Mykoła Ridnyj, Monument (Pomnik) [kadr z filmu], 2012. Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Na temat pracy więcej

Wprowadzenie: Aleksander Smolar (prezes Fundacji Batorego)

Sesja I
Spory o pamięć na Ukrainie

Wystąpienia: Kost’ Bondarenko (Instytut Ukraińskiej Polityki, Kijów), Wjaczesław Briuchowiecki (Uniwersytet Akademia Kijowsko-Mohylańska, Kijów), Heorhij Kasjanow] (Instytut Historii Ukrainy UAN, Kijów), Mykoła Kniażycki (Rada Najwyższa Ukrainy), Wołodymyr Kułyk (Instytut Politologii i Etnologii UAN, Kijów)
Prowadzenie: Bogumiła Berdychowska (redakcja kwartalnika „Więź”)

Sesja II
Pamięć a relacje z sąsiadami

Wystąpienia: Andrij Portnow (Uniwersytet Humboldta, Berlin), Mykoła Riabczuk (Ukraiński PEN Club), Maksym Stricha (Wydział Humanistyczny Kijowskiego Uniwersytetu im. Hrinczenka), Taras Wozniak (kwartalnik „Ji”, Lwów)
Prowadzenie: Mirosław Czech (członek Zarządu Fundacji Batorego)

Pełny zapis dźwiękowy spotkania (dyskusja w języku polskim i ukraińskim)
Sesja I [MP3 47MB], czas trwania: 2 godz. 15 min.
Sesja II [MP3 42MB], czas trwania: 2 godz. 00 min.

Omówienie konferencji:

Problem idei narodowej jest na Ukrainie jednym z najżywiej dyskutowanych tematów ostatnich 20 lat, a jednak wciąż nie udaje się tej idei zdefiniować. Wynika to przede wszystkim z różnego jej pojmowania w poszczególnych częściach kraju. Tymczasem jej sformułowanie jest konieczne, gdyż – słowami Wiaczesława Bruchowieckiego – „z powodzeniem trwa budowa faktycznej Rosji na ukraińskiej ziemi”.

Samoidentyfikacja Ukraińców mogłaby być wynikiem debaty o pamięci, jednakże toczą ją przede wszystkim politycy, którzy często patrzą na historię w sposób powierzchowny i nieodpowiadający rzeczywistości. „De facto tworzy się obecnie nie pamięć historyczną, a historyczny mit” – ocenił Kost’ Bondarenko. Różne środowiska polityczne posługują się stereotypami w sferze pamięci i zamiast poszukiwać konsensu w podejściu do przeszłości historycznej, stosują metodę wzajemnych prowokacji – wykorzystują najbardziej drażliwe postaci, by koncentrować na nich uwagę. Na zachodzie gloryfikuje się np. Banderę, który nie może być uznany za bohatera we wschodniej części kraju, zaś na wschodzie dyskusja toczy się wokół takich osób jak Katarzyna II.
Przezwyciężyć ten stan rzeczy mogłoby inkluzywne podejście do zbiorowej pamięci historycznej, w którym kluczowe postaci z różnych regionów byłyby uważane za równie ważne dla ukraińskiej historii. Zdaniem Heorhija Kasjanowa taki właśnie nurt reprezentowali Kuczma i Janukowycz – w wystąpieniach obu „były rysy ambiwalentne, wyrażali oni idee, które miały integrować społeczeństwo”.

Wśród uczestników dyskusji dominował jednak pogląd, że na Ukrainie brak jasnej i metodycznej polityki dotyczącej pamięci historycznej. Wyraża się to m.in. brakiem instytucji odpowiedzialnych za tę sferę. „Do czego to prowadzi? Wciąż tkwimy w sowieckich stereotypach wpojonych w czasie ZSRR” – ocenił Mykoła Kniażycki.
Pogarsza sytuację to, że tematów dotyczących pamięci historycznej nie omawia się w mediach, które należą w większości do oligarchów i w których dominuje produkcja rosyjska. Ogromny wkład w kształtowanie pamięci wnoszą filmy i seriale, te jednak – jak zaznaczył Wołydymyr Kułyk – „nigdy nie są ukraińskie pod względem rdzenia pamięci historycznej czy tożsamości”. Co gorsze, producenci talk showów nie zapraszają ludzi zdolnych do słuchania oponenta, tylko postacie skandalizujące, aby doprowadzić do kłótni na antenie i podnieść oglądalność.
Co ważne, historia to – jak zauważył Taras Woźniak – „budowany non stop konstrukt”, przy czym rady obwodowe i miejskie tworzą często zupełnie inne mity niż władze centralne. „Na przykład zupełnie inaczej traktują kombatantów UPA, dochodzi do wypłat pieniężnych, upamiętnień, co jest kompletnie niemożliwe na szczeblu państwowym”.
Jeśli chodzi o pamięć historyczną Ukraińców w stosunku do sąsiadów, to jest ona w dyskursie publicznym zdominowana przez dwa tylko kraje: Polskę i Rosję, przy czym – jak podkreślił Andrij Portnow – „występuje absolutna przewaga tematów rosyjskich i sowieckich, a wszystkie inne są im do pewnego stopnia podporządkowane i dotyczy to także tematów polskich”. Opisując stan ukraińskiego dziedzictwa kulturowego, Maksym Stricha podkreślił, że choć w ostatnich latach podejmowano wysiłki odrodzenia polskiej tradycji, to „faktycznie nie wykraczało to poza granice dyskusji inteligenckich”. I, jak zauważył Mykoła Riabczuk, pozycjonując się wobec obu tych państw, Ukraina „dokonuje cywilizacyjnego wyboru”. Częścią rosyjskich wartości narodowych jest idea wielkopaństwowa, pozwalająca akceptować Stalina w przekonaniu, że choć popełniał zbrodnie, to zbudował potężne państwo. „Dlatego popierając wezwanie do inkluzywności, uważam, że powinniśmy wyznaczyć jej granice, bo są wartości, których nie możemy przyjąć”.
Kwestię granic moralnych inkluzywności w inny sposób postawił Tomasz Stryjek, zadając pytanie, czy w europejskich wartościach mieszczą się wydarzenia z zachodniej Ukrainy. Ta sprawa podzieliła dyskutantów. Riabczuk zaznaczył, że mieszkańcy zachodniej Ukrainy gloryfikują działaczy OUN-UPA „przede wszystkim jako przedstawicieli antysowieckiego i antykomunistycznego ruchu oporu, czyli wybierają tę część spuścizny, która jest ważna i cenna, a przemilczają tę, która jest haniebna”, przy czym on sam ma do tego podejście „raczej ambiwalentne”. Portnow ocenił, że na Banderę i OUN nie ma miejsca w europejskim kanonie wartości. Woźniak przypomniał zaś, że to europejski sposób myślenia zrodził ruch nazistowski. „W tym sensie my, Europejczycy, powinnyśmy się bać nie Bandery, tylko samych siebie” – mówił. „Spójrzcie w lustro, a nie na pomniki Bandery. Bandera to tylko pryszcz na nosie, choroba jest w środku”.
W kontekście rocznicy mordu wołyńskiego mówiono też o roli historyków w budowaniu pamięci historycznej. Bogdan Borusewicz postawił tezę, że jest ona najważniejsza – to, czy prowadzą badania, formułują problemy i odpowiadają na pytania. „Jeśli nie ma biografii Bandery, Konowalca, Petlury (…) to znaczy, że nie odrobiliście elementarnej lekcji” – zwrócił się do historyków ukraińskich Mirosław Czech. „Biografia jest ważna, bo stawia pytanie, przed jakimi wyborami jej bohater stał i jakich wówczas udzielał odpowiedzi” – mówił. Dzisiaj one dla nas także są bardzo ważne.
 
Pełna relacja z konferencji oraz noty biograficzne panelistów  [PDF 502,86 KB]
Polecamy rozmowy z naszymi gośćmi:
oraz

Na ten temat polecamy także:
 

Projekt współfinansowany przez Departament Dyplomacji Publicznej i Kulturalnej Ministerstwa Spraw Zagranicznych
w ramach konkursu Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2013

14 maja 2013 roku w Brukseli odbyło się coroczne spotkanie 1 Grupy Roboczej „Democracy, Human Rights, Good Governance and Stability” w ramach Forum Społeczeństwa Partnerstwa Wschodniego. Do stolicy UE przybyło ponad 50 aktywistów z krajów Unii Europejskiej oraz Ukrainy, Armenii, Azerbejdżanu, Mołdawii, Białorusi i Gruzji. Posiedzeniu przewodniczył koordynator grupy Krzysztof Bobiński.
Pierwszą część otworzył Richard Tibbels, szef Dywizji Partnerstwa Wschodniego w Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych. Tibbels mówił przede wszystkim o perspektywach Partnerstwa Wschodniego przed szczytem w Wilnie. Poruszył między innymi kwestię szans Ukrainy na umowę stowarzyszeniową.
W drugiej części odbyły się wybory koordynatorów podgrup roboczych. W ramach Visa subgroup, w której uczestniczy Fundacja im. Stefana Batorego, koordynatorką wybrano Irynę Suszko z Europy bez Barier, ukraińskiego partnera Fundacji. Ponadto podgrupa wizowa przygotowała zręby rekomendacji, które po dopracowaniu znalazły się na stronie koalicji  Visa-free Europe.
Spotkanie zakończył panel dyskusyjny z udziałem m.in. wiceministra spraw zagranicznych RP Jerzego Pomianowskiego.

Raport ze spotkania

Wystawa „Wizy? Po co?” prezentowała historie dziesiątki znanych Ukraińców, którym państwa strefy Schengen odmówiły wizy bez uzasadnionego powodu. Została przygotowana przez naszego partnera z Kijowa, organizację „Europa bez Barier” i wystawiona w Sejmie. 12 czerwca 2013 odbyło się oficjalne otwarcie wystawy w głównym gmachu Sejmu, które prowadzili: poseł Marcin Święcicki (wiceprzewodniczący Polsko-Ukraińskiej Grupy Parlamentarnej), Jakub Benedyczak (koordynator projektu Przyjazna Granica) i Maryana Kuzio („Europa bez Barier”).

Uczestniczyliśmy także w posiedzeniu Polsko-Ukraińskiej Grupy Parlamentarnej, podczas którego dyskutowaliśmy z posłami, przedstawicielami MSZ i służb granicznych o polskiej i europejskiej polityce wizowej wobec Ukrainy i innych państw Partnerstwa Wschodniego. Uczestnicy spotkania zgodzili się, że celem Unii Europejskiej jest wprowadzenie reżimu bezwizowego w relacjach ze wschodnimi sąsiadami, różni nas jednak ocena efektywności pracy polskich placówek konsularnych, kwestia pośredników wizowych pobierających wysokie opłaty od aplikujących i rozwiązania informatyczne, uniemożliwiające szybką i wygodną rejestrację w konsulacie w celu złożenia dokumentów.

Podczas śniadania prasowego i debaty eksperckiej zaprezentowaliśmy raport „Granica polsko-ukraińska podczas Euro 2012: Odprawa w jednym miejscu szansą na zwiększenie przepustowości przejść granicznych”. Z udziałem przedstawicieli służb granicznych, naszego ukraińskiego partnera „Europy bez Barier” oraz mediów omówiliśmy najważniejsze wnioski – zastosowanie odprawy po jednej (polskiej) stronie granicy oraz wprowadzenie tzw. „zielonych korytarzy Euro” dla osób nie przewożących towarów do oclenia znacząco usprawniły funkcjonowanie granicy. Raport spotkał się z zainteresowaniem mediów. W czasie debaty, w której uczestniczyli przedstawiciele administracji rządowej i służb granicznych oraz zaproszeni eksperci, zastanawialiśmy się nad rekomendacjami dla dalszego zwiększania przepustowości przejść granicznych i uczynienia ich bardziej przyjaznymi dla podróżnych.

Konferencja w formule okrągłego stołu: „Jak Ukraina przeprowadza najbardziej delikatne reformy wymagane przez Plan Działań na Rzecz Liberalizacji Wizowej?” została zorganizowana przez Inicjatywę Społeczną „Europa Bez Barier”, naszego ukraińskiego partnera w Koalicji na Rzecz Ruchu Bezwizowego w Europie. Uczestnicy debaty zaprezentowali postępy, jakich dokonał Kijów na drodze do realizacji rozwiązań wymaganych przez Unię Europejską w Planach na Rzecz Liberalizacji Wizowej. Zwrócono uwagę między innymi na zmiany w kwestiach biometrycznych dokumentów tożsamości, polityki antydyskryminacyjnej oraz walki z korupcją. Przedstawiliśmy wyniki stałego monitoringu procesu liberalizacji wizowej, prowadzonego przez nas w ramach projektu Indeks Liberalizacji Wizowej Krajów Partnerstwa Wschodniego. Paneliści docenili znaczny stopień zbliżenia ukraińskich rozwiązań do standardów europejskich, jednocześnie apelując do rządu Ukrainy o przyspieszenie działań. Wyrazili także swoje rozczarowanie nieprzyjęciem ustawy antydyskryminacyjnej przez Parlament Ukraiński.

Zapis wideo

Rozmowa o białoruskiej kulturze i społeczeństwie, w jakich realiach funkcjonuje, jak się zmienia. W spotkaniu udział wzięli: Michał Potocki („Dziennik Gazeta Prawna”) oraz Inna Reut (białoruska krytyczka sztuki). Spotkanie poprowadzi Magda Pytlakowska (Stowarzyszenie Inicjatywa Wolna Białoruś).

Po dyskusji, o godz. 19.00 odbył się koncert białoruskiej wokalistki jazzowej Krystyny Gedzik, która zaśpiewała osiem utworów opowiadających o białoruskiej kulturze i społeczeństwie w jazzowo-folkowych aranżacjach.
Krystyna Gedzik (ur. 1989) – białoruska wokalistka jazzowa, pochodząca z Brześcia. Studiuje na Akademii Muzycznej w Gdańsku wokalistykę jazzową pod kierunkiem Krystyny Stańko. W 2004 roku nagrała pierwszą płytę pt. „Na skrzydłach muzyki”, do tekstów brzeskiej poetki Marii Sulimy. Muzykę napisała matka artystki, Halina Gedzik. Laureatka licznych konkursów i festiwali muzycznych m.in. Festiwalu Kultur Ludowych w Grodnie, Festiwalu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki w Brześciu, a ostatnio Festiwalu Piosenki Angielskiej w Brzegu.

Uczestnicy dyskusji:

Michał Potocki (ur. 1984) – dziennikarz, publicysta. Od 2008 roku w „Dzienniku” następnie „Dzienniku Gazecie Prawnej”. Autor bloga Białoruś Błękitnooka. Laureat konkursu Belarus in Focus 2011 oraz Belarus in Focus 2012. Publikował m.in. w „Nowej Europie Wschodniej”. Absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Warszawskim.
 
Magda Pytlakowska (ur. 1983) – działaczka społeczna i dziennikarka. Prezeska Zarządu Stowarzyszenia Inicjatywa Wolna Białoruś. Pracuje w niezależnej białoruskiej telewizji Biełsat. Absolwentka polonistyki i białorutenistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Inna Reut (ur. 1960) – białoruska krytyczka sztuki, kuratorka wystaw. Absolwentka Białoruskiej Akademii Sztuk Pięknych w Mińsku. Studiowała zarządzanie kulturą w Moskwie. Zajmuje się tożsamością narodową Białorusinów. Pracuje w niezależnej białoruskiej telewizji Bełsat. Pisze ikony.
4 sierpnia 2013 w ramach Międzynarodowego Dnia Solidarności ze Społeczeństwem Obywatelskim na Białorusi odbyły się:

godz. 12.00 Pikieta na Placu Zamkowym

godz. 15.00 debata w Domu Białoruskim (ul. Wiejska 13/3) z udziałem Dzmitra Bandarenki (kampania obywatelska Europejska Białoruś), Natalii Radziny (serwis charter97.org) oraz Marka Migalskiego (Poseł do Parlamentu Europejskiego)

1-4 sierpnia maraton pisania kartek do więźniów politycznych w Domu Białoruskim (ul. Wiejska 13/3).
                                                                          

Dyskusję otworzyły wypowiedzi: Bogumiły Berdychowskiej (redakcja kwartalnika „Więź”), Jarosława Hrycaka (Ukraiński Uniwersytet Katolicki we Lwowie), Łukasza Kamińskiego (prezes Instytutu Pamięci Narodowej) i Myrosława Marynowycza (prorektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie).

Spotkanie poprowadzi: Grzegorz Pac (zastępca redaktora naczelnego kwartalnika „Więź”)
Nagranie debaty: youtube.com
Relacja z debaty
Trwają obchody siedemdziesiątej rocznicy wydarzeń na Wołyniu i Galicji Wschodniej w latach 1943-1944, od dłuższego czasu toczą się debaty publiczne na ten temat, towarzyszy im także dyskusja historyków. Jednak nie chodzi tu wyłącznie o trudną przeszłość. Jest to także dyskusja o relacjach polsko-ukraińskich i wpływie tych wydarzeń na teraźniejszość – zauważył prowadzący dyskusję Grzegorz Pac. Dlatego celem spotkania była próba odpowiedzi na pytanie, w jakim miejscu znajduje się teraz proces pojednania polsko-ukraińskiego – czy przybliżamy się, czy oddalmy od tego celu.
Pierwszą część spotkania otworzyła wypowiedź doktora Łukasza Kamińskiego. Według niego, w ciągu ostatnich lat nie udało się dokonać zbyt wielu kroków naprzód na drodze do pojednania. W rezultacie dialog polsko-ukraiński znajduje się w tym samym miejscu co dziesięć lat temu, o cofnięciu zaś nie może być mowy.
Odpowiadając na pytanie prowadzącego Kamiński stwierdza, że jeśli nie bralibyśmy pod uwagę elit, środowisk intelektualnych, politycznych czy religijnych, to w przypadku zbrodni wołyńskiej panuje raczej niepamięć. Pokazują to badania z lat 2003 i 2008 – niski był poziom wiedzy wśród Polaków o tych wydarzeniach, a wraz z upływem lat staje się sytuacja staje sie coraz gorsza. Ma to dość istotny i negatywny wpływ na proces pojednania. Jak można do niego doprowadzić, jeśli tak naprawdę oba społeczeństwa nie wiedzą co mają sobie wzajemnie przebaczać? – pytał Łukasz Kamiński. Pytaniem otwartym jest także to, czy po siedemdziesiątej rocznicy ten stan się zmieni.
Podczas poprzednich prób pojednania padały ważne deklaracje zarówno w wymiarze politycznym, jak i religijnym, ale za nimi szło stosunkowo niewiele realnych działań. Aby ten proces się dokonał konieczne jest przebycie trudnej bolesnej drogi, w trakcie której nie da się pominąć bolesnych spraw z przeszłości.
Według Kamińskiego szczególnie istotne są dwie kwestie. Po pierwsze, konieczne jest odpowiedzenie sobie na pytanie, jakie miejsce zajmuje w naszej historii zbrodnia wołyńska (nie tylko wspólnej, ale każdego społeczeństwa z osobna). Po drugie, czy oba narody podejmą realny wysiłek, który mógłby prowadzić do zbliżenia. Wieść do tego mogłoby takie działania jak wspólne badania mające na celu ustalenie liczby ofiar i sporządzenie ich listy, bowiem wokół tej kwestii toczy się podstawowy spór wśród historyków, co do którego nie ma zgody ani między polskimi i ukraińskimi, ani wśród polskich. Z tego powodu konieczne jest opieranie się na szacunkach. Oczywiście odtworzenie pełnej listy ofiar jest niemożliwe, ale mimo wszystko można wciąż ustalić wiele imion i nazwisk po obu stronach. „Dzięki czemu zostanie zawężone jedno z ważniejszych pól sporów i przekształci się ono w pole dialogu i współpracy” – stwierdził Kamiński. Taka pamięć o ofiarach mogłaby być przedmiotem wspólnej troski, chociażby pamięć wyrażana poprzez troskę o miejsca pochówku. Jeśli pojawią się takie wspólne projekty, to przy okazji następnej rocznicy będzie można powiedzieć, że udało się zrobić jakiś postęp. „W przeciwnym razie za pięć czy dziesięć lat znowu będzie trzeba wracać do tej samej sprawy” – powiedział Kamiński.
Są przede wszystkim dwie przyczyny, które utrudniają dialog polsko-ukraiński – podkreślał. Po pierwsze, zabrakło woli, przede wszystkim politycznej, aby po tych wspólnych deklaracjach podjęto jakieś istotne, duże projekty dokumentacyjne. Po drugie, jest to nierównowaga w stanie badań polskich i ukraińskich.
Oczywiste jest, że ogólnie w kwestii wołyńskiej na Ukrainie panuje niewiedza – przyznał prof. Jarosław Hrycak. „Dyskusje, które toczą się wokół wydarzeń na Wołyniu i rocznicy, dotyczą przeważnie zachodniej Ukrainy, a jeszcze dokładniej – Wołynia i Galicji. Nie słyszałem, aby takie dyskusje toczyły się na Zakarpaciu czy Bukowinie” – mówił. Natomiast jeśli chodzi o polityków, to można odnieść wrażenie, że stronią od tego tematu – jest to kwestia bardzo drażliwa i łatwo można stracić elektorat – podobnie jest zresztą w Polsce. Tę sytuację wokół wydarzeń na Wołyniu kapitalizuje nacjonalistyczna Swoboda, a także ta część rządzącej Partii Regionów, która jest podobna do Swobody, tylko że prezentuje wartości prorosyjskie. Ich reprezentantem jest jeden z najbardziej skorumpowanych polityków na Ukrainie Wadym Kołesniczenko, twórca frontu „antyfaszystowskiego”. „Dla niego Wołyń to wspaniały prezent” – mówił Hrycak. „On obwinia całą pomarańczową opozycję o to, że są przestępcami, popierają zbrodniczą ideologię i są spadkobiercami rzezi wołyńskiej” – dodał.
Gdy dziesięć lat temu na Ukrainie robiono badania po półrocznej dyskusji na temat Wołynia, w którą wówczas angażowało się znacznie więcej osób (wielu znanych polityk napisało na ten temat przynajmniej jeden artykuł albo książkę, pojawiały się filmy i programy), okazało się, że mniej więcej połowa Ukraińców nie wie, że w ogóle coś takiego się wydarzyło. 20-30 procent wiedziało, że coś się działo, ale nie potrafiło powiedzieć co. Około 20 procent wiedziało, że doszło do jakiegoś polsko-ukraińskiego konfliktu, ale nie znało szczegółów. Hrycak stawia tezę, że taka niska świadomość Ukraińców o wydarzeniach na Wołyniu nie musi być zjawiskiem negatywna. „Brak wiedzy albo amnezja to nie jest nic złego. Tak naprawdę jest to pozytywne zjawisko, bo czym większa amnezja, tym łatwiej działać na rzecz pojednania” – stwierdził.
Powodu zaostrzenia dyskusji dopatruje się on właśnie w tym, że w przeciągu ostatnich dziesięciu lat zaczęto więcej pisać i mówić na ten temat. Przykładem tego jest kontrowersyjna publikacja Wołodymyra Wiatrowycza, w której przedstawia on rzeź wołyńską jako drugą wojnę polsko-ukraińską. „Uważam tę książkę za skandaliczną, bo relatywizuje Wołyń” – powiedział Hrycak. Mimo podobnych odczuć niektórych środowisk, Wiatrowycz stał się „gwiazdą ukraińskiej sfery publicznej”. Pojawienie się takich książek sprawiło, że więcej mówi się Wołyniu, ale to nie jest wcale pozytywne zjawisko.
Według Hrycaka, różnica między rocznicami z lat 2003, gdy w Pawliwce odbyła się oficjalna uroczystość w rocznicę rzezi wołyńskiej z udziałem między innymi prezydentów Polski Aleksandra Kwaśniewskiego i Ukrainy Leonida Kuczmy, i 2013 jest taka, że jedna odbyła się przed, a druga po porażce pomarańczowej rewolucji. „Kluczowe słowo to «porażka»” – podkreślił Hrycak. Mniej więcej połowa Ukraińców żyje w depresji, ponieważ nie udało się zrealizować niektórych punktów rewolucji, szczególnie tych związanych z pamięcią historyczną. Jednym z podstawowych punktów prezydentury Wiktora Juszczenki była aktywizacja pamięci na temat Wielkiego Głodu z lat 1932-1933. Jego następca Wiktor Janukowycz zrobił wszystko, aby tę pamięć zdeaktywizować. „Ukraińcy czują się bardzo dziwnie. Z jednej strony, świat nie chce uznać, że Wielki Głód był ludobójstwem. (…) Z drugiej, wymaga się – i to właśnie tak jest odczuwane – od nich, że mają uznać Wołyń za ludobójstwo, które spowodowali Ukraińcy” – mówił Hrycak. To zaostrza dyskusję, a także pozwala zrozumieć popularność takich partii jak nacjonalistyczna Swoboda.
Według Jarosława Hrycak jedyną szansą jest zmiana rządu i nadaniu europejskich perspektyw Ukrainie. Powołuje się przy tym na amerykańskiego historyka Timothy’ego Snydera, który stwierdził, że w Polsce dyskusja na temat Holokaustu jest owocna, bo Polacy znajdują się w komfortowej sytuacji – są w Unii Europejskiej, nikt im nie zagraża, więc mogą swobodnie rozmawiać. „Ukraińcy nie mają tego komfortu” – zauważył.
Pozytywne jest to, że ten dialog nie jest toczony przez polityków, którzy – niezależnie, czy reprezentowali władzę, czy opozycję – nie potrafili odpowiednio go poprowadzić, bo bali się o swój elektorat. Obecnie włącza się do niego społeczeństwo obywatelskie. Ważne jest również oświadczenie kościołów. Jest to wyjątkowa sytuacja – wszystkie najważniejsze kościoły wystąpiły wspólnie, co bardzo rzadko zdarza się na Ukrainie.
Z tezą Łukasza Kamińskiego o polskiej niepamięci nie zgodziła się Bogumiła Berdychowska. Przypomniała badania przeprowadzone przez Muzeum Drugiej Wojny Światowej, z których wynika, że respondenci na pierwszym miejscu za wrogów w trakcie wojny uznali Ukraińców. Postawienie ich przed Niemcami i Związkiem Radzieckim oznacza, że mocno jest zakorzeniona pamięć o tragedii w relacjach polsko-ukraińskich. Ponadto – w porównaniu z innymi wydarzeniami historycznymi – o Wołyniu wie bardzo wielu respondentów.
Negatywną tendencją, która pojawiała się w ciągu ostatnich dziesięciu lat po stronie polskiej i ukraińskiej, jest zakwestionowanie dorobku dialogu polsko-ukraińskiego. Okazało się, że można całkowicie podważyć działania wokół wydarzenia, które doczekało się wielu książek, artykułów, filmów, a także omawianego i obchodzonego przez najwyższych urzędników państwowych. Jest to stanowisko części środowisk kresowych – podkreśliła Berdychowska.
Ma też ona inne zdanie niż Jarosław Hrycak na temat obchodów z 2003 roku. Pozwoliły one części środowisk kresowych, rodzinom ofiar oddać hołd swoim najbliższym. Nawet, gdyby tylko kompania honorowa wojska ukraińskiego złożyła kwiaty przed pomnikiem upamiętniającym zamordowanych Polaków – jak twierdzi Berdychowska – „też nie byłoby mało”. Społeczeństwo ukraińskie w jakimś stopniu było jeszcze niegotowe do tego spotkania i nie stawiło się licznie na tych uroczystościach. „Nie zabrakło dla mnie jednak postaci ważniej i symbolicznej” – powiedziała Berdychowska, mając na myśli kardynała kościoła greckokatolickiego Lubomyra Huzara.
Kolejną negatywną tendencją jest „dewaluacja słów i pojęć”, na co wpływ ma najbardziej radykalna część środowisk kresowych. Dla nich jedynym właściwym określeniem na wydarzenia na Wołyniu stało się „ludobójstwo”. Ponadto w części środowiska istnieje przekonanie, że mimo licznych dyskusji i publikacji na ten temat, „ich cierpienie jest ciągle niedocenione”.
Z kolei część Ukraińców uważa, że Polacy za pomocą Wołynia „chcą ich rzucić na kolana”. Zakładają ich złą wolę, a także próbę zbicia kapitału politycznego na tych wydarzeniach przez Prawo i Sprawiedliwość oraz Polskie Stronnictwo Ludowe.
Według Bogumiły Berdychowskiej, część środowisk kresowych eskaluje swoje oczekiwania. Po pierwsze, jest to już wspomniana kwestia ludobójstwa. Po drugie, domagają się potępienia wszystkich formacji i instytucji, które miały – lub nie – coś wspólnego z wydarzeniami na Wołyniu. W tym kontekście Berdychowska przypomina fałszywe zarzuty wobec metropolity Andrija Szeptyckiego i kościoła greckokatolickiego. Po trzecie, oczekują stanowiska, któremu wyraz nadał arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, żeby zamiast formuły zastosowanej przez biskupów polskich do niemieckich „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, użyć „niech Ukraińcy przepraszają i proszą o wybaczenie”.
Z pozytywnych tendencji trzeba – po pierwsze – wymienić „uspołecznienie” rocznicy. Ono i związane z nim poczucie odpowiedzialności obywatelskiej jest znacznie większe niż w 2003 roku. Podobnie jak Hrycak, Berdychowska podkreśla rolę kościołów w tym procesie, a w szczególności greckokatolickiego metropolity Światosława Szewczuka, ale nie uważa, aby było to wystarczające. „Z całym szacunkiem odnosząc się do inicjatyw społeczeństwa obywatelskiego, wiążąc wielkie nadzieje z aktywnością cerkwi, nie uważam, że należy zwolnić z myślenia o kształcie dialogu polsko-ukraińskiego świat polityki” – podkreśliła. „Politycy odgrywają i będą odgrywać znaczącą rolę w tym, jak potoczą się relacje polsko-ukraińskie” – dodała. Po drugie, na Ukrainie pojawiło się wiele tekstów ukraińskich intelektualistów, które „są nowym otwarciem”. Jest to znaczący postęp w stosunku do 2003 roku.
Bogumiła Berdychowska rekomendowała dwie kwestie na przyszłość. Pierwsza skierowana jest do Ukraińców: „trzeba przyjąć do wiadomości, że Polacy będą pamiętać i pamiętają o Wołyniu w sposób niekoniunkturalny”, bo „jest to elementarna powinność żywych wobec umarłych”. Drugą kieruje do wszystkich, którzy biorą udział w dyskusji na temat Wołynia: „musimy pamiętać, że po siedemdziesiątej rocznicy antypolskiej akcji na Wołyniu, będzie dzień następny i powinniśmy roztropnie ważyć słowa, żeby się nie okazało, że nazajutrz nie możemy ze sobą rozmawiać”.
„Słuchając moich kolegów odrodził się we mnie optymizm” – stwierdził profesor Myrosław Marynowycz. Według niego, spóźniono się z dyskusją o Wołyniu i przejęły ją radykalne środowiska. „Zaraz będzie można zobaczyć bardzo wiele radykalizmu na Ukrainie” – przyznał. Z jednej strony, Marynowycz wykazuje zrozumienie dla kół kresowych, którym „zabraniano pamiętać i mówić o ich bólu”, a – jak zaznaczył – to jest ich prawo, aby o tym mówić. Jest dla niego istotne, aby jednocześnie polskie społeczeństwo śledziło skutki mówienia tej prawdy, dlatego że można o niej mówić na różne sposoby – spokojniej lub agresywniej. Z drugiej, przypomina słowa Benedykta XVI o tym, że prawda jest niemożliwa bez miłości, a miłość – bez prawdy. Ciągłe mówienie w Polsce o Wołyniu może więc doprowadzić do radykalizacji nastrojów.
Można spotkać się z postulatami, aby osądzić ideologię Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów tak samo jak nazizm. „Uważam, że życie jest znacznie bardziej skomplikowane” – powiedział Marynowycz i przekonuje, że takie działania nie doprowadzą do niczego dobrego. Przypomina ukraińskich dysydentów, których w latach dziewięćdziesiątych polska strona traktowała jak przyjaciół i którzy robili pierwsze kroki w stronę pojednania polsko-ukraińskiego, a jednocześnie dawniej byli związani z OUN-em lub sympatyzowali z nią.
„Bardzo niepokoi mnie obniżenie duchowego poziomu rozmów na temat Wołynia” – powiedział Marynowycz. Obie strony mówią, że ich działania były spowodowane przez drugą stronę. Jest to dla niego przejaw „dechrystianizacji dusz”. Obie strony postępują raczej zgodnie z zasadami Starego Testamentu niż Nowego – „zamiast mówić o grzesznikach, wśród których pierwszy jestem ja” wybierają „oko za oko, ząb za ząb”. Według Marynowycza, absurdalne jest mówienie, że wina nie jest po cudzej stronie. „A ja słyszę to i na Ukrainie (…), i w Polsce” – zauważył. Tylko poziom chrześcijański umożliwia szukania sensu w wydarzeniach na Wołyniu.
Marynowycz uważa, że sprowadzenie działań na rzecz pojednania do odkrycia i wyliczenia faktów, jak uważa Instytut Pamięci Narodowej, to za mało. Kiedy przypomina się te straszne historie, których dokonali Ukraińcy, ale i niemniej straszne akty zemsty ze strony Polaków, to przywraca się społeczeństwu ból. Mówienie, że w ten sposób się go leczy, może doprowadzić do tego, że „powrócimy do stanu wojny. Trzeba się tego bardzo obawiać”.
Fala radykalizmu, jednak w końcu ustąpi. „Na świecie nie ma niczego wiecznego” – powiedział Marynowycz. Wcześniej mieliśmy do czynienia z okresem, którego symbolem był Jacek Kuroń, gdy „otwierały się serca”. „Ten czas znowu powróci” – uważa Marynowycz, ale trzeba robić wszystko, aby w tym pomóc.
W dalszej części spotkania dyskutanci mogli ustosunkować się do tez, które padły w trakcie wprowadzających wystąpień. Łukasz Kamiński – po pierwsze – poddał pod wątpliwość tezę Jarosława Hrycaka o tym, że amnezja ułatwia pojednanie. „Czy to jest prawdziwe pojednanie?” – pytał. Amnezja jest niemożliwa, bo we współczesnym świecie świadectwa ofiar są tak silne, że prędzej czy później powrócą. Może to spowodować, że kontrolę nad nimi przejmą środowiska radykalne, którym niekoniecznie będzie zależało na pojednaniu. Po drugie, odnosząc się do wypowiedzi Bogumiły Berdychowskiej, zauważył, że nie tylko sama wiedza o wydarzeniu jest istotna, ale także strefa symboliczna wytworzona wokół niego, która w tym przypadku nie jest tak silna, jak wokół innych wydarzeń historycznych. Po trzecie, przyznał, że nie można nie brać pod uwagę tej radykalnej części środowisk kresowych, o której mówiła Berdychowska, bowiem nie jest możliwe, aby ten głos wyciszyć. Powoływał się tutaj na słowa Marynowycza: „skrywany ból powróci z większą siłą”. Po czwarte, dyskusja o bolesnej historii zawsze musi wywoływać ból, nie da się go uniknąć. Podjęcie jednak tej próby „nie tyle wywoła konflikt, co pozwoli nam uniknąć jakichś gorszych relacji w przyszłości” – konkludował Kamiński.
Jarosław Hrycak podkreślił, że jako historyk rozdziela historię i pamięć historyczną, bo są to zupełnie inne rzeczy – „czasem wzajemnie się wykluczające”. Kolektywna pamięć nie przewiduje wiedzy o historii. Tym zajmują się historycy, których zadaniem jest prowadzenie jak najdokładniejszych badań.
Hrycak bronił swojej tezy o pożyteczności braku pamięci historycznej. Jako przykład podał Hiszpanię, gdzie przyjęto pakt o amnezji. Takie działania pomagają społeczeństwom, które mają za sobą traumę totalitarnego albo autorytarnego reżimu, jak na Ukrainie. Niestety w przypadku Ukrainy nie da się zainicjować takiego paktu, chociaż były podjęte pewne próby wprowadzenie go w czasach prezydentur Leonida Krawczuka i Leonida Kuczmy. „Nie zauważamy, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat w naszych krajach – Polsce, Ukrainie i Rosji – pojawiło się coś takiego jak polityka pamięci historycznej” – podkreślił Hrycak. Takie sąsiedztwo utrudnia przyjęcie paktu o amnezji.
W stosunkach polsko-ukraińskich problematyczne jest to, że nie udaje się dostrzec szerszego kontekstu. Po pierwsze, ten konflikt nie jest wyjątkowy i – po drugie – w kilku podobnych przypadkach udało się doprowadzić do pojednania, więc istnieje pewna praktyka. „Nie obrażajcie się i nie bierzcie tego do siebie, ale nasza dyskusja jest dosyć prowincjonalna” – stwierdził Hrycak.
Bogumiła Berdychowska – po pierwsze – zwróciła uwagę, że sejmowy projekt uchwały potępiający Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię nie został przyjęty. Według niej, to właśnie jest przykład, że nie można „zwalniać polityków z myślenia”. Po drugie, nie zgodziła się ona ze słowami Myrosława Marynowcza, że znamy fakty. To, czym różnią się lata 2013 i 2003, to pojawienie się historyka – mając na myśli Wołodymyra Wiatrowycza – który deklaruje, że „na Wołyniu nic specjalnego się nie wydarzyło. Po prostu mieliśmy do czynienia z drugą odsłoną wojny polsko-ukraińskiej”. „To jest dla mnie wyjątkowo smutne wydarzenia” – stwierdziła Berdychowska. Dlatego zgodziła się z Łukasza Kamińskim, że „wspólne policzenie ofiar ma wyjątkowy sens”, bo może ograniczyć takie praktyki. Po trzecie, polemizuje z Kamińskim na temat włączania wszystkich postulatów proponowanych przez część środowisk kresowych. „Czy przyjmiemy zasadę, że akceptujemy każdy postulat (…), czy poddajemy to roztropnej refleksji?” – pytała Berdychowska. Po czwarte, o Wołyniu nie można mówić bez bólu, ale trzeba zastanowić się jak można uniknąć zbędnych emocji w tej dyskusji. Jak na przykład fałszywe zdjęcie dzieci opasanych drutem kolczastym wokół drzewa, które przez wiele lat było główną ilustracją wydarzeń na Wołyniu. „Czy rzeczywiści chodzi o oddanie hołdu tym, których zamordowano, czy o wzbudzenie jak najgorszych emocji wobec Ukraińców?” – pytała Berdychowska. Ponadto ciężko wymagać przebaczenia od osoby, której rodzina została wymordowana przez Ukraińców. „To musi być ewentualnie jego własna decyzja” – powiedziała. Inną sprawą są pokolenia następne, które „chcą na nowo napisać historię dwudziestego wieku”.
Myrosław Marynowycz zwrócił uwagę, że konieczne jest rozróżnienie pojęć „ból” i „nienawiść”. „Rozumiem, że one często idą w parze, ale wtedy trzeba rozumieć, że ból wymaga naszej empatii, miłości i szacunku. Nienawiść natomiast nie może wymagać szacunku” – zauważył Marynowycz. Pojednanie nie może więc odbywać się na wartościach związanych z nienawiścią.
Ostatnią częścią spotkania była dyskusja z udziałem publiczności. Zadawano pytania między innymi o to, jaką rolę odgrywają w tworzeniu polityki pamięci rządząca Partią Regionów i Swoboda, co zrobić, aby spopularyzować akty dobrej woli po stronie polskiej i ukraińskiej oraz – to pytanie postawił Andrzej Szeptycki – skąd biorą się tak różne emocje w stosunku do wydarzeń na Wołyniu i na przykład zbrodni katyńskiej.
Łukasz Kamiński przyznał, że często budowanie szerszego kontekstu zamiast tłumaczyć wykorzystywane jest do usprawiedliwiania, a to – według niego – jest niedopuszczalne w żadnym dialogu. Przywoływany przez Konstantego Geberta przykład dialogu polsko-żydowskiego wydaje mu się nierealny do zastosowania w przypadku stosunków polsko-ukraińskich. „Musimy szukać nieco innej drogi, żeby dojść do tego samego celu, czyli do otwartej dyskusji nawet na najtrudniejsze tematy” – powiedział.
Jeśli zaś chodzi o poruszaną przez Jarosława Hrycaka kwestię prowincjonalności, to Kamiński stwierdził, że nie ma poczucia takiego kompleksu. Dla wielu uczestników dyskusji, które „traktowalibyśmy jako nieprowincjonalne, doświadczenie polskie i środkowoeuropejskie o radzeniu sobie z trudną przeszłością też jest ciekawe, bo (…) dotyka innych problemów, aczkolwiek oczywiście pewne mechanizmy są uniwersalne”. Według niego, patrząc na kwestię w ten sposób można dojść do wniosku, że „wszystkie dyskusje są prowincjonalne”. Różnią się tylko tym, że jedne mają większy rezonans na świecie, inne – mniejszy. „Nie wynika z tego, że mają jakąkolwiek przewagę gatunkową nad pozostałymi” – zauważył.
Swojej tezy o prowincjonalności bronił Jarosław Hrycak. Jako przykład ukazania szerszego kontekstu podaje książkę Timothy’ego Snydera Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem, którą „wszyscy przeczytali, ale mało kto zrozumiał”. Amerykański historyk proponuje w niej inny model spojrzenia na region, gdzie w bardzo krótkim czasie doszło do kilku ludobójstw. „Ukraińcy widzą ukraińskie ludobójstwo, Polacy – polskie. Natomiast Snyder pokazuje, że były one ze sobą powiązane” – stwierdził Hrycak. Dlatego, aby rozumieć między innymi wydarzenia na Wołyniu, nie wystarczy znać tylko polskiej czy ukraińskiej historii – trzeba widzieć ten szerszy kontekst.
Odpowiadając na pytanie o Swobodzie Jarosław Hrycak zauważył, że ta partia nie jest jednorodna. Występują w niej przynajmniej dwa nurty. Pierwszy to ten, który jest u władzy, chce dzielić posady i liczy na to, że jej przewodniczący może zostać prezydentem Ukrainy. Są oni bardziej gotowi na ustępstwa. Drugi to faszyzujący nurt młodzieżowy. Są bardzo agresywni i tworzą niemalże paramilitarne formacje. Oni także najbardziej korzystają z sytuacji na Wołyniu. Oba te nurty prowadzą ze sobą walkę o władzę w partii. Trudno ocenić, która tendencja zwycięży, ale na razie wyraźniejsza jest ta druga.
„Jeśli zaś chodzi o Janukowycza, to nikt nie wie co on myśli i boję się, że on też tego nie wie” – zażartował Hrycak. Prezydenta de facto formuje jego otoczenie, które dzieli się przynajmniej na cztery grupy. Przez pierwszy rok dominowała opcja „rusofilska” związana z ministrem edukacji Dmytrem Tabacznykiem. Dlatego jednym z pierwszych działań Janukowycza było zanegowanie, że Wielki Głód był ludobójstwem. Jakiś czasu temu prezydent zmienił jednak ton wypowiedzi w kwestiach historycznych. Hrycak stwierdził, że jest to wykorzystywana przez wszystkich ukraińskich prezydentów polityka „ambiwalencji” – charakteryzującą się sprzecznymi wypowiedziami albo milczeniem. W przypadku Wołynia Janukowycz na razie milczy.
Bogumiła Berdychowska polemizowała z tezą Tadeusza A. Olszańskiego – że historycy typu Wiatrowycz są efektem ukraińskiego szkolnictwa. „Bardzo różni ludzie wzięli się z ukraińskiej szkoły” – ironizowała. „Mam wrażenie, że ta teza niewiele wyjaśnia” – stwierdziła i przy okazji wymieniła szereg historyków związanych z innymi, w tym liberalnymi nurtami.
Powodem różnego podejścia emocjonalnego do Wołynia i Katynia może być to, że to druga tragedia jest znacznie lepiej udokumentowana. W Katyniu ginęła elita intelektualna II Rzeczpospolitej, zaś na Wołyniu i w Galicji Wschodniej – chłopi. Między innymi dlatego w tym drugim przypadku nie ma wspomnień czy książek. Berdychowska porównuje tę sytuację z Wielkim Głodem, gdzie też nie ma wybitnie napisanych świadectw.
Relacje polsko-ukraińskie i krytyka II RP, w tym polityki wobec mniejszości narodowych, jest bardzo dobrze opisana – dodawała. „Przynajmniej od pewnego czasu, nikt nie ukrywa polskich błędów i zaniechań”.
Myrosław Marynowycz uważa, że Janukowycz prowadzi politykę pamięci historycznej. Poparcie ze strony prorosyjskiego Wadima Kołesniczenka i innych deputowanych Partii Regionów skierowana w stronę Polski i radykalnej polskiej wizji o Wołyniu, nie jest tak naprawdę poparciem Polski. „Jest to próba, aby rękami Polski walczyć ze swoimi przeciwnikami wewnątrz Ukrainy” – powiedział Marynowycz. Dlatego te podejścia są tak naprawdę zupełnie różne.
„Od początku niepodległości Ukrainy, Polska dbała o jej interes” – przyznał Myrosław Marynowycz. „Czasem znacznie bardziej niż sama Ukraina” – dodaje. Cały czas nie brakuje dobrej woli, ale pojawia się inne niebezpieczeństwo: „jesteśmy na różnych społecznych płaszczyznach”. Polska odniosła sukces, którym może się pochwalić, a Ukraina jest sfrustrowana – o czym mówił też Jarosław Hrycak. „Przez to mogą odrodzić się stare stereotypy” – mówi. Dlatego trzeba być bardzo ostrożnym, aby nie zaostrzyć sytuacji.

Myrosław Marynowycz uważa, że obecnie nie ma wspólnej prawdy, tylko istnieje polska i ukraińska. Powodem tego jest to, że obie są niepełne. „Kiedy jesteśmy pojednani, kiedy stoimy przed Bogiem i spowiadamy się, wtedy nasze prawdy wzajemnie się uzupełniają” – mówił. Dojść do prawdy można tylko wtedy, gdy nie uznaje się wyłącznie swoich argumentów za jedyne słuszne.

Opracował Paweł Pieniążek


Na ten temat polecamy także:
Antin Borkowski, Gorzkie chleby rzek wołyńskich, „Nowa Europa Wschodnia”
Wasyl Rasewycz, Dziecinada, „Kurier Galicyjski”
Taras Wozniak, Wołyń 1943 – co dalej?, „Kurier Galicyjski”
dyskusję wokół rocznicy tragedii wołyńskiej, artykuły Romana Kabaczija, Grzegorza Motyki i Wołodymyra Wiatrowycza, które ukazały się w numerze 1/2003 „Nowej Europy Wschodniej”
oraz
relację z debaty „Pamięć o XX wieku a współczesność. Ukraińskie spory o przeszłość” jaka odbyła się w Fundacji Batorego 21 czerwca 2013 na portalach wyborcza.pl oraz ekai.pl.
Noty o panelistach:
Bogumiła Berdychowska (ur. 1963) – publicystka, członkini redakcji kwartalnika „Więź”. Wcześniej kierowała Biurem ds. Mniejszości Narodowych w Ministerstwie Kultury i Sztuki, była zastępczynią dyrektora V Programu Polskiego Radia. Publikowała m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Krytyce” (Kijów), „Kulturze” (Paryż), „Rzeczpospolitej”, „Tygodniku Powszechnym”. Autorka licznych publikacji dotyczących Ukrainy.
Jarosław Hrycak (ur. 1960) – historyk, prof. Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie, związany również z lwowskim Uniwersytetem Iwana Franki oraz Środkowoeuropejskim Uniwersytetem w Budapeszcie. Autor ponad 500 publikacji nt. historii Ukrainy i Europy Środkowo-Wschodniej.
Łukasz Kamiński (ur. 1973) – historyk, dr. Prezes Instytutu Pamięci Narodowej. W Instytucie od 2000 roku, był m.in. zastępcą dyrektora Biura Edukacji Publicznej. Adiunkt w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Członek redakcji półrocznika „Pamięć i Sprawiedliwość”, „Encyklopedii Solidarności”, członek kolegium „Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej”. Członek Rady Naukowej Instytutu Badania Reżimów Totalitarnych (Rep. Czeska). Zajmuje się problematyką opozycji i oporu społecznego wobec reżimu komunistycznego w latach 1944-1989.

Myrosław Marynowycz (ur. 1949) – religioznawca, dziennikarz, tłumacz, pedagog, prorektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie, działacz społeczny. Od 2010 roku prezes Ukraińskiego PEN Clubu. W czasach ZSRR działacz na rzecz praw człowieka, jeden ze współzałożycieli Ukraińskiej Grupy Helsińskiej i ukraińskiej Amnesty International.

Grzegorz Pac (ur. 1982) – publicysta, historyk, dr. Zastępca redaktora naczelnego kwartalnika „Więź”, z którym związany jest od 2006 roku. Członek Forum Polsko-Ukraińskiego. Adiunkt w Instytucie Historii UAM. Publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „W drodze”, „Przeglądzie Historycznym” i „Mówią Wieki”.

Wprowadzenie: Władisław Inoziemcew (dyrektor Centrum Badania Społeczeństwa Postindustrialnego)

Prowadzenie dyskusji: Mirosław Czech (członek zarządu Fundacji im. Stefana Batorego)
Pełny zapis dźwiękowy debaty [MP3 47MB], czas trwania: 2 godz. 14 min.
Relacja z seminarium
 
W Rosji nie ma obecnie perspektyw na modernizację, bo jest ona sprzeczna z putinowskim modelem gospodarki i ideologicznie obca reżimowi, któremu trwanie zapewniają dochody z ropy – uważa Władisław Inoziemcew. Zwolennicy zmian są rozproszeni, a przy obecnych nastrojach nie ma podstaw, by oczekiwać rewolucji.

Słowo „modernizacja” zdobyło popularność za prezydentury Dmitrija Miedwiediewa, ale był to jedynie zbiór pustych haseł obliczonych na PR. Brakowało spójnej koncepcji, a cele wyznaczono w sposób wadliwy, nie tworząc warunków popytu na innowacje – tłumaczył Inoziemcew. Gospodarka rosyjska od 2000 roku stała się jeszcze mniej konkurencyjna: brakuje taniej siły roboczej i tanich surowców, więc nie ma też zainteresowania inwestorów. Rosyjskie firmy zaczynają kupować towary za granicą, bo import jest tańszy niż rodzima produkcja. Dochody z ropy umożliwiły podnoszenie wynagrodzeń w ramach putinowskiego układu ze społeczeństwem, to zaś prowadziło do inflacji; rosły ceny wszystkich towarów, w tym opłaty za gaz i transport, co przede wszystkim jest związane z korupcją. Reżim uzyskuje pieniądze z surowców, konsoliduje budżet, a następnie opłaca przemysłowców. Wzrastają wydatki i koszty funkcjonowania, a ten proces się nie kończy. Nie ma mowy o wzroście wydajności i obniżeniu kosztów, co zakłada modernizacja, bo oznaczałoby to spadek korupcji i fiasko całego modelu stworzonego przez Władimira Putina. „Modernizacja w Rosji nie nastąpi, bo jest sprzeczna z modelem gospodarki Putina. Putin próbuje powstrzymać ten proces” – ocenił Inoziemcew. Poza tym ideologicznie modernizacja oznacza krytyczne podejście do poprzedniego okresu rozwoju. Tymczasem legitymizacja Putina i jego reżimu zbudowana jest na pomysłach mających sowieckie korzenie: silne państwo, związek euroazjatycki – to w pewnym sensie dążenie do odtworzenia potęgi radzieckiej. „Z ideologicznej perspektywy modernizacja jest obcym wtrętem w matrycy putinowskiego myślenia” – podkreślił profesor. „Obecnie nie ma żadnych podstaw, by myśleć, że będą podejmowane próby modernizacji. Wspomina się o możliwości nowej industrializacji, rozwijania przemysłu, infrastruktury, ale nie są to bynajmniej obiecujące dyskusje” – ocenił. Jego zdaniem wbrew dawnym deklaracjom Miedwiediewa, że bez modernizacji Rosja nie może przetrwać, przy obecnych cenach ropy ta sytuacja może utrzymywać się stosunkowo długo, co najmniej do następnych wyborów prezydenckich.
Polscy uczestnicy dyskusji zwrócili uwagę, że Inoziemcew mówi o modernizacji głównie w wymiarze ekonomiczno-technologicznym. Adam Daniel Rotfeld zauważył, że pojęcie modernizacji obejmuje także metody sprawowania władzy. Ocenił, że Rosja się zmienia, ale nie w tym kierunku, w którym oczekujemy, ponieważ jest to kraj zbudowany na dwóch filarach: korupcji jako niezbywalnym elemencie systemu i służbach specjalnych pozostających poza kontrolą państwa. Modernizacja powinna więc ogarnąć także te elementy, by cały system podlegał rządom prawa.

Andrzej Rychard
podkreślił, że konieczne są też inne typy modernizacji, np. o charakterze polityczno-instytucjonalnym, żeby ta ekonomiczno-technologiczna mogła zaistnieć. Wskazał na znaczenie czynnika społecznego, pytając o warstwy lub grupy, w których interesie leżałaby modernizacja. Jeśli w strukturze społecznej Rosji one nie istnieją, to – jak zaznaczył – także dla realizacji interesów grup i klas społecznych funkcjonalne jest działanie Rosji w wymiarze niezmodernizowanym. To prowadziłoby do pesymistycznego wniosku, że modernizacji nie tylko przeciwdziałają czynniki polityczno-instytucjonalne, lecz również ze strony struktury społecznej nie płynie impuls modernizacyjny. „Byłby to bardzo szczególny i niekorzystny rodzaj negatywnego konsensusu między władzą a społeczeństwem” – ocenił Rychard.
Według Sławomira Popowskiego ma podstawy leninowskie hasło, że albo Rosja będzie się modernizowała, albo będzie marginalizowana. Publicysta przypomniał jednak „starą radziecką zasadę”, że Rosja reformuje się, gdy ceny ropy spadają, a kiedy zaczynają rosnąć, natychmiast o tym zapomina, czego przykładem mogą być reformy Kosygina i pieriestrojka. Z kolei syndrom „rosyjskiego wahadła” prowadzi do powtarzającego się cyklu: od buntu, przez rewolucję, po dyktaturę. Obecną opozycję Popowski porównał do tej z końca lat 80. „Ta opozycja jest równie niezorganizowana i równie podzielona, też nie ma żadnego konstruktywnego programu” – ocenił.
„Można przeprowadzić modernizację technologiczną bez politycznej – odpowiedział polskim dyskutantom Inoziemcew. – Oczywiście do tego są niezbędne reformy w organach prawa i porządku oraz reforma systemu biurokratycznego”. „Nigdzie na świecie nie dochodziło do modernizacji, kiedy kraj był w pełni demokratyczny” – dodał, przypominając, że na początku modernizacji w różnych krajach panowały dyktatura albo reżim autorytarny. Jak przyznał, z tego względu sam był przekonany, że za Miedwiediewa modernizacja naprawdę się rozpocznie.
Władisław Inoziemcew potwierdził, że wielki wpływ na działanie rosyjskich elit ma fakt, że wywodzą się ze służb specjalnych. W odróżnieniu od wojskowych, którzy często realizowali modernizację w swoich krajach, nie zdarzyło się, by modernizację przeprowadził były szpieg na czele państwa, ponieważ lekceważy on instytucje państwa i jego reguły. Mentalność i metody agentów specsłużb, które przyszły z Putinem, sprowadzające się do braku poszanowania reguł i ręcznego sterowania, widać na wszystkich szczeblach władzy.
Inoziemcew uznał za słuszne wnioski o konsensusie między władzą a społeczeństwem i zastrzegł, że nie można na tym etapie oczekiwać żadnego przełomu. Potwierdził, że rozwój sytuacji w Rosji zmierza w kierunku zamkniętego kręgu. Ale według niego w najbliższym czasie nie dojdzie do rewolucji. „Niemożliwy jest też w zasadzie cywilizowany, ewolucyjny sposób wyjścia z tej sytuacji, (…) bo władze robią wszystko, żeby doprowadzić do rewolucji” – ocenił. Byłaby to jednak wersja z 1991 roku, gdy brak efektywności doprowadził do załamania się systemu.
Opozycja „jest niewielka z punktu widzenia siły politycznej, nie ma tego znaczenia, co opozycja w ZSRR, i nie można jej nawet porównać z Solidarnością w Polsce” – przyznał. Na dodatek nie ma przywódców tego kalibru co niegdyś i tak silnej motywacji, bo zawsze można wyjechać z kraju, podczas gdy w latach 80. mieszkańcy ZSRR nie mieli takiej możliwości, więc próbowali kraj zmienić.
Według Inoziemcewa niewątpliwie istnieje potrzeba zmian w Rosji, jednak nie w określonej warstwie społecznej, lecz w grupie o stosunkowo wysokich dochodach, wśród osób podróżujących na Zachód. Inteligencja z lat 80., która reprezentowała opozycję, jest uwikłana we współpracę z władzami. Nauczyciele i naukowcy są konserwatywni, wyższe uczelnie to wręcz bastiony głębokiego sowieckiego rewanżyzmu. Zwolennicy modernizacji pozostają rozproszeni – w mediach, aparacie państwowym, w sektorze naftowo-gazowym, trudno byłoby im się zjednoczyć. Należą do nich m.in. urzędnicy, którzy mają zablokowaną karierę z powodu panującego nepotyzmu. Jeśli chodzi o elity popierające ewentualną modernizację, to Inoziemcew uważa, że „elity biznesowe są za modernizacją, gdyby ten proces się rozpoczął”. „Wielki biznes jest w duszy reformatorski, ale potrzebny jest katalizator”, tymczasem nikt nie chce być pierwszy, by nie podzielić losu Chodorkowskiego. Z kolei praktycznie cała elita polityczna jest przeciwna modernizacji, bo utraci źródło dochodów – ocenia Inoziemcew. Na razie uważa się, że elity nie będą generowały zmian w zakresie życia politycznego czy gospodarczego. Modernizacja jest więc niemożliwa, bo trzeba mieć decyzję odgórną; społeczeństwo powinno być gotowe do wysłuchania ekipy zarządzającej, a póki co obywatele i rząd nie rozmawiają o modernizacji. W społeczeństwie panuje obniżenie nastroju. Jak podkreślił profesor, jeśli nie stanie się nic szczególnego, protesty zanikną. „Oprócz kryzysu gospodarczego nie ma nic, co mogłoby radykalnie zmienić sytuację” – uznał Inoziemcew.
Czy taki kryzys mógłby zostać sprowokowany przez spadek cen ropy i gazu lub przez bodziec z zewnątrz (np. sankcje albo izolację)? – pytał Marcin Wojciechowski, który zgodził się z opinią, iż praktycznie wszystkie kraje zaczynały proces reform, gdy to się stawało konieczne. Na Rosję nie można wpłynąć z zewnątrz – ocenił Inoziemcew. Gdyby została ona przyjęta do struktur europejskich na początku lat 90., to byłby impuls modernizacyjny, bo musiałaby przestrzegać brukselskich zasad. Obecnie stawia się jej warunki na drodze do zachodnich struktur. „Przy tego typu podejściu nie możemy oczekiwać demokratyzacyjnych zmian w Rosji” – uznał profesor. Ocenił, że podstawowym problemem polityki europejskiej jest brak zdecydowania. Moskwa dyskutuje z UE od lat o systemie bezwizowym, a niedawno Berlin zgodził się, by do Niemiec bez wiz mogli podróżować Rosjanie, którzy mają paszporty służbowe, czyli de facto osoby z listy Magnitskiego. Zdaniem Inoziemcewa należałoby zaprosić Rosję do strefy Schengen, Putin musiałby odrzucić zaproszenie i odpowiedzialność za utrzymanie wiz spadłaby na elity polityczne w Rosji. Z Moskwą według niego należy rozmawiać, reagować na inicjatywy. Impulsem z zewnątrz jest np. lista Magnitskiego, ale to jednostkowe podejście. A na Zachodzie istnieją pewne możliwości wpływania na Rosję: całkowicie zgodnie z prawem można ogłosić listę rosyjskich urzędników mających nieruchomości np. w Wielkiej Brytanii czy konta bankowe za granicą, można też współpracować z rosyjską prokuraturą w ramach walki z korupcją. Ale nie robi się nic, bo centra finansowe napełniają się rosyjskim kapitałem.
Brak modernizacji nie wpływa na stosunek Zachodu do Moskwy – podkreślił Wojciechowski. Jak zauważył, mimo negatywnych ocen sytuacji politycznej wszyscy są zainteresowani ułożeniem stosunków z Rosją i nie ukrywają tego nawet w kontekście rozmów o Partnerstwie Wschodnim.

Andrzej Nowak
ocenił, że sukcesem Putina jest też to, że Rosja narzuciła swój język w rozmowie ze światem zewnętrznym, zwłaszcza z Zachodem. Publicysta wyraził przypuszczenie, że modernizacja przestała być istotna dla projektów Putina również dlatego, że wyczerpała się jako projekt globalny. „Nie ma już Zachodu. W każdym razie Zachodu jako ważnego symbolicznie kapitału, którego brak w Rosji był rozpatrywany jako powód do modernizacji” – powiedział. Europa pogrążyła się w kryzysie i nie przedstawia projektu modernizacyjnego, który byłby atrakcyjny dla Rosji. Jest doskonałym miejscem do zamieszkania, ale nie modelem rozwoju, bo nie przewiduje już dla siebie żadnej perspektywy rozwojowej, a jedynie utrwalenie status quo. Z kolei USA są zajęte swoimi gigantycznymi problemami i też nie stanowią przedmiotu podziwu – uznał Nowak.
Zauważył, że wprawdzie Rosji nie da się zmienić od zewnątrz, ale kolejne modernizacje dokonywały się pod wpływem wyzwania zewnętrznego, by lepiej radzić sobie militarnie z zachodnimi sąsiadami. W ostatnich kilkunastu latach Rosja wygrała wszystko – uznał Nowak. Przykładem jest według niego niemiecka decyzja w sprawie wiz, „wyraz ogromnego triumfu Rosji Putina, zniweczenia solidarności UE” i przyjęcia języka porozumienia dwóch mocarstw. A sukces Putin zawdzięcza zdaniem Nowaka kryzysowi Zachodu – „zarówno europejskiego projektu modernizacji, jak i w ogóle Zachodu jako projektu modernizacyjnego”.
„Nie uważam, że w Europie i Ameryce panuje kryzys, choć są oczywiście problemy” – odparł Inoziemcew. Jego zdaniem brak rozwiązania jest skutkiem mentalności polityków amerykańskich i europejskich. „Zachowujecie się zbyt uczciwie. (…) Należy wyjść z dogmatów polityki Reagana” – ocenił profesor, wskazując, że jego zdaniem należałoby dopuścić wyższą inflację, a w ten sposób obniżyć wartość długu publicznego, bo gdy panuje inflacja, jest też popyt i gospodarka się kręci. Problemy Europy jego zdaniem nie dyskredytują modernizacji w Rosji, nie należy bowiem przenosić atrakcyjności na modernizację.
Władisław Inoziemcew potwierdził opinię Andrzeja Nowaka, że w Rosji może być mowa o modernizacji doganiającej. Gdy modernizacja była naukowym terminem w ekonomii, oznaczała przekształcenie zapóźnionego państwa w nowoczesne, a nie pionierski rozwój – przypomniał. Nie zgodził się jednak, że alternatywą dla modernizacji Rosji jest rola zaplecza modernizacji Chin. „Chiny nie będą nigdy sojusznikiem Rosji na polu gospodarczym, bo dowolne próby modernizacji Rosji są grą na polu Chin” – ocenił.
Sprzeciwił się też tezie Joanny Kurczewskiej, że po zaniku ram odniesień ideologicznych – z jednej strony konserwatywnej modernizacji ZSRR, a z drugiej klarownej wizji modernizacji zachodniej – w Rosji mamy do czynienia z modernizacją rozproszoną, z różnymi modernizacjami cząstkowymi, realizowanymi w różnych regionach. „Nie wiem, jak Rosja może modernizować się częściowo. Sceptycznie odnoszę się do idei, że w jednej części kraju będzie dobrze, a w drugiej nic się nie zmieni” – powiedział.
Z kolei Jadwiga Rogoża oceniła, że w Rosji nie ma już dawnego zadowolenia – ani społeczeństwa, ani elit – istnieje więc szansa na rozszerzenie się części niepolitycznej aktywności społecznej, a katalizatorami będą kolejne wybory: do Dumy, na mera Moskwy, walka po zakończeniu kadencji Putina, nie tylko o sukcesję, ale też o kształt systemu. W opinii Inoziemcewa: „choć nadchodzące lata będą trudne dla reżimu, to nie tak trudne, jak można by sądzić”. W wyborach w Moskwie może odegrać rolę Michaił Prochorow, ale to nie będzie lider opozycji, bo – jak uważa Inoziemcew – jest on marionetką władz. Wyzwaniem będą lata 2015–2018, ale na razie nie ma poważnej opozycji. Takie osoby jak Aleksiej Nawalny nie uzyskają więcej niż 5 proc. poparcia w żadnych wyborach; uliczna opozycja uciekająca się do demagogii jest „niewybieralna”, bo nie dysponuje żadnym potencjałem, doświadczeniem w tym systemie. Brakuje osób formatu Havla czy Wałęsy – podsumował Inoziemcew, dodając jednak, że reżim też nie ma nowych ludzi.
Bożena Kuzawińska
Polecamy także rozmowę z naszym gościem:
Putin tworzy syndrom oblężonej twierdzy. Sąsiedzi Rosji to wrogowie – z Władisławem Inoziemcewem rozmawia Agaton Koziński, Polska The Times

Nota o paneliście:

Władisław Inoziemcew (ur. 1968) – ekonomista i socjolog, profesor. Założyciel i dyrektor Centrum Badania Społeczeństwa Postindustrialnego. Redaktor naczelny miesięcznika „Swobodnaja Mysl”. Członek prezydium Rady Polityki Zagranicznej i Obronnej Rosji oraz Rosyjskiej Rady ds. Zagranicznych. Od lipca 2011 członek partii politycznej Prawoje Dieło.

W spotkaniu udział wzięli:

Bogumiła Berdychowska, Piotr Buras, Bartosz Cichocki, Marek Dąbrowski, Krzysztof Iszkowski, Antoni Kamiński, Piotr Kościński, Joanna Kurczewska, Paweł Marczewski, Andrzej Nowak, Wojciech Paczyński, Sławomir Popowski, Adam Daniel Rotfeld, Jadwiga Rogoża, Katarzyna Rybka-Iwańska, Andrzej Rychard, Jakub Wiśniewski, Marcin Wojciechowski.

Wraz z mołdawską organizacją Institute for Development and Social Initiatives “Viitorul” o Soros Foundation in Moldova zorganizowaliśmy debatę pt. “Europejska droga krajów Partnerstwa Wschodniego w 2013 roku. Prezentacja Indeksu Integracji Europejskiej oraz Indeksu Liberalizacji Wizowej Partnerstwa Wschodniego”.

W pierwszej części został przedstawiony Indeks Integracji Europejskiej krajów Partnerstwa Wschodniego. Prezentacji dokonało dwóch koordynatorów projektu, tj. Iryna Solonenko z Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą i Viorel Ursu z Open Society European Policy Institute w Brukseli. W ramach projektu 22 ekspertów jest odpowiedzialnych za opartą na metodologii ocenę postępów 6 krajów Partnerstwa Wschodniego we wdrażaniu reform na drodze integracji z UE. Dwoje przedstawicieli zespołu pracującego nad Indeksem zgodnie stwierdziło, iż Mołdawia jest liderem procesu, pomimo problemów z przejrzystością procesów decyzyjnych i reformą organów prawodawczych. Na dalszych miejscach umieścili kolejno Gruzję, Ukrainę, Armenię, Azerbejdżan i Białoruś.

W drugiej części zaprezentowaliśmy Indeks Liberalizacji Wizowej Partnerstwa Wschodniego, koncentrując się przede wszystkim na Mołdawii, która również w dziedzinie dialogu wizowego z UE pozostaje krajem najbardziej zaawansowanym. Debata była szczególną okazją, by Fundacja im. Stefana Batorego wyraziła swoje merytoryczne uznanie dla wysiłków, jakie podjęła dotychczas Mołdawia na jej pro-unijnej ścieżce. Ponadto, kraj ten spełnił praktycznie wszystkie wymagania, postawione mu w tzw. Planach Akcji an Rzecz Liberalizacji Wizowej, czego następstwem powinno być wprowadzenie ruchu bezwizowego pomiędzy UE i Mołdawią. Przed Szczytem Partnerstwa Wschodniego w Wilnie Komisja Europejska wyda raport, w którym albo zarekomenduje zniesienie wiz Schengeńskich dla obywateli Mołdawii albo zaleci kontynuowanie wdrażania reform, wynikających z Planów Akcji. Podczas debaty Fundacja wyraźnie stwierdziła, iż kraj ten spełnij większość podstawowych wymagań, w pełni zasługując na uwieńczenie dialogu, liberalizacją wizową.

W spotkaniu wzięli udział aktywiści i eksperci sektora pozarządowego krajów Partnerstwa Wschodniego, reprezentanci ambasad, lokalne media oraz przedstawiciele mołdawskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Więcej o wydarzeniu: www.viitorul.org

We współpracy z organizacją German-Russian Exchange zorganizowaliśmy konferencję pod tytułem: „Ponad granicami. Dialog między Unią Europejską a Rosją w kwestii uproszczenia i liberalizacji reżimu wizowego”. Celem spotkania była promocja koncepcji ruchu bezwizowego między UE a jej największym wschodnim sąsiadem oraz prezentacja raportu przygotowanego przez grupę ekspertów z naszym udziałem. Dyskusja moderowana przez przedstawicieli Fundacji odbyła się w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Moskwie.

Program w języku angielskim