Dostęp do informacji ma istotne znaczenie, bo jest warunkiem właściwej oceny sytuacji i charakteru kryzysu. Czy jest on elementem szerszej rozgrywki geopolitycznej, której głównym reżyserem jest Kreml? Jeśli tak, to co miałoby być jej celem: destabilizacja Unii Europejskiej? Odwrócenie uwagi od przygotowań do działań ofensywnych wobec Ukrainy? A może to jednak zbyt daleko idąca interpretacja, bo kryzys został wywołany samodzielnie przez Alaksandra Łukaszenkę w odpowiedzi na politykę Unii Europejskiej oraz państw członkowskich wobec Białorusi po wyborach prezydenckich w 2020 roku? Nie uznały one bowiem oficjalnie zakomunikowanych wyników i traktują Łukaszenkę jako uzurpatora, a w odpowiedzi na krwawe represje wobec opozycji nałożyły sankcje.
Dyskusji chyba nie podlega fakt, że białoruski dyktator wykorzystał migrantów w roli instrumentu swojej polityki. Mniej już pewna jest stawka tej zagrywki: uznanie polityczne? Zniesienie sankcji? Czy realizacja misji uzgodnionej z Kremlem w ramach wspomnianej wcześniej gry geopolitycznej? A może jedno i drugie? Choć nie brakuje komentarzy wskazujących, że polityka Łukaszenki wcale nie musi być w pełni zbieżna z planami Władimira Putina.
Polski rząd w odpowiedzi na kryzys odpowiedział militaryzacją granicy, blokadą dostępu oraz próbą kontroli przestrzeni informacyjnej. W argumentacji polskich władz działania takie mają zapewnić skuteczność najważniejszej misji – ochrony granicy Rzeczypospolitej i bezpieczeństwa jej obywateli przed prowokacjami i innymi wrogimi działaniami w ramach wojny hybrydowej. Wraz z upływem czasu coraz częściej zaczął pojawiać się dodatkowy argument – broniąc polskiej granicy siły polskiego państwa bronią także granicy Unii Europejskiej.
Argument o wojnie hybrydowej ma uzasadniać nadzwyczajne działania polskich służb, w tym wypychanie imigrantów, którym udało się przekroczyć granicę z powrotem na terytorium Białorusi oraz odmowę pomocy humanitarnej. Działania te, usankcjonowane przyjętą w pośpiechu tzw. ustawą wywózkową, naruszają przepisy Konstytucji, jak i prawa międzynarodowego, co wykazał Zespół Ekspertów Prawnych Fundacji im. Stefana Batorego w stanowisku z 28 października b.r. Argumentacja ta nie ma wpływu na decyzje rządu i działania polskich służb. Najważniejsze są jednak pytania, czy działania te w ogóle prowadzą do rozwiązania kryzysu? Jakie są rzeczywiste zamiary rządu i kto jest ich adresatem: Alaksandr Łukaszenka? Władimir Putin? Komisja Europejska? Polskie społeczeństwo? Elektorat Prawa i Sprawiedliwości? Międzynarodowa opinia publiczna? Paryż, Berlin i inne stolice?
Jeśli zacząć od tych ostatnich, od razu widać, że rządy w Paryżu i Berlinie nie zrozumiały komunikatu nadawanego przez Warszawę. Emmanuel Macron oraz Angela Merkel stwierdzili, że kryzys rzeczywiście dotyczy granicy Unii Europejskiej i mimo formalnego poparcia dla działań polskiego rządu, postanowili włączyć się do gry pomijając Polskę. Blokada informacyjna nie spowodowała, że przestały docierać wstrząsające doniesienia o katastrofie humanitarnej i nieludzkim traktowaniu migrantów oraz o przypadkach ich śmierci. Militaryzacja granicy i mobilizacja tysięcy funkcjonariuszy służb policyjnych i wojska nie zapewniła szczelności, migranci wciąż wkraczają na teren Polski i docierają do granicy na Odrze.
Kto więc, jeśli ktokolwiek, kontroluje sytuację? Szukając odpowiedzi należy wrócić do katalogu kwestii wskazanych na początku. Wiadomo na pewno, że podejmując narrację o wojnie hybrydowej polskie władze przyjęły warunki gry tego, kto taką wojnę wypowiedział, czy to jest Alaksandr Łukaszenka, czy Władimir Putin. Bo wojna hybrydowa staje się faktem nie w momencie rozpoczęcia działań ze strony agresora, tylko z chwilą, gdy ich adresat jawnie uzna, że stał się ofiarą hybrydowej agresji. Innymi słowy, polski rząd dał się wciągnąć do gry, w której z każdą rundą staje się coraz bardziej pionkiem, a nie graczem. I to na własne życzenie.
Kto w takim razie jest głównym rozgrywającym? I jakie są możliwe scenariusze działań? Zapraszamy do lektury analiz Piotra Burasa, Klausa Bachmanna i Szymona Ananicza. Ujawniają one złożoność sytuacji i konsekwencje braku pełnej wiedzy. W rezultacie posługiwać się musimy alternatywnymi propozycjami opisu rzeczywistości i adekwatnymi do nich rekomendacjami.
Edwin Bendyk – prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Dziennikarz, publicysta i pisarz, do niedawna kierował działem naukowym tygodnika „Polityka”. Wykłada w Graduate School for Social Research PAN i Collegium Civitas, gdzie współtworzył Ośrodek Badań nad Przyszłością