• Przemysław Czapliński
29.04.2022

Gdy rozum śpi, sen jest rozumem

Współczesny rozum wcale nie śpi, ale w swojej aktywności napotyka przeszkody, jakim nie potrafi sprostać. Dochodzi do ściany zarówno dlatego, że wartości są skonfliktowane, jak i dlatego, że dotarliśmy do granic wydolności dotychczasowego słownika polityczno-filozoficznego.

Piękne zdanie „Gdy rozum śpi…” jest wieloznaczne. Może służyć nawoływaniu do pobudki rozumu albo do uważniejszej analizy „potworów”. Skorzystam z tej wieloznaczności.

Najpierw trzeba stwierdzić, że współczesny rozum wcale nie śpi. Przeciwnie, jest pobudzony i produktywny, może nawet momentami nad-produktywny, jeśli wziąć pod uwagę liczbę książek, które powstają, i debat, w których uczestniczymy. Ale rozum w swojej aktywności napotyka przeszkody, jakim nie potrafi sprostać. Są to sprzeczności dzisiejszego życia. Najsilniej ujawniają się one wtedy, gdy próbujemy uzgodnić ekologię z kapitalizmem, globalizację z suwerennością państwa, a demokrację z liberalizmem. Rozum dochodzi do ściany zarówno dlatego, że wartości są skonfliktowane, jak i dlatego, że dotarliśmy do granic wydolności dotychczasowego słownika polityczno-filozoficznego.

Być może jednak właśnie z tych powodów rozum powinien zasnąć. Gdy rozum śpi, psychika nadal działa. W rycinie Goi rezultatem sennej aktywności były potwory, ale być może nie tylko one pojawiają się w snach.

W książce zbiorowej zatytułowanej To wróci. Przeszłość i przyszłość pandemii (maj 2022), poświęconej m.in. prawu, demokracji, gospodarce i kulturze lat 2020–2022, wśród wielu tekstów znajduje się artykuł Bartosza Samitowskiego, dotyczący snów Polaków w czasie pandemii COVID-19. Co z tych snów się wyłania? W snach Polacy doświadczają przede wszystkim lęku. Oczywiście, pojawiają się różne treści i emocje, ale to jedno niech pozostanie na chwilę w centrum moich rozważań.

Na początku lat czterdziestych XX wieku Franklin Delano Roosevelt mówił, że trzeba zbudować nowy świat, w którym człowiekowi zostaną zagwarantowane cztery wolności: wolność słowa, wolność wyznania, wolność od niedostatku i wolność od strachu. Po osiemdziesięciu latach rozpoznajemy w tym apelu wartości nadal ważne, ale niekoniecznie nadrzędne, czy w takim zestawie kompletne. Są za bardzo antropocentryczne, aby mogły służyć budowaniu lepszego świata. Są też niespójne – w Polsce wolność wyznania coraz częściej staje się legitymizowanym narzędziem do tłumienia wolności słowa. Ale być może największe wyzwanie wiąże się z wolnością od strachu. Bo strach coraz ściślej pokrywa terytorium naszego życia. Obawiamy się, że osiąganie wolności wyłącznie ludzkich nie jest już dziś pożądane. Boimy się, że wolności osiągniętych nie utrzymamy. Lękamy się, że wolności utrzymanych nie da się wzajemnie uzgodnić.

W tym właśnie miejscu szlachetne wezwanie Roosevelta łączy się ze snami czasu pandemii. Czego dowiedzieliśmy się o strachu w ciągu ostatnich dwóch lat? I czego dowiedzieliśmy się o sobie dzięki doświadczeniu strachu? Po pierwsze, że przy użyciu strachu można rządzić społeczeństwem, wykorzystując pandemię jako uzasadnienie dla zaboru wolności i uszczuplenia praw obywatelskich. Po drugie, że żadna wolność nie zapewni nam bezpieczeństwa przed pandemią.

Mamy więc dwa wyraziste obszary, z których wyłaniają się potężne i zasadne lęki – oto co ze snu przechodzi do rozumu. Ten sen mówi: żadne prawa obywatelskie nie są dane raz na zawsze, może być ich jeszcze mniej i mogą zostać odebrane w sposób jeszcze bardziej cyniczny. Nic nie jest pewne, wszystko może zostać zawłaszczone, wszystkiego możemy zostać pozbawieni. Z punktu widzenia praw obywatelskich Polska zbliża się coraz bardziej do demokracji stanu wyjątkowego. Przez to określenie, być może dla logiki sprzeczne, rozumieć chciałbym ustrój, w którym władza, zachowując pozory demokracji, korzysta z prerogatyw stanu wyjątkowego, by manipulować definicją obywatelstwa i uszczuplać albo zabierać prawa obywatelskie.

Co ciekawe, w snach i na jawie chyba najmniej było lęków przed ekonomicznymi skutkami pandemii, czyli przed popadnięciem w ubóstwo z powodu utraty pracy i zarobków. Rozmaite programy osłonowe zapewniły – w stopniu względnym – wolność od niedostatku. Ale i temu poczuciu bezpieczeństwa towarzyszy lęk. Wiąże się on ze świadomością, że wolność od niedostatku osiągamy kosztem środowiska naturalnego. Środowisko to jest równocześnie pozbawione praw obywatelskich i poddawane skrajnemu wyzyskowi, co rodzi monstrualne zjawiska, takie jak pandemia. Jeśli zatem trudny dialog między snem a rozumem doprowadza nas do jakiejś konkluzji, to mówiłaby ona, że lepszy świat może powstać tylko pod warunkiem połączenia wolności ludzkich z wolnościami pozaludzkimi. Mówiąc inaczej, kiedy rozum śpi, do głosu dochodzi lęk, a kiedy rozum się budzi, zachowując pamięć lęku, wyłania się idea. Jej istotę wyraża słowo „sprawiedliwość”. Z perspektywy owego pojęcia współczesny rozum powinien przekroczyć kategorię wolności jako nadrzędną w słowniku ontologii politycznej. Nie chodzi o to, aby wolność porzucić, lecz o to, aby przyswoić ją i włączyć w nowy porządek. Nie musi nim być demokracja liberalna, powinien natomiast być to ustrój sprawiedliwy. Ważne jednak, aby owa sprawiedliwość objęła środowisko ludzkie i pozaludzkie.

Ustroju tego nie da się dziś precyzyjnie zdefiniować, ponieważ ma on charakter eksperymentu. Do eksperymentu potrzebne są zasady i wyobraźnia, rozum i sen, poczucie bezpieczeństwa i lęk. To, co jest, okazuje się niewystarczalne, a to, co być powinno, jest nie do końca wyobrażalne. W tym krajobrazie niepewności jedno uznałbym za pewnik: nie da się naprawić demokracji bez zmiany stosunku do środowiska naturalnego i nie da się zmienić podejścia do środowiska naturalnego bez zmiany demokracji.

Oto moje praktyczne marzenie, które się wyłoniło ze spotkania snu i rozumu.

Tekst powstał w oparciu o głos w debacie Gdy rozum śpi… O myśleniu w czasach przełomu, zorganizowanej przez forumIdei Fundacji Batorego z okazji ustanowienia nagrody im. Marcina Króla dla najlepszej książki proponującej nowe idei z dziedziny myśli społecznej i politycznej, historii idei i badań nad przyszłością, refleksji nad cywilizacją i kulturą.

Przemysław Czapliński – historyk literatury i krytyk. Profesor literatury współczesnej. Pracownik Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Członek korespondent Polskiej Akademii Nauk.

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj