• Krzysztof Izdebski
03.02.2022

Dokąd porwie nas Pegaz?

Powołana przez Senat komisja nadzwyczajna stoi przed szansą zwiększenia świadomości Polek i Polaków na temat braku efektywnej kontroli nad działaniami służb specjalnych. Jednak, mimo najlepszych chęci, działania wyższej izby parlamentu to jeszcze za mało, by oczekiwać szybkich zmian. Czy temu zadaniu podoła sejmowa komisja śledcza? Za wcześnie, by o tym spekulować, szczególnie, że dyskusja wokół jej powołania jest na razie wyłącznie kolejnym elementem politycznego spektaklu. Na pewno warto, nie oglądając się na wyniki ustaleń komisji, rozpocząć szerszą dyskusję nad pomysłami przedstawionymi, w złożonym w Sejmie przez PSL, projekcie ustawy reformującej kontrolę na kontrolującymi. Problem, który nie znika z czołówek gazet, nie pojawił się wczoraj. Działania muszą być jednak podjęte jak najszybciej.

Spojrzenie na mapę

Dziennikarze, politycy, urzędnicy i działacze społeczni. To oni byli w ostatnich latach inwigilowani za pomocą oprogramowania Pegasus. Nie tylko w Polsce. Wiele wskazuje na to, że również hiszpański rząd pozyskiwał w ten sposób informacje na temat działaczy katalońskich, węgierski na temat dziennikarzy, a wiele innych, w tym Azerbejdżan, Maroko czy Salwador, zbierało dane o aktywnościach działaczy opozycyjnych.

Sprawa jest tym bardziej poważna, że Pegasus nie jest jedynym narzędziem pozwalającym na inwigilację drastycznie ingerującą w prawo do prywatności podsłuchiwanych i podglądanych oraz tych wszystkich, którzy się z nimi kontaktują. Dość wspomnieć informacje sprzed prawie 10 lat ujawnione przez Edwarda Snowdena, które do tej pory negatywnie wpływają na wizerunek Stanów Zjednoczonych jako światowego żandarma demokracji. Po aferze Pegasusa i rozgorzałej na nowo debacie na temat działań państw w stosunku do swoich obywateli, również polskie władze zmuszone są do reakcji.

Rozmówki o inwigilacji

Tymczasem, obóz władzy przypomina nazwiska dziennikarzy, którzy mieli być poddawani kontroli operacyjnej w czasach rządów PO-PSL czy zakup oprogramowania szpiegowskiego do inwigilacji smartfonów przez CBA, którego ówczesnym szefem był Paweł Wojtunik. Jednocześnie, przedstawiciele rządu zdają się bagatelizować sprawę Pegasusa, początkowo poprzez wyśmiewanie jej i poddawanie w ogóle pod wątpliwość, czy służby są w posiadaniu tego oprogramowania. Uwagę zwrócił komentarz wiceminister rozwoju Olgi Semeniuk, która w lekkim tonie powiedziała, że „gdybym była podsłuchiwana, lub w jakikolwiek sposób inwigilowana, nie miałabym z tym żadnego problemu, ponieważ nie mam nic do ukrycia”. Trudno o przykład większego lekceważenia problemu. Tak w kontekście przypadku użycia Pegasusa wobec polityków i prokuratorów, jak i w ogóle w kontekście szerszych zagrożeń dla prywatności obywateli wynikających ze zbierania przez służby kilobajtów danych na ich temat.

Wobec faktów, ujawnionych już wcześniej przez dziennikarzy, a potwierdzonych przez prezesa NIK Mariana Banasia podczas przesłuchania przed komisją senacką, zmieniono narrację. Przekonywano, że tę technikę inwigilacji stosowano zgodnie z prawem, bo po wyrażeniu zgody przez sąd. Jednocześnie politycy obozu rządzącego dawali do zrozumienia, że miało to związek z podejrzewaniem „podsłuchiwanych” o popełnianie przestępstw, a nie działalność opozycyjną. Sam Marek Suski mówił o kilkuset przykładach użycia Pegasusa rocznie. Co oznaczałoby, że dane dotyczące tysięcy osób były i zapewne są w posiadaniu służb.

Wyboista droga

Jak było naprawdę, nie wiadomo. Kontrola nad „podsłuchiwaniem” obywateli zdaje się być zupełnie iluzoryczna. Sądy, które mają akceptować kontrolę operacyjną, nie mają wystarczających informacji, by w pełni obiektywnie rozważyć czy faktycznie należy takiej zgody udzielić. Na marginesie trzeba zauważyć, że zdecydowanej większości sędziów nie przeszkodziło to w udzielaniu takich zgód – wyrażają akceptację dla prawie 100% wniosków złożonych przez właściwe organy. Wreszcie sami obywatele, którzy byli poddani kontroli operacyjnej, nie mają możliwości dowiedzenia się o tym w przypadku zakończenia działań, które nie wykazały z ich strony znamion przestępstwa. Tymczasem taka możliwość jest dostępna m.in. w Niemczech czy Norwegii.

Nie do obrony, a wręcz destrukcyjne jest dla demokracji stosowanie takich technik w stosunku do osób wobec których nie toczy się postępowanie karne, a jak wszystko na to wskazuje, jedyną motywacją jest polityczny rewanżyzm. Szczególnie bulwersujący jest oczywiście możliwy wpływ stosowania Pegasusa na przebieg wyborów w 2019 roku. Jest to jednak problem zdecydowanie szerszy, permanentny i wymaga nie tylko wyjaśnienia i ewentualnego ustalenia winnych, ale i drastycznej i systemowej przebudowy całego systemu. To zdanie tym pilniejsze, że kolejne wybory już za rok.

W kierunku zmian

Czy sprawa wykorzystania Pegasusa do śledzenia działalności polityków i aktywistów stanie się tym wydarzeniem, które wreszcie doprowadzi powszechnej zgody, że trzeba zająć się tym problemem w ujęciu kompleksowym? Cieszy, że komisja powołana przez Senat, jest nie tylko ciałem, które ma wyjaśnić „przypadki nielegalnej inwigilacji” i „ich wpływu na proces wyborczy”, ale również ma zająć się „reformą służb specjalnych”. Fundacja Batorego znalazła się na liście organizacji, które skierowały apel do Senatorów, aby ten właśnie element jej prac uznano za priorytetowy. Pisaliśmy na początku stycznia, że „oczekujemy, abyście wyszli Państwo ponad rozważania o tym, kto jest winny, a spojrzeli Państwo na tę sprawę systemowo i zapobiegli podobnym nadużyciom w przyszłości, przygotowując projekt ustawy, która ureguluje wykorzystanie przez polskie służby narzędzi do inwigilacji”.

Tym bardziej warto docenić, że w Sejmie pojawił się już projekt firmowany przez byłego ministra spraw wewnętrznych Marka Biernackiego, który zawiera m.in. postulowany w styczniu przez organizacje pozarządowe obowiązek poinformowania obywateli o tym, że byli poddani inwigilacji. Nie należy raczej patrzeć optymistycznie na sformowanie zgody politycznej wokół tego tematu. Pewną jaskółką nadziei jest co prawda wywiad, którego udzielił Rzeczpospolitej były minister rolnictwa, ale cały czas obecny poseł PiS J.K. Ardanowski. Rozważa poparcie dla powołania komisji śledczej, a być może jego własne podejrzenia o byciu inwigilowanym przez służby, zmotywują go również do poparcia projektu PSL. Wydaje się jednak, że w obecnej kadencji nic takiego się nie stanie. Może dlatego warto np. wpisać reformę kontroli służb specjalnych do sygnowanego przez opozycję i część środowiska organizacji pozarządowych tzw. paktu dla praworządności. Prawo do minimalizowania naruszeń prywatności obywateli jest nie mniej ważne dla poczucia praworządności, niż prawo do niezależnego sądu. Co więcej, wzmocnienie kontroli nad inwigilacją jest wzmocnieniem sądów. W zapadłym w styczniu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka wyroku Ekimdzkhiev i inni przeciwko Bułgarii wskazano, że ograniczenia możliwości kontroli sądowej procesu inwigilacji naruszają prawa człowieka.

Daleka podróż ku słońcu lub przepaści

Afera Pegasusa nie tylko stawia pytania o dopuszczalne granice naruszeń naszej prywatności. Wpływa również na poziom zaufania do władz oraz poczucie bezpieczeństwa. Bo fałszywy jest zero-jedynkowy obraz, że musimy wybierać między bezpieczeństwem rozumianym jako walka z przestępczością, a prawem do prywatności, wolnością wyrażania poglądów i zrzeszania się. Skoro wiele wskazuje na to, że inwigilowano nie tylko działaczy politycznych i urzędników, ale również aktywistów społecznych, to każdy zastanowi się co najmniej dwa razy, czy chęć zorganizowania protestów jest warta wpuszczenia do swojego życia służb specjalnych i polityków. Uruchamiają się również domysły, na ile materiały zbierane przez służby mogą być wykorzystywane do szantażowania polityków i funkcjonariuszy publicznych. Czy mogą pozostawać wierni swoim wyborcom i interesowi państwa, jeśli w obawie przed ujawnieniem informacji z ich prywatnego życia mogą postępować zgodnie z żądaniami szantażystów?

Zaufanie w Polsce to towar deficytowy. W tym jednak przypadku będzie narastał brak zaufania wszystkich do siebie nawzajem. Nieważne, czy jest się z tej czy innej partii, tej czy innej organizacji albo czy jest się wreszcie nieudzielającym się publicznie obywatelem, który ma to nieszczęście, że jego kolega jest dziennikarzem czy politykiem. Wprowadzenie kontroli nad służbami, w tym zwiększenie kontroli społecznej nad procesem inwigilacji, to jedna z najbardziej palących wyzwań państw chcących uważać się z demokratyczne i przejrzyste. Droga na pewno nie jest prosta, ale jest to jedyny cel, który powinniśmy dzisiaj obrać.

Krzysztof Izdebski – prawnik, aktywista działający na rzecz przejrzystości życia publicznego. Ekspert forumIdei Fundacji im. Stefana Batorego oraz Open Spending EU Coalition.

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj