Jak się spodziewaliśmy, komitety wyborcze zdecydowały się na zwiększenie finansowania i wszystkie wydały już do tej pory po kilkaset tys. zł, największe zaś wydały już prawie po milion zł. Nastąpiła również zmiana wśród liderów wydatków. Dotychczasowego rekordzistę, czyli KW Prawo i Sprawiedliwość, w ostatnim tygodniu prześcignął Koalicyjny Komitet Wyborczy Koalicja Obywatelska.

Odnotowaliśmy też zwiększenie zaangażowania innych aktorów w publikowanie reklam politycznych. Oprócz podmiotów zachęcających (na różne sposoby – czasami na granicy agitacji wyborczej, a nie faktycznych działań profrekwencyjnych) do wzięcia udziału w wyborach szczególnie aktywni byli politycy, z których część w ogóle nie kandyduje do Parlamentu Europejskiego. Warto również zwrócić uwagę na reklamę opłaconą przez Ministerstwo Cyfryzacji, w której minister Krzysztof Gawkowski namawia do oddania głosu i skorzystania z aplikacji mObywatel w celu potwierdzenia swojej tożsamości przy odbiorze karty do głosowania.

W dalszym ciągu zauważamy spore problemy z przejrzystością finansowania reklam. Jak już pisaliśmy w poprzednich raportach, dość często to nie komitety są płatnikami reklam, a prywatne firmy lub fundacje. Przy braku bieżącej publikacji umów, być może łączących je z komitetami, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z rozwiązaniem, które co najmniej „zaciemnia” obraz wydatków na kampanię wyborczą.

Jak do tej pory, duża część reklam kierowana jest do wyborców z okręgu obejmującego Warszawę. Widać, że tam toczy się najbardziej zacięty bój o miejsca. Do grona najczęściej targetowanych okręgów dołączyło również województwo mazowieckie.

Polecamy także:

Do zainteresowania tematem stosunku Polaków do integracji europejskiej, prócz zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego, skłania także fakt, że w początkach 2024 roku notowany jest jeden z najniższych w ciągu ostatnich 20 lat wskaźników poparcia dla członkostwa Polski w UE, a udział przeciwników okazał się trzy razy większy niż w 2022 roku.

W relacji Polski z Unią Europejską kryje się paradoks: z jednej strony badania opinii publicznej rejestrują utrzymujący się stabilnie od lat wysoki poziom poparcia mieszkańców dla członkostwa ich kraju w Unii Europejskiej, z drugiej zaś – siły polityczne otwarcie głoszące co najmniej sceptycyzm w stosunku do integracji europejskiej uzyskują co jakiś czas poparcie pozwalające na wygranie wyborów. Paradoks ten jest efektem różnego rozumienia „europejskości” przez określone grupy społeczne i odmiennych wartości, jakie Polacy wiążą z „byciem w Europie”.

W ciągu ostatniego roku wzrósł udział obywateli niechętnych członkostwu Polski w Unii Europejskiej. Postawy te są na razie rzadkie, ale mogą się upowszechnić. Wspomniany wzrost jest częściowo skutkiem wyklarowania się poglądów po prawej stronie sceny politycznej, która – jak się wydaje – zrezygnowała z budowania „prawdziwej Europy” i otwarcie ustawiła się w kontrze do Unii Europejskiej. Częściowo jednak może to wynikać z ważnej dla Polaków potrzeby uznania ich pozycji i aspiracji ze strony sąsiadów i partnerów we Wspólnocie Europejskiej. Na tę ostatnią kwestię szczególnie wyczuleni wydają się ludzie młodzi, stąd wzrost antyunijnych nastrojów w najmłodszym pokoleniu. Warto jednak pamiętać, ze równocześnie najmłodsi Polacy częściej niż inne kategorie wiekowe definiują się jako Polacy i Europejczycy lub Europejczycy i Polacy (a nie wyłącznie jako Polacy).

Setki reklam, setki tysięcy złotych, miliony wyświetleń. Tak można podsumować kolejny tydzień zbliżających się coraz bardziej wyborów do Parlamentu Europejskiego. Niewiele zmieniło się, jeśli chodzi o strategie realizowane przez komitety wyborcze. W dalszym ciągu najbardziej intensywna agitacja jest kierowana do okręgów nr 4 i 11, czyli odpowiednio: Warszawa i okolice oraz województwo śląskie. Wśród najbardziej popularnych narracji prym wiedzie kwestia bezpieczeństwa, ale komitety nie ustają również w uderzaniu w swoich przeciwników. Komitet Wyborczy Konfederacja Wolność i Niepodległość kontynuuje wyświetlanie reklamy uderzającej w tak obecny, jak i poprzedni rząd. W ubiegłym tygodniu był to zresztą najdroższy publikowany przekaz.

Nie odnotowaliśmy specjalnego zainteresowania nową odsłoną afery związanej z wydatkami z Funduszu Sprawiedliwości. Może to oznaczać dwie rzeczy. Po pierwsze, strategie wyborcze wdrażane w mediach społecznościowych są skrupulatnie planowane i nie ma w nich miejsca na szybkie przełączanie się na tematy najbardziej angażujące w danym czasie opinię publiczną. Po drugie, może to równie dobrze
oznaczać, że specjaliści od marketingu politycznego stawiają na dywersyfikację. Afera jest bardzo szeroko komentowana w mediach tradycyjnych, więc media społecznościowe mają wzmacniać te przekazy, które zeszły przez to na dalszy plan.

Polecamy także:

Autorka analizy podkreśla, że prawo pierwotne reguluje kwestie ogólne dotyczące Parlamentu Europejskiego, nie określa jednak expressis verbis, co może, a czego nie może europoseł.

Pewne jest to, że europoseł nie może formalnie reprezentować swojego kraju, może natomiast, a nawet powinien – dbać o interesy obywateli UE. Europoseł może jednak starać się zrealizować interesy obywateli, które wyraźniej niż w innych państwach widzi we własnym kraju. Nie zmienia to faktu, iż eurodeputowany może angażować się w działania, w które chce, ze względu na kwestie polityczne istotne dla niego lub jego ugrupowania, nie zaś ze względu na kraj pochodzenia.

Natomiast akty prawa wtórnego (głównie statuty i regulaminy) dokładnie określają ramy, w jakich europosłowie działają. Wynika z nich, że europoseł jest wolny i niezależny, może złożyć propozycję aktu prawnego (natomiast bez Komisji Europejskiej nie ma mowy o rozpoczęciu formalnej procedury), może łączyć się z innymi posłami w grupy polityczne i dobierać osobistych współpracowników, których koszt ponosi Parlament Europejski, a także korzystać z biur, urządzeń telekomunikacyjnych i samochodów służbowych Parlamentu.

W ramach kompetencji traktatowych PE oraz zgodnie ze szczegółowymi przepisami Regulaminu PE eurodeputowani przesłuchują kandydatów na członków Kolegium Komisarzy, zadają im pytania, zatwierdzają ich kandydatury lub je odrzucają (co miało wielokrotnie miejsce), a następnie całą Komisję Europejską, mogą także wykonywać funkcję kontrolną wobec Komisji Europejskiej. A zatem europoseł może kontrolować i rozliczać działania eurokomisarzy.

W dalszej części analizy autorka opisuje co może europoseł w świetle praktyki funkcjonowania PE i preferencji osobistych. A może całkiem wiele, choć, jak podkreśla dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene, dużo zależy od tego, na ile sam zechce być aktywny i na ile intensywnie chce uczestniczyć w pracach Europarlamentu. Niewątpliwie najbardziej wpływowi europosłowie mogą naprawdę dużo w europejskiej i światowej polityce – podsumowuje autorka.