Politycy zajmujący się promocją swojej kandydatury w wyborach jeszcze przed ich formalnym zarządzeniem to zjawisko, do którego zdążyliśmy niestety przywyknąć. Definicji tak zwanej „prekampanii” nie znajdziemy w prawie, podobnie jak mechanizmu prewencji czy innych narzędzi, które pozwoliłyby ograniczyć organom państwa jej skalę i skutki. A te pozostają destrukcyjne dla polskiego życia publicznego, zarówno w obszarze przejrzystości finansowania polityki, jak i reguł wyrównujących szanse kandydatów startujących w wyborach.
Standardy prowadzenia i rozliczania kampanii wyborczej w okresie ją poprzedzającym rzecz jasna nie obowiązują. Nie wiadomo od kogo „prekandydaci” biorą pieniądze, aby móc zacząć przedwczesną agitację i czy nie uzależniają się tą drogą od tajemniczych donatorów. Trudno cokolwiek ustalić w kwestii kosztów prekampanii i wykorzystania dla jej celów darowizn rzeczowych. Państwowa Komisja Wyborcza od lat prezentuje jednoznaczne stanowisko wobec problemu, wskazując, że prekampania narusza zasadę równości kandydatów i komitetów wyborczych, stanowi zaprzeczenie dobrze pojmowanej kultury politycznej i jest powszechnie odbierana jako obejście prawa. Przypomina, że agitacja wyborcza może odbywać się jedynie między datą ogłoszenia wyborów i dniem poprzedzającym głosowanie.
Kampania wyborcza przed wyborami samorządowymi w październiku 2018 roku, choć nie trwała długo, bo zaledwie 2 miesiące i 6 dni, to w przypadku walki o fotel prezydenta Warszawy miała swoje długie preludium. Pierwszy z faworytów na to stanowisko ogłosił swój start w wyborach już w listopadzie 2017 roku, drugi – niecałe pół roku przed datą głosowania. Obaj często i chętnie mówili w tym czasie o swoich pomysłach na Warszawę i o sobie nawzajem w mediach, internecie czy na spotkaniach z wyborcami. Jako mieszkaniec warszawskiej Pragi jeszcze w czerwcu zostałem obdarowany ulotką z zaproszeniem na „otwarte spotkanie z ministrem sprawiedliwości” w urzędzie dzielnicy Praga-Północ. Podczas telewizyjnej debaty zorganizowanej już w trakcie kampanii przeciwko takim praktykom zaprotestował jeden z kandydatów, nazywając je oszustwem i wyrażając zdziwienie, iż mimo słów potępienia spływających na Rafała Trzaskowskiego i Patryka Jakiego ze strony PKW „nikt nic z tym dalej nie zrobił”. Patrząc na wyniki warszawskiej elekcji, w której obaj mający na koncie wyborczy „falstart” politycy uzyskali ponad 85% wszystkich głosów, a pozostałych dwunastu kandydatów łącznie niespełna 15%, trudno uwierzyć w to, że długa i intensywna prekampania pozostała bez wpływu na taki rozkład głosów. Jakkolwiek zabrzmi to fatalnie dla szacunku do litery prawa, mogła się ona zwyczajnie opłacić tym, którzy ją prowadzili.
Wprowadzenie sankcji karnych za działania prekampanijne byłoby problematyczne, gdyż winę trudno będzie w wielu przypadkach udowodnić. Stosowanie kar wobec przyszłych kandydatów za prowadzenie przedwczesnej agitacji wyborczej może spotkać sie z poważnym zarzutem ograniczania wolności słowa i prawa do prowadzenia przez partie polityczne regularnej działalności informacyjnej. Na seminarium Fundacji Batorego poświęconym problemowi prekampanii eksperci zgodzili się co do tego, że występuje on w wielu współczesnych demokracjach i bardzo trudno go wyeliminować w praktyce. Szkody, które wyrządza procesowi wyborczemu, można jednak zniwelować, jeśli prekampania przestanie być atrakcyjną opcją w walce o głosy wyborców. Uczestnicy debaty wskazywali, że pozytywne skutki może przynieść wydłużenie czasu samej kampanii wyborczej do sześciu miesięcy. Wszystkie komitety wyborcze otrzymają wówczas swobodę agitacji przez pół roku i możliwość korzystania w tym okresie m.in. z przyspieszonego trybu sądowego w przypadku pojawienia się godzących w dobre imię kandydatów pomówień. Wyborcy będą mieli okazję lepiej poznać kandydatów.
Wraz z wydłużeniem kampanii wyborczej istnieje też potrzeba zwiększenia jej przejrzystości, o co od wielu lat apelują m.in. organizacje społeczne monitorujące finansowanie kampanii. Dlatego komitety wyborcze w trakcie kampanii powinny mieć obowiązek bieżącej publikacji w internecie dokumentów potwierdzających źródła otrzymywanych wpłat i ponoszone koszty. Kampania choć dłuższa, będzie wówczas bardziej wnikliwie obserwowana, nie tylko przez organy wyborcze, ale też obywateli, media i konkurujących ze sobą kandydatów, z pożytkiem dla wszystkich. Znany dobrze problem obchodzenia zasad kampanii wyborczej ma niestety duże szanse powrócić w roku podwójnych wyborów, najwyższy czas wyciągnąć z niego lekcje.
Zapraszamy do zapoznania się z publikacją „Jak rozwiązać problem prekampanii wyborczej?”
Autor wyraża podziękowania osobom, które przyczyniły się powstania tego tekstu, biorąc udział w seminarium Fundacji Batorego 2 lipca 2018 r., tj. grupie eksperckiej w składzie: prof. Antoni Dudek, dr Tomasz Gąsior, Witold Gintowt-Dziewałtowski, Grażyna Kopińska, Adam Sawicki, dr Jan Misiuna, Filip Pazderski i dr Jarosław Zbieranek.