• Urszula Schwarzenberg-Czerny
22.04.2022

Rosja może tylko przyspieszyć katastrofę klimatyczną

Wojna w Ukrainie na pewno wpłynie na polską transformację energetyczną, choć trudno definitywnie określić w jaki sposób. Powstające scenariusze ekonomiczne, militarne, jak i te wynikające z nauki o klimacie, pokazują w jak bardzo złożonej sytuacji jesteśmy.

Wybuch konfliktu zbrojnego zbiegł się w czasie z publikacją ważnego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC – Intergovernmental Panel on Climate Change). Grupa naukowców funkcjonująca przy Organizacji Narodów Zjednoczonych opisała w nim pod koniec lutego, w jaki sposób możemy zmniejszyć poziom emisji i zatrzymać postępujące ocieplenie na poziomie 1,5 stopnia (w stosunku do czasów przedindustrialnych). Ograniczenie zniszczeń wywołanych katastrofą klimatyczną, które dotkną też obecnie żyjące pokolenie, nie będzie łatwe. Nie jest ono jednak niemożliwe, jeśli kraje podejmą działania już teraz – czytamy w raporcie, którego autorami są również polscy naukowcy. Rosyjska agresja wojskowa sprawiła jednak, że uwaga polityków skoncentrowana jest w tym momencie na uniezależnieniu się od źródeł energii z Rosji, na wspieraniu Ukrainy, a także na wzmacnianiu pozycji militarnej własnych krajów.

Naukowcy z IPCC piszą, że poziom emisji jest mocno związany z pozycją ekonomiczną: 10 proc. gospodarstw domowych, znajdujących się w najbogatszych państwach, odpowiada nawet za połowę emisji gazów cieplarnianych. 50 proc. najbiedniejszych gospodarstw domowych odpowiada tylko za 15 proc. Co więcej, w sytuacji, gdy ogromne wydatki idą na zbrojenie, środki na walkę z kryzysem klimatycznym też powinny wzrosnąć. I to sześciokrotnie. Nie złagodzą one jednak zupełnie silnych napięć społecznych związanych z konieczną transformacją energetyczną regionów mocno uzależnionych od kopalnych źródeł energii.

Jak w tym wszystkim odnajduje się Polska? Obecne wydarzenia wywróciły do góry nogami strategię energetyczną kraju (PEP 2040) i zbliżyły postawę rządową do tej przyjętej przez Unię Europejską. Wieloletnie działania dotyczące dywersyfikacji dostaw gazu sprawiły, że prawdopodobnie będziemy mogli zakończyć kontrakt jamalski w tym roku i całkowicie uniezależnić się od gazu ziemnego z Rosji. Inne państwa, które nie widziały na Wschodzie aż takiego zagrożenia, będą miały dużo trudniejsze zadanie.

Polska miała też najambitniejsze w Europie plany rozbudowy mocy gazowych, które teraz na pewno ulegną zmianie. Dlatego, że przez wojnę gaz na rynkach międzynarodowych bardzo podrożał, a miał on w Polsce zastąpić uzależnienie od węgla i ropy, bez konieczności dużych inwestycji w odnawialne źródła energii. Jednak derusyfikacja sprowadzanych surowców kopalnych nie jest już w Polsce taka oczywista. Rząd nie przedstawił na nią żadnego konkretnego planu i wydaje się, że po prostu skłania się do zastąpienia jednego dostawcy węgla i ropy innym. Ostatni raport IPCC nie musi tej postawy zmienić. Polskie władze do tej pory nie liczyły się z takimi rekomendacjami.

Rozwój polityki klimatycznej w Polsce będzie też zależał od rozwoju wojny w Ukrainie. Jeżeli Ukraina zwycięży, to jej odbudowa może pochłonąć nawet bilion dolarów. Już trwają rozmowy na ten temat między zaatakowanym krajem a Unią Europejską. Pójdą na to środki, które w innym wypadku przeznaczone byłyby na rozwój całego regionu, w tym na inwestycje w technologie klimatyczne. Ten zastrzyk z finansów unijnych jest Polsce niezbędny także po to, by przeprowadzić sprawiedliwą transformację, czyli pomóc osobom w rejonach górniczych odnaleźć się w zmieniającej się rzeczywistości (pieniądze m.in. na wsparcie socjalne). Przy osłabionej gospodarce, w kraju otrzymującym ograniczone dotacje i świadomie opóźniającym odejście od węgla, ten proces toczyć się będzie zbyt wolno. Jeżeli zaś Ukraina przegra, to staniemy się krajem frontowym, w którym zagadnienia militarne zdominują polską politykę. Wydatki na zbrojenie na pewno zastąpią wtedy wydatki na przeciwdziałanie skutkom kryzysu klimatycznego.

Jak gwałtownie może nastąpić taka zmiana w samym dyskursie politycznym, pokazuje przykład Francji. W toczącej się kampanii prezydenckiej temat katastrofy klimatycznej w ogóle się nie pojawia, mimo że kraj w sposób kompleksowy jej przeciwdziałał. Choć nie robił tego bezbłędnie, bo protesty ruchu Żółtych Kamizelek wyniknęły ze wzrastających cen paliwa, gdy wprowadzony podatek klimatyczny uderzył w gorzej sytuowanych. To, że Emmanuel Macron nie wraca do tego poważnego kryzysu swojej prezydentury jest zrozumiałe. Ale nie wykorzystuje go również Marine Le Pen. Rozmowy między nimi dotyczą raczej gwałtownego wzrostu cen energii i zmniejszającej się siły nabywczej. Wysokie koszty energii, będące efektem konfliktu zbrojnego w Ukrainie, są również dotkliwie odczuwalne przez polskich obywateli. Zatem będą wpływały na rosnące niezadowolenie społeczne. Tylko, że polska sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana, niż francuska. Bo u nas transformacja energetyczna dotyczy wszystkich nośników i właściwie całej gospodarki, więc skala niezadowolenia może być w nadchodzących, niepewnym i nieprzewidywalnych latach nieporównywalnie większa.

Urszula Schwarzenberg-Czerny – dziennikarka niezależna, przez wiele lat związana z  tygodnikiem „Polityka”. Współpracuje z Fundacją Batorego przy projekcie związanym z zieloną transformacją.

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj