepis wejdzie w życie, będzie kwestią czasu, kiedy ta bomba wybuchnie zakażając i brudząc nasze życie publiczne kolejnymi przypadkami korupcji i nadużyć władzy politycznej i urzędniczej.
COVID-owy immunitet
Wspomniany przepis stanowi, że: „Nie popełnia przestępstwa, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeżeli działa w interesie społecznym i bez naruszenia tych obowiązków lub przepisów podjęte działanie nie byłoby możliwe lub byłoby istotnie utrudnione.” Jego znaczenie natychmiast rozszyfrowali prawnicy z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, profesorowie i prawnicy-aktywiści monitorujący zmiany w obowiązujących przepisach. Ujmując rzecz w skrócie: jego konsekwencją będzie to, że politycy, urzędnicy, a właściwie ktokolwiek (bo zakres podmiotowy nie jest tu określony), kto faktycznie lub choćby tylko pozornie będzie działać w celu ograniczenia pandemii, nie poniesie kary, choćby dopuścił się najcięższej zbrodni. To nie żart.
Interesują cię nasze teksty? Wspomóż ich powstawanie >>> WSPIERAM
Na przykład za uznaniową decyzję ministra czy podległego mu urzędnika o zakupie kolejnej partii bezużytecznych maseczek albo wirtualnych respiratorów, które nigdy nie dotrą do szpitali, bez przetargu czy choćby namiastki jakiejkolwiek konkurencyjnej procedury nikt nie poniesie żadnych konsekwencji. Choćbyśmy my, podatnicy stracili na niej miliardy.
Więcej! Przepis ten oznacza również, że na przykład nadpobudliwy policjant, ochroniarz w sklepie, czy dowolny obywatel, który uderzy kogoś w głowę też nie będzie podlegać karze. Wystarczy, że dowiedzie, że uderzony nie miał dajmy na to prawidłowo założonej maseczki. To oczywiście przykład przerysowany, ale całkiem realny. Według przepisu do pozostania bezkarnym wystarczy intencja działania. Nie ważne to, czy waląc kogoś w głowię przyczyniliśmy się faktycznie do ograniczenia ryzyka rozprzestrzeniania choroby czy nie.
To nie koniec kontrowersji. Innym problemem, na który zwraca w swojej ekspertyzie Helsińska Fundacja Praw Człowieka, jest to, że pozwalając na taką bezkarność pozbawia się ofiary przestępstw prawa do dochodzenia sprawiedliwości i zadośćuczynienia. No bo jak dochodzić swoich praw za zalegalizowane bezprawie? Poza tym, przepis ten narusza konstytucyjne zasady określoności prawa i proporcjonalności. Projektodawcy nie tylko nie precyzują jakiego rodzaju czyny miałyby być wyłączone od odpowiedzialności i w jakich okolicznościach. W uzasadnieniu nie ma też cienia analizy i argumentów, które uzasadniałyby wprowadzenie tak daleko idącej ingerencji. Tym swoistym immunitetem miałyby być objęte również czyny już dokonane. Naruszałoby to więc zasadę niedziałania prawa wstecz, która jest jednym z fundamentów demokratycznego państwa prawa.
A to i tak nie wszystkie zarzuty. Swoje opinie przesłały do sejmu dotychczas m.in. Konfederacja Pracodawców Lewiatan, Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, Business Centre Club, i Naczelna Rada Adwokacka. Rada Adwokacka zbija na przykład argument przedstawiony w uzasadnieniu projektu jakoby przeciwdziałanie COVID-19 można traktować jako najwyższe dobro w hierarchii dóbr prawnych. Takie działania to nie dobro w samo w sobie, a ewentualnie narzędzie do ochrony dóbr takich jak zdrowie, czy życie ludzkie. Mamy tu zatem brak logiki, którego skutkiem będą paradoksalne sytuacje. Tak jak w przykładzie z biciem po głowie za źle założoną maseczkę. Bijąc, rzekomo w imię ochrony zdrowia, w „majestacie prawa”, pozbawimy kogoś zdrowia.
Wbrew międzynarodowym rekomendacjom
Można sobie w tym miejscu zadać pytanie, czy może ktoś poza Polską wpadł na pomysł podobnych rozwiązań walcząc z pandemią. Trudno znaleźć gdzie indziej podobne przykłady, a już na pewno nie w Unii Europejskiej. Transparency International dokonała przeglądu instrumentów dotyczących przeciwdziałania pandemii pod kątem ryzyka korupcji. W roboczym raporcie z tej analizy próżno szukać czegokolwiek podobnego. Owszem, w Czechach i na Węgrzech pojawiły się przepisy przypominające trochę naszą Tarczę antykryzysową 2.0, mianowicie zwolnienie z odpowiedzialności za przestępstwa urzędnicze i naruszenie dyscypliny finansów publicznych przy zakupach związanych z realizacją polityki wobec COVID-19. Nie są one jednak tak radykalne jak te, które obowiązują w Polsce. Nie wspominając już o omawianym, nowym pomyśle na bezkarność. Tymczasem, organizacje międzynarodowe, takie jak Rada Europy, OECD, UNCAC Civil Society Coalition, czy Bank Światowy rekomendują coś, co stoi w całkowitej sprzeczności z omawianym projektem.
Pandemia, jak każdy kryzys dezorganizuje życie publiczne i funkcjonowanie państwa. Ryzyko korupcji naturalnie wzrasta. Zamiast więc luzować istniejące rygory, trzeba wzmagać czujność i tworzyć nowe rozwiązania chroniące interes publiczny, pieniądze podatników i ostatecznie także nasze zdrowie i życie. Korupcja zawsze bowiem będzie stać w sprzeczności z tymi dobrami.
Tymczasem, efekty luzowania odpowiedzialności już mieliśmy okazję poznać. Zakup maseczek niespełniających standardów, dokonany w dziwnych okolicznościach, od trenera narciarstwa zaznajomionego z ministrem zdrowia naraził przecież zdrowie personelu medycznego. Zdążyły one bowiem dotrzeć już do szpitali. Jeszcze bardziej kontrowersyjny był zakup respiratorów od firmy założonej przez handlarza bronią. Respiratorów nie ma, a dziesiątki milionów złotych zostały utracone, choć z pewnością można byłoby żeby komuś pomóc.
To tylko dwa przypadki korupcyjnych nadużyć, które zostały niejako „zalegalizowane” wspomnianymi przepisami z Tarczy 2.0 uwalniającej urzędników i polityków od odpowiedzialności za marnotrawienie pieniędzy podatników i niedopełnianie lub nadużywanie obowiązków przy zakupach publicznych. Najnowsza inicjatywa rozszerzy tę bezkarność jeszcze bardziej. I można być pewnym, że podobnych przypadków nadużyć będzie jeszcze więcej.
Na opak z równością wobec prawa i sprawiedliwością
Bulwersujące w tej inicjatywie już jest samo to, że w ogóle jest procedowana w sejmie. Oburza postawa prokuratora generalnego, który nie zgłosił niej żadnych uwag. Dziś natomiast próbuje rozgrywać tę sprawę w kontekście rekonstrukcji rządu. Żenujące są sposoby obrony tego projektu przez polityków i funkcjonariuszy obecnej władzy. W mediach powtarzają oni naciągane tezy z uzasadnienia. Żalą się, że w pandemii działają pod taką presją, że potrzebują tych przepisów żeby bardziej komfortowo dla Polski.
Politycy i partyjni funkcjonariusze mają więc dostać licencję na bezkarność. Co w tym kontekście mają powiedzieć lekarze, którzy od miesięcy są już na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem, a którym w Tarczy antykryzysowej 4.0, chyłkiem zafundowano zaostrzenie kar za błędy lekarskie? Co mają powiedzieć przedsiębiorcy, którym właśnie zapowiedziano, że państwo będzie mogło prewencyjnie zajmować ich majątki i wprowadzać zarządy przymusowe w firmach? Czy tak ma wyglądać równość wobec prawa i sprawiedliwość według obozu rządzącego?
Mniej bezkarności, a więcej odpowiedzialności i kontroli społecznej
Żeby jednak nie poprzestać na krytyce, warto przynajmniej hasłowo wspomnieć o tym, co można zrobić lepiej. Warto skorzystać z rekomendacji międzynarodowych instytucji i organizacji społecznych. Rządzący w kwestii zdrowia chętnie powołują się na autorytet WHO, czemu nie robią tego w kwestiach dotyczących praworządności i korupcji korzystając z autorytetu organizacji zajmujących się tą tematyką. A właściwie wszystkie te organizacje wypowiadają się w podobnym tonie.
Zamiast zwalniać z odpowiedzialności, należy doprecyzować, kto za co odpowiada w czasie pandemii, polepszyć koordynację i wypracować nowe procedury kontroli i nadzoru. Należy ulepszyć dokumentowanie decyzji i opracować możliwie precyzyjne kryteria zakupu środków medycznych niezbędnych do walki z pandemią. Należy zintensyfikować kontrole i audyty – zwłaszcza w obszarze zamówień publicznych i wsparcia przydzielanego w związku z walką pandemią i jej skutkami. Ale nade wszystko rządzący powinni stworzyć warunki dla lepszej kontroli społecznej rozmaitych decyzji publicznych podejmowanych w okresie pandemii.
Tę ostatnią rekomendację można zrealizować ułatwiając dostęp do informacji publicznej, poprzez digitalizację tego dostępu, obligując instytucje do proaktywnego publikowania informacji w internecie, skracając terminy udostępnienia informacji, itd. Na implementację już od roku czeka unijna dyrektywa o ochronie sygnalistów. Przepisy chroniące ludzi zgłaszających nadużycia w ich miejscach pracy, w czasie pandemii przydałyby się jak nigdy przedtem.
Obecna władza tymczasem zamiast ułatwiać dostęp do informacji publicznej pod pretekstem walki z pandemią jeszcze utrudnia. Nic nie wiadomo o zintensyfikowaniu nadzoru i kontroli w instytucjach publicznych. Przepisów o ochronie sygnalistów nawet nie zaczęto wdrażać. Obecny kryzys wymaga odpowiedzialności, a nie bezkarności. Nie można zwiększać jego kosztów narażając dodatkowo państwo i nas wszystkich na korupcję, nadużycia władzy i pogłębienie nieufności do instytucji publicznych.