• Joanna Cieśla
25.06.2021

Czy można jeszcze powstrzymać katastrofalne zmiany w edukacji?

Szeroko omawiane projekty zmian prawa oświatowego przygotowywane w Ministerstwie Edukacji i Nauki oraz w Kancelarii Premiera nie tylko sprowadzają samorządy do roli biernych sponsorów realizacji rządowych wizji i znoszą bariery dla ideologizacji szkoły. W dalszej perspektywie będą również miały antywychowawczy i demoralizujący wpływ na uczniów, pogłębiając ich psychiczne kryzysy. Ostatecznie demolują też szanse na powstawanie wspólnot, łączących szkolne społeczności.


Przypomnijmy, w opublikowanych na rządowych stronach internetowych opisach projektów ustaw przewidziane jest m. in. wzmocnienie roli kuratorów przez niemal całkowite przekazanie im (a odebranie samorządom) decyzyjności w sprawach wyboru i odwoływania dyrektorów szkół, wprowadzenie nowej odpowiedzialności karnej dla tychże dyrektorów, praktyczne zamknięcie placówek dla organizacji społecznych prowadzących zajęcia edukacyjne.

Minister Przemysław Czarnek nie udaje nawet, że forsując zmiany ma na względzie interes tych, dla których działają szkoły: uczniów – rozwój ich potencjału, wsparcie wobec wyzwań zmieniającego się świata, czy po prostu szczęśliwe życie. Jeśli szef MEiN cokolwiek mówi o dzieciach i nastolatkach, to tyle, że trzeba ich ukształtować – tak, by wypełniali przewidzianą przez prawicowy rząd agendę. Chodzi w szczególności o wierność konserwatywno-narodowym wartościom, danie odporu „ideologii neomarksistowskiej” i przywrócenie Polsce roli przedmurza chrześcijaństwa. Większość młodych raczej tego oczekiwania nie spełni. Dostęp do informacji i komunikacja są dziś zbyt łatwe, by ta część projektu mogła się powieść. Dzieci i młodzież – traktowane instrumentalnie i przedmiotowo – będą jednak cierpieć z powodu ignorowania ich rzeczywistych potrzeb, trudności i pragnień. Współpraca z nauczycielami skupionymi na tym, by nie podpaść politycznej władzy (zapewne nie będą to wszyscy, ale niektórzy przyznają, że nie widzą innego wyjścia; już dziś ogarnia ich lęk o własną zawodową przyszłość) może dostarczyć przykrych przykładów oportunizmu i zwyczajnych ludzkich rozczarowań. Pojawiają się też głosy, że dla bezpieczeństwa obu stron lepiej będzie w szkole unikać głębszych rozmów, w których komuś mogłyby się wymknąć ryzykowne opinie. Realnym zagrożeniem staje się, wreszcie, naruszanie osobistej wolności i godności uczniów z grup mniejszościowych, w tym LGBTQ+ , którzy w ostatnich latach z rosnącą odwagą zaczęli mówić o własnych identyfikacjach.

Zupełnie jawnie minister Czarnek – uzasadniając w mediach forsowane projekty zmian – dzieli też grupy tworzące szkolną społeczność. Z jednej strony przedstawia zaostrzenie represji wobec dyrektorów i nauczycieli jako odpowiedź na problemy zgłaszane przez rodziców uczniów. Z drugiej strony tłumaczy, że ograniczenie wpływu samorządów ma bronić dyrektorów przed „lewackimi czy wręcz postkomunistycznymi prezydentami miast”, naciskającymi jakoby, aby wpuszczać do szkół podejrzane moralnie organizacje pozarządowe. Jako spełnienie postulatów samorządów szef przedstawia MEiN z kolei – krytykowane w środowisku – plany zmian w wynagrodzeniach nauczycieli.

To paradoks, że próba skłócenia wszystkich ze wszystkimi – na razie przynajmniej – doprowadziła do budowy wspólnego frontu samorządowców, nauczycieli, rodziców i uczniów, organizacji społecznych sprzeciwiających się rządowym planom. Przedstawiciele wymienionych środowisk z początkiem tygodnia zorganizowali razem konferencję prasową, a następnie protest przed siedzibą MEiN, napisali petycję przeciwko centralizacji i zamachowi ideologicznemu na oświatę. Byli też uczestnikami zwołanej przez Fundację Batorego debaty pod hasłem „Alarm dla edukacji!”.

Istotna część tej rozmowy skupiła się wokół pytania, czy ofensywę ministra Przemysława Czarnka można jakkolwiek powstrzymać? Większość uczestników zgodziła się, że próba takiego hamowania nie musi być bezowocna. Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, zaproponował, aby zorganizować ogólnopolski kongres edukacyjny, z udziałem wszystkich zainteresowanych stron, a także premiera. Celem miałoby być uświadomienie szefowi rządu, jakie spustoszenia społeczne wprowadzą planowane zmiany.

Warunkiem koniecznym jest jednak wzmocnienie i poszerzanie wspomnianego wspólnego frontu. Doświadczenia pandemii i zdalnej nauki pod pewnymi względami ułatwiają to zadanie. W szczególności w szkołach podstawowych nauczyciele i rodzice zyskali okazję, by bliżej się poznać, chcąc nie chcąc zaglądając nawzajem przez kamerki do wnętrz swoich domów. Dla części nauczycieli te rodzicielskie „hospitacje”, towarzyszenie dzieciom w lekcjach, stanowiło opresję. Ale nie brak i głosów, że miało to plusy, pomagając rodzicom na własne oczy zobaczyć realia nauczycielskiej pracy i zrozumieć, na czym polegają jej wyzwania. W niektórych szkołach i miejscowościach poprawiła się też komunikacja między prezydentami czy wójtami a rodzicami uczniów publicznych placówek. Wiceprezydentka Sopotu Magdalena Czarzyńska-Jachim zwracała uwagę, że ojcowie i matki przyzwyczaili się do korzystania z e-dzienników. W Sopocie chętnie i skutecznie wykorzystywano ten kanał, by informować rodziców o stanowiskach, inicjatywach, czy propozycjach miejskich. Podobnie, wiceprezydent Ełku Artur Urbański, podkreślał przełomowość osiągnięcia, które dziś już zdążyło spowszednieć: w pandemii oswojono szereg narzędzi umożliwiających niemal nieograniczony kontakt i konsultacje z krajowymi i zagranicznymi ekspertami, dawniej trudno dostępnymi, zwłaszcza z poziomu mniejszych miast. Niewątpliwie – nawet w sezonie urlopowym – jest więc jak rozmawiać.

Jest też o czym – bo wraz ze sprzeciwem wobec działań MEiN wciąż rodzą się alternatywne pomysły na przyszłość szkoły. Członkowie organizacji społecznych w inicjatywie nazwanej „SOS dla edukacji” – w ostatnich miesiącach namyślali się nad tym, jak można zadbać o rozwój szkół na poziomie lokalnym – bez zmiany ministra i przepisów. Jak opowiadała dr Iga Kazimierczyk z Fundacji Przestrzeń dla Edukacji, dyskutowano m. in. o tym, w jaki sposób społecznie realizować edukację obywatelską, klimatyczną czy antydyskryminacyjną, ale i o tym, jak na poziomie szkoły wspierać młodych w kryzysach. Dziś okazuje się, że realizacja wypracowanych pomysłów może być bardzo trudna. Jednak w przekonaniu dr Kazimierczyk środowiska zainteresowane rozwojem szkoły mogą być silniejsze niż presja ministerstwa. Inicjatyw i determinacji organizacji społecznych, korporacji samorządowych, związków zawodowych jest tak dużo, że niełatwo będzie je zignorować. Renata Czaja – Zajder z inicjatywy Protest z Wykrzyknikiem, poznańska polonistka i etyczka zaangażowana też w edukację antydyskryminacyjną, dodawała, że w ankiecie z pytaniem o to, czy tego rodzaju działania są potrzebne, przeprowadzonej wśród rodziców uczniów szkoły, w której pracuje 98 proc. odpowiedziało „TAK”. Nauczycielka przyznawała jednak, że przepełnia ją niepokój, czy wystarczy mobilizacji, aby rządowe plany przewalczyć.

Kolejnym warunkiem koniecznym, by zachować szanse na owo przewalczenie, jest szybkie tempo działań. Jak zwracał uwagę prezes ZNP, z proponowanym przez niego kongresem należałoby zdążyć przed ostatnim lipcowym posiedzeniem Sejmu, gdy projekty zmian prawa oświatowego zapewne będą procedowane. Losy rządowych głosowań nie są już tak pewne jak były jeszcze kilka miesięcy temu. Nadzieja na to, że nowe przepisy nie zostaną zaakceptowane przez  parlament przed wrześniem, nie jest całkowicie bezpodstawna.

Widać też jednak, że polityczna i ideologiczna ofensywa nie traci tempa. Już po zakończeniu wtorkowej debaty projekt ustawy wprowadzający nowe przepisy karne dla dyrektorów został opublikowany i skierowany do konsultacji. Wyjaśniło się, że dyrektor, „który przekracza swoje  uprawnienia lub nie dopełnia obowiązków w zakresie opieki lub nadzoru nad małoletnim, czym działa na szkodę tego małoletniego” (nader ogólne sformułowania), może trafić na trzy lata do więzienia.  Jednocześnie media obiegły doniesienia o rozpoczęciu procedury dyscyplinarnej wobec dyrektora warszawskiego liceum, który na Twitterze krytykował zależnego od PiS prezesa olsztyńskiego sądu  Macieja Nawackiego. Szef MEiN po raz kolejny obraził osoby LGBTQ+, sugerując, że uczestnicy Parady Równości nie są „normalni”.

Dorota Łoboda, warszawska radna i matka licealistki, podkreślała, że osoby, które dziś są uczniami, nie dostaną drugiej szansy – nie będą drugi raz w liceum, teraz doświadczają opresji, wyjdą ze szkół z ranami i traumami. To kolejny powód, dla którego trzeba organizować się szybko.

Warto przy tym pamiętać, że w ostatnich latach powstały znaczące diagnozy stanu i potrzeb oświaty. Obok wspomnianych prac SOS dla Edukacji, są raporty: Strajku Kobiet (przygotowany z licznym udziałem uczniów) i Narady Obywatelskiej o Edukacji. Gotowa jest więc ogólna baza, od której można się odbić, by ustalać, jak wywierać presję na władze, jakie formy akcji społecznych i protestów wybrać, jak tu i teraz, mimo wakacji, przekonać dotychczas niezaangażowanych do obrony szkół i tworzących je ludzi. We wrześniu na dyskusje nie będzie już czasu, teraz – mogą przynieść efekty. To jest alarm – w najdosłowniejszym znaczeniu.

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj