• Marek Ziółkowski
21.07.2023

Ukraiński szczyt NATO w Wilnie

Lipcowy szczyt w Wilnie rozczarował tych, którzy oczekiwali przyjęcia Ukrainy do NATO, ale wypracowano na nim szereg konkretnych rozwiązań, które zwiększają bezpieczeństwo krajów członkowskich przed Rosją.

Ukraine first, Russia out

Status Ukrainy i jej międzynarodowa pozycja jest jednym z ważniejszych problemów dzisiejszej polityki światowej. Rosja podejmuje próbę rozwiązania tej kwestii poprzez zbrojne pozbawienie Ukrainy niezależności i narzucenie Europie i USA swojego sposobu uprawiania polityki międzynarodowej, czyli poprzez użycie siły, dyktat polityczny i szantaż gospodarczy. Stawka wojny Rosji przeciw Ukrainie jest więc niezwykle wysoka, zarówno niepodległość Ukrainy, jak i architektura polityczna i prawna europejskiego bezpieczeństwa.

NATO, tym razem na lipcowym szczycie w Wilnie kolejny raz omawiała swoją politykę wobec Ukrainy, wystawionej obecnie na brutalną agresję Rosji. Sojusznicy postanowili, że należy dać Rosji szansę na definitywne przegranie tej wojny. Ukraina natomiast ma uzyskać pomoc wojskową i polityczną, by tę wojnę zakończyć i otworzyć sobie drogę do członkostwa w NATO, które oznaczać może bezwzględne gwarancje bezpieczeństwa dla tego kraju.

Warunki bez znieczulenia

No mercy – Ukraina musi przeprowadzać reformy, nawet w warunkach wojny. Oficjalny komunikat wileńskiego szczytu stanowi, że Ukraina zostanie zaproszona do NATO, gdy sojusznicy wyrażą na to zgodę, a także gdy warunki zostaną spełnione. Sojusznicy w tej sprawie są konsekwentni od lat, a konkretnie od pierwszego postzimnowojennego rozszerzenia NATO, czyli od 1999 roku. Traktat Waszyngtoński już w preambule, a potem w artykule 1, czyli logicznie wciąż przed zobowiązaniem do wspólnej obrony z artykułu 5 mówi, że sojusznicy są zdecydowani ochraniać wolność, wspólne dziedzictwo i cywilizację swych narodów, oparte na zasadach demokracji, wolności jednostki i rządów prawa. Nota bene, nieliczni przeciwnicy rozszerzenia NATO o Czechy, Polskę i Węgry w senacie USA podnosili właśnie argumenty o niedojrzałej demokracji i napięciach etnicznych w tym regionie Europy. W przypadku Ukrainy chodzi wciąż o to samo: uzyskanie przez sojuszników pewności, że stan rządów prawa i wolnorynkowych zasad gospodarki jest zadawalający. Wojna w tej kwestii niewiele zmienia.

Sojusznicza ocena Ukrainy zawsze i dzisiaj zawiera opis jej szans na froncie i stan wewnętrznych reform. W trakcie szczytu uzgodniono wieloletni program wsparcia, by pomóc Ukrainie w przejściu z postsowieckich standardów na NATO-wskie. Sojusznicy uzgodnili też zniesienie wymogu wypełnienia przez Ukrainę Planu Działań na Rzecz Członkostwa (MAP). Reklamuje się to jako polityczną koncesję na rzecz Ukrainy, jednak sojusznicy dysponują już wiedzą o całkiem solidnym  dorobku ukraińskich reform, nie tylko w sektorze obronnym. Wystarczy w tej sprawie posiłkować się kompetentnymi raportami EU ze współpracy z Ukrainą, szczególnie po podpisaniu umowy stowarzyszeniowej w 2014 roku, i teraz po nadaniu Ukrainie statusu kandydata do EU. Zdecydowanie przeważają oceny pozytywne, a program ukraińskiej odbudowy zdecydowanie odpowiada unijnym wyobrażeniom o nowoczesnej gospodarce.

Nikt nie powinien się dziwić, że NATO powtórzyło oczywiste od lat warunki ewentualnego członkostwa, pewien niedosyt pozostawia jednak ultra formalistyczne podejście do tej kwestii. Przecież komu jak komu, i kiedy, ale teraz nie wypada Ukraińcom wypominać, że ich sektor obrony nie spełnia wystarczająco standardów NATO. A jakaż to armia NATO byłaby w stanie stawić taki opór armii rosyjskiej, jak czynią to ukraińscy żołnierze. Ukraińcy natomiast, zamiast zżymać się na „reformatorskie” pouczenia, mogli odwołać się do swego dorobku współpracy z EU.

Zakończenie wojny, początek członkostwa

Zachodnia i ukraińska dyplomacje koncentrują się na politycznej kalkulacji związanej z przyjęciem Ukrainy do NATO, a przede wszystkim związku takiej decyzji z przebiegiem wojny w Ukrainie i formą jej zakończenia. Ten związek opisano w Wilnie wielokrotnie: dopóki trwa wojna, nie można mówić o zaproszeniu dla Ukrainy. Niektórzy formułowali to nieco bardziej zdecydowanie: najpierw zakończenie wojny, potem decyzja o członkostwie.

Najprostsza interpretacja tej formuły jest taka, że przyjęcie do Sojuszu kraju w stanie wojny, oznaczałoby automatycznie konieczność uruchomienia art. 5, czyli instrumentów kolektywnej obrony dla tego kraju, włącznie z militarnym włączeniem się niektórych państw Sojuszu do wojny. W konsekwencji politycznie i wojskowo Sojusz stałby się uczestnikiem i pewnie reżyserem wojny. Takiego scenariusza, czyli wejścia w III wojnę światową nikt w Sojuszu nie akceptuje i nie może zaakceptować.

Jeszcze raz powróćmy do Traktatu Waszyngtońskiego. Sojusz przede wszystkim stara  się powstrzymywać się w swych stosunkach międzynarodowych od użycia lub groźby użycia siły w jakikolwiek sposób niezgodny z celami Narodów Zjednoczonych, a także przyczyniać się do rozwoju pokojowych i przyjaznych stosunków międzynarodowych. Jeśli więc ktoś szuka uzasadnienia dla militarystycznej wizji Sojuszu i polityki siły, to zapewne musi czytać sporo rosyjskich komentarzy. Nic z tego, NATO to organizacja polityczno-wojskowa, a nie wojskowa wyłącznie i w politycznym, a nie w wojskowym instrumentarium należy poszukiwać siły polityki Sojuszu i jego zdolności do wygrywania takich bitew, jak np. Zimna Wojna.

Co do formy zakończenia wojny, to zrozumiałe jest stanowisko Ukrainy, że pokój możliwy będzie tylko po wycofaniu się Rosji do granic z 1991 roku, czyli dokonaniu wojskowo i dyplomatycznie tego, co było nie do pomyślenia jeszcze w lutym 2022 roku, a teraz dzięki ukraińskim postępom na froncie i zachodniej pomocy może być rozważane jako jedno z możliwych rozwiązań. Czy jedyne – czas, dyplomacja i polityka siły pokażą.

Skandynawska lekcja dyplomacji

Finowie i Szwedzi byli partnerami NATO od wielu lat i doskonale rozumieli specyfikę kolektywnej obrony i różne polityki Sojuszu, a przede wszystkim pierwszeństwo politycznych sposobów ograniczania zagrożeń dla bezpieczeństwa członków Sojuszu. Po agresji Rosji na Kijów oba kraje błyskawicznie przeprowadziły własną ocenę rosyjskiego zagrożenia i możliwych sposobów ich zahamowania. Dotychczasowa polityka aktywnego uczestnictwa w bezpieczeństwie europejskim na swoich ekskluzywnych prawach państw niezagrożonych i opowiadających się za dialogiem z Rosją została zanegowana. Uznano, że politykę dialogu z Rosją należy zastąpić jej izolacją, a zagrożenie z jej strony ograniczać poprzez wspólne uczestniczenie w NATO.

Zaproszenie obu krajów do NATO było tyleż formalnością, co reakcją Sojuszu na od wielu lat oczekiwany proatlantycki przełom w strategicznych decyzjach tych krajów. Morze Bałtyckie staje się w pełni strategicznym obszarem NATO. To fakt pozytywny zarówno dla Polski, jak i Ukrainy, gdyż wszelkie wydarzenia i decyzje (np. sankcje) ograniczające wpływy Rosji, osłabiają także jej siłę w wojnie z Ukrainą.

Polska w Sojuszu

Wileński szczyt nie zmienił solidnej pozycji i roli Polski w NATO. Od lat, dzięki odpowiednim wydatkom na sektor obrony, angażowaniu się w rożne misje Sojuszu, dobremu rozeznaniu w regionie, a obecnie dzięki wsparciu dla Ukrainy zajmujemy wiarygodną pozycję na wschodniej flance NATO. Dla zaznaczenia podziału pracy w Sojuszu zaznaczę, że główna rola na szczycie w Wilnie przypadła Stanom Zjednoczonym, które także tradycyjnie (od wielu dziesięcioleci) podkreślają, że ich głównym partnerem europejskim w Sojuszu są Niemcy. O ustaleniach szczytu wileńskiego dot. zaproszenia Ukrainy mówiono, jako o amerykańsko-niemieckiej koncepcji. Szczegółowe kwestie przedstawione przez naszą delegację: wypowiedzenie Aktu Stanowiącego NATO – Rosja z 1997 roku i rozwinięcie programu tzw. nuclear sharing nie zyskały znaczącego rezonansu, trudno więc znaleźć dla nich silne uzasadnienie.

Co kluczowe, nasze bezpieczeństwo wzmocni się po przyjęciu przez sojuszników decyzji o opracowaniu regionalnych planów obronnych. W najbliższym czasie powstaną trzy szczegółowe plany: jeden dla północy kontynentu, drugi dla południa, a trzeci dla wschodniej flanki. Chodzi m.in. o zwiększenie liczebności wojsk szybkiego reagowania do 300 tysięcy. Nowe plany zakładają, że Sojusz będzie gotowy do natychmiastowej odpowiedzi w przypadku ataku. Dotychczasowe plany zakładają, że zaatakowany kraj musi sam powstrzymać atak, dopóki wojska NATO nie przyjdą z pomocą. To pierwsze regionalne plany obrony od wielu dziesięcioleci. To także świadectwo powrotu Sojuszu do silnej polityki odstraszania i przekonania, że dotychczasowa polityka wobec Rosji – współpraca, budowa zaufania i odstraszanie – się wyczerpała.

 

Marek Ziółkowski – dyplomata, w latach 2017-2019 ambasador RP przy NATO, wcześniej piastował stanowiska m.in. podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, ambasadora RP w Kenii oraz ambasadora RP w Ukrainie.

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj