23 czerwca 2013
Wołyń i pojednanie

  • Europa Wschodnia
  • Otwarta Europa

Dyskusję otworzyły wypowiedzi: Bogumiły Berdychowskiej (redakcja kwartalnika „Więź”), Jarosława Hrycaka (Ukraiński Uniwersytet Katolicki we Lwowie), Łukasza Kamińskiego (prezes Instytutu Pamięci Narodowej) i Myrosława Marynowycza (prorektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie).

Spotkanie poprowadzi: Grzegorz Pac (zastępca redaktora naczelnego kwartalnika „Więź”)
Nagranie debaty: youtube.com
Relacja z debaty
Trwają obchody siedemdziesiątej rocznicy wydarzeń na Wołyniu i Galicji Wschodniej w latach 1943-1944, od dłuższego czasu toczą się debaty publiczne na ten temat, towarzyszy im także dyskusja historyków. Jednak nie chodzi tu wyłącznie o trudną przeszłość. Jest to także dyskusja o relacjach polsko-ukraińskich i wpływie tych wydarzeń na teraźniejszość – zauważył prowadzący dyskusję Grzegorz Pac. Dlatego celem spotkania była próba odpowiedzi na pytanie, w jakim miejscu znajduje się teraz proces pojednania polsko-ukraińskiego – czy przybliżamy się, czy oddalmy od tego celu.
Pierwszą część spotkania otworzyła wypowiedź doktora Łukasza Kamińskiego. Według niego, w ciągu ostatnich lat nie udało się dokonać zbyt wielu kroków naprzód na drodze do pojednania. W rezultacie dialog polsko-ukraiński znajduje się w tym samym miejscu co dziesięć lat temu, o cofnięciu zaś nie może być mowy.
Odpowiadając na pytanie prowadzącego Kamiński stwierdza, że jeśli nie bralibyśmy pod uwagę elit, środowisk intelektualnych, politycznych czy religijnych, to w przypadku zbrodni wołyńskiej panuje raczej niepamięć. Pokazują to badania z lat 2003 i 2008 – niski był poziom wiedzy wśród Polaków o tych wydarzeniach, a wraz z upływem lat staje się sytuacja staje sie coraz gorsza. Ma to dość istotny i negatywny wpływ na proces pojednania. Jak można do niego doprowadzić, jeśli tak naprawdę oba społeczeństwa nie wiedzą co mają sobie wzajemnie przebaczać? – pytał Łukasz Kamiński. Pytaniem otwartym jest także to, czy po siedemdziesiątej rocznicy ten stan się zmieni.
Podczas poprzednich prób pojednania padały ważne deklaracje zarówno w wymiarze politycznym, jak i religijnym, ale za nimi szło stosunkowo niewiele realnych działań. Aby ten proces się dokonał konieczne jest przebycie trudnej bolesnej drogi, w trakcie której nie da się pominąć bolesnych spraw z przeszłości.
Według Kamińskiego szczególnie istotne są dwie kwestie. Po pierwsze, konieczne jest odpowiedzenie sobie na pytanie, jakie miejsce zajmuje w naszej historii zbrodnia wołyńska (nie tylko wspólnej, ale każdego społeczeństwa z osobna). Po drugie, czy oba narody podejmą realny wysiłek, który mógłby prowadzić do zbliżenia. Wieść do tego mogłoby takie działania jak wspólne badania mające na celu ustalenie liczby ofiar i sporządzenie ich listy, bowiem wokół tej kwestii toczy się podstawowy spór wśród historyków, co do którego nie ma zgody ani między polskimi i ukraińskimi, ani wśród polskich. Z tego powodu konieczne jest opieranie się na szacunkach. Oczywiście odtworzenie pełnej listy ofiar jest niemożliwe, ale mimo wszystko można wciąż ustalić wiele imion i nazwisk po obu stronach. „Dzięki czemu zostanie zawężone jedno z ważniejszych pól sporów i przekształci się ono w pole dialogu i współpracy” – stwierdził Kamiński. Taka pamięć o ofiarach mogłaby być przedmiotem wspólnej troski, chociażby pamięć wyrażana poprzez troskę o miejsca pochówku. Jeśli pojawią się takie wspólne projekty, to przy okazji następnej rocznicy będzie można powiedzieć, że udało się zrobić jakiś postęp. „W przeciwnym razie za pięć czy dziesięć lat znowu będzie trzeba wracać do tej samej sprawy” – powiedział Kamiński.
Są przede wszystkim dwie przyczyny, które utrudniają dialog polsko-ukraiński – podkreślał. Po pierwsze, zabrakło woli, przede wszystkim politycznej, aby po tych wspólnych deklaracjach podjęto jakieś istotne, duże projekty dokumentacyjne. Po drugie, jest to nierównowaga w stanie badań polskich i ukraińskich.
Oczywiste jest, że ogólnie w kwestii wołyńskiej na Ukrainie panuje niewiedza – przyznał prof. Jarosław Hrycak. „Dyskusje, które toczą się wokół wydarzeń na Wołyniu i rocznicy, dotyczą przeważnie zachodniej Ukrainy, a jeszcze dokładniej – Wołynia i Galicji. Nie słyszałem, aby takie dyskusje toczyły się na Zakarpaciu czy Bukowinie” – mówił. Natomiast jeśli chodzi o polityków, to można odnieść wrażenie, że stronią od tego tematu – jest to kwestia bardzo drażliwa i łatwo można stracić elektorat – podobnie jest zresztą w Polsce. Tę sytuację wokół wydarzeń na Wołyniu kapitalizuje nacjonalistyczna Swoboda, a także ta część rządzącej Partii Regionów, która jest podobna do Swobody, tylko że prezentuje wartości prorosyjskie. Ich reprezentantem jest jeden z najbardziej skorumpowanych polityków na Ukrainie Wadym Kołesniczenko, twórca frontu „antyfaszystowskiego”. „Dla niego Wołyń to wspaniały prezent” – mówił Hrycak. „On obwinia całą pomarańczową opozycję o to, że są przestępcami, popierają zbrodniczą ideologię i są spadkobiercami rzezi wołyńskiej” – dodał.
Gdy dziesięć lat temu na Ukrainie robiono badania po półrocznej dyskusji na temat Wołynia, w którą wówczas angażowało się znacznie więcej osób (wielu znanych polityk napisało na ten temat przynajmniej jeden artykuł albo książkę, pojawiały się filmy i programy), okazało się, że mniej więcej połowa Ukraińców nie wie, że w ogóle coś takiego się wydarzyło. 20-30 procent wiedziało, że coś się działo, ale nie potrafiło powiedzieć co. Około 20 procent wiedziało, że doszło do jakiegoś polsko-ukraińskiego konfliktu, ale nie znało szczegółów. Hrycak stawia tezę, że taka niska świadomość Ukraińców o wydarzeniach na Wołyniu nie musi być zjawiskiem negatywna. „Brak wiedzy albo amnezja to nie jest nic złego. Tak naprawdę jest to pozytywne zjawisko, bo czym większa amnezja, tym łatwiej działać na rzecz pojednania” – stwierdził.
Powodu zaostrzenia dyskusji dopatruje się on właśnie w tym, że w przeciągu ostatnich dziesięciu lat zaczęto więcej pisać i mówić na ten temat. Przykładem tego jest kontrowersyjna publikacja Wołodymyra Wiatrowycza, w której przedstawia on rzeź wołyńską jako drugą wojnę polsko-ukraińską. „Uważam tę książkę za skandaliczną, bo relatywizuje Wołyń” – powiedział Hrycak. Mimo podobnych odczuć niektórych środowisk, Wiatrowycz stał się „gwiazdą ukraińskiej sfery publicznej”. Pojawienie się takich książek sprawiło, że więcej mówi się Wołyniu, ale to nie jest wcale pozytywne zjawisko.
Według Hrycaka, różnica między rocznicami z lat 2003, gdy w Pawliwce odbyła się oficjalna uroczystość w rocznicę rzezi wołyńskiej z udziałem między innymi prezydentów Polski Aleksandra Kwaśniewskiego i Ukrainy Leonida Kuczmy, i 2013 jest taka, że jedna odbyła się przed, a druga po porażce pomarańczowej rewolucji. „Kluczowe słowo to «porażka»” – podkreślił Hrycak. Mniej więcej połowa Ukraińców żyje w depresji, ponieważ nie udało się zrealizować niektórych punktów rewolucji, szczególnie tych związanych z pamięcią historyczną. Jednym z podstawowych punktów prezydentury Wiktora Juszczenki była aktywizacja pamięci na temat Wielkiego Głodu z lat 1932-1933. Jego następca Wiktor Janukowycz zrobił wszystko, aby tę pamięć zdeaktywizować. „Ukraińcy czują się bardzo dziwnie. Z jednej strony, świat nie chce uznać, że Wielki Głód był ludobójstwem. (…) Z drugiej, wymaga się – i to właśnie tak jest odczuwane – od nich, że mają uznać Wołyń za ludobójstwo, które spowodowali Ukraińcy” – mówił Hrycak. To zaostrza dyskusję, a także pozwala zrozumieć popularność takich partii jak nacjonalistyczna Swoboda.
Według Jarosława Hrycak jedyną szansą jest zmiana rządu i nadaniu europejskich perspektyw Ukrainie. Powołuje się przy tym na amerykańskiego historyka Timothy’ego Snydera, który stwierdził, że w Polsce dyskusja na temat Holokaustu jest owocna, bo Polacy znajdują się w komfortowej sytuacji – są w Unii Europejskiej, nikt im nie zagraża, więc mogą swobodnie rozmawiać. „Ukraińcy nie mają tego komfortu” – zauważył.
Pozytywne jest to, że ten dialog nie jest toczony przez polityków, którzy – niezależnie, czy reprezentowali władzę, czy opozycję – nie potrafili odpowiednio go poprowadzić, bo bali się o swój elektorat. Obecnie włącza się do niego społeczeństwo obywatelskie. Ważne jest również oświadczenie kościołów. Jest to wyjątkowa sytuacja – wszystkie najważniejsze kościoły wystąpiły wspólnie, co bardzo rzadko zdarza się na Ukrainie.
Z tezą Łukasza Kamińskiego o polskiej niepamięci nie zgodziła się Bogumiła Berdychowska. Przypomniała badania przeprowadzone przez Muzeum Drugiej Wojny Światowej, z których wynika, że respondenci na pierwszym miejscu za wrogów w trakcie wojny uznali Ukraińców. Postawienie ich przed Niemcami i Związkiem Radzieckim oznacza, że mocno jest zakorzeniona pamięć o tragedii w relacjach polsko-ukraińskich. Ponadto – w porównaniu z innymi wydarzeniami historycznymi – o Wołyniu wie bardzo wielu respondentów.
Negatywną tendencją, która pojawiała się w ciągu ostatnich dziesięciu lat po stronie polskiej i ukraińskiej, jest zakwestionowanie dorobku dialogu polsko-ukraińskiego. Okazało się, że można całkowicie podważyć działania wokół wydarzenia, które doczekało się wielu książek, artykułów, filmów, a także omawianego i obchodzonego przez najwyższych urzędników państwowych. Jest to stanowisko części środowisk kresowych – podkreśliła Berdychowska.
Ma też ona inne zdanie niż Jarosław Hrycak na temat obchodów z 2003 roku. Pozwoliły one części środowisk kresowych, rodzinom ofiar oddać hołd swoim najbliższym. Nawet, gdyby tylko kompania honorowa wojska ukraińskiego złożyła kwiaty przed pomnikiem upamiętniającym zamordowanych Polaków – jak twierdzi Berdychowska – „też nie byłoby mało”. Społeczeństwo ukraińskie w jakimś stopniu było jeszcze niegotowe do tego spotkania i nie stawiło się licznie na tych uroczystościach. „Nie zabrakło dla mnie jednak postaci ważniej i symbolicznej” – powiedziała Berdychowska, mając na myśli kardynała kościoła greckokatolickiego Lubomyra Huzara.
Kolejną negatywną tendencją jest „dewaluacja słów i pojęć”, na co wpływ ma najbardziej radykalna część środowisk kresowych. Dla nich jedynym właściwym określeniem na wydarzenia na Wołyniu stało się „ludobójstwo”. Ponadto w części środowiska istnieje przekonanie, że mimo licznych dyskusji i publikacji na ten temat, „ich cierpienie jest ciągle niedocenione”.
Z kolei część Ukraińców uważa, że Polacy za pomocą Wołynia „chcą ich rzucić na kolana”. Zakładają ich złą wolę, a także próbę zbicia kapitału politycznego na tych wydarzeniach przez Prawo i Sprawiedliwość oraz Polskie Stronnictwo Ludowe.
Według Bogumiły Berdychowskiej, część środowisk kresowych eskaluje swoje oczekiwania. Po pierwsze, jest to już wspomniana kwestia ludobójstwa. Po drugie, domagają się potępienia wszystkich formacji i instytucji, które miały – lub nie – coś wspólnego z wydarzeniami na Wołyniu. W tym kontekście Berdychowska przypomina fałszywe zarzuty wobec metropolity Andrija Szeptyckiego i kościoła greckokatolickiego. Po trzecie, oczekują stanowiska, któremu wyraz nadał arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, żeby zamiast formuły zastosowanej przez biskupów polskich do niemieckich „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, użyć „niech Ukraińcy przepraszają i proszą o wybaczenie”.
Z pozytywnych tendencji trzeba – po pierwsze – wymienić „uspołecznienie” rocznicy. Ono i związane z nim poczucie odpowiedzialności obywatelskiej jest znacznie większe niż w 2003 roku. Podobnie jak Hrycak, Berdychowska podkreśla rolę kościołów w tym procesie, a w szczególności greckokatolickiego metropolity Światosława Szewczuka, ale nie uważa, aby było to wystarczające. „Z całym szacunkiem odnosząc się do inicjatyw społeczeństwa obywatelskiego, wiążąc wielkie nadzieje z aktywnością cerkwi, nie uważam, że należy zwolnić z myślenia o kształcie dialogu polsko-ukraińskiego świat polityki” – podkreśliła. „Politycy odgrywają i będą odgrywać znaczącą rolę w tym, jak potoczą się relacje polsko-ukraińskie” – dodała. Po drugie, na Ukrainie pojawiło się wiele tekstów ukraińskich intelektualistów, które „są nowym otwarciem”. Jest to znaczący postęp w stosunku do 2003 roku.
Bogumiła Berdychowska rekomendowała dwie kwestie na przyszłość. Pierwsza skierowana jest do Ukraińców: „trzeba przyjąć do wiadomości, że Polacy będą pamiętać i pamiętają o Wołyniu w sposób niekoniunkturalny”, bo „jest to elementarna powinność żywych wobec umarłych”. Drugą kieruje do wszystkich, którzy biorą udział w dyskusji na temat Wołynia: „musimy pamiętać, że po siedemdziesiątej rocznicy antypolskiej akcji na Wołyniu, będzie dzień następny i powinniśmy roztropnie ważyć słowa, żeby się nie okazało, że nazajutrz nie możemy ze sobą rozmawiać”.
„Słuchając moich kolegów odrodził się we mnie optymizm” – stwierdził profesor Myrosław Marynowycz. Według niego, spóźniono się z dyskusją o Wołyniu i przejęły ją radykalne środowiska. „Zaraz będzie można zobaczyć bardzo wiele radykalizmu na Ukrainie” – przyznał. Z jednej strony, Marynowycz wykazuje zrozumienie dla kół kresowych, którym „zabraniano pamiętać i mówić o ich bólu”, a – jak zaznaczył – to jest ich prawo, aby o tym mówić. Jest dla niego istotne, aby jednocześnie polskie społeczeństwo śledziło skutki mówienia tej prawdy, dlatego że można o niej mówić na różne sposoby – spokojniej lub agresywniej. Z drugiej, przypomina słowa Benedykta XVI o tym, że prawda jest niemożliwa bez miłości, a miłość – bez prawdy. Ciągłe mówienie w Polsce o Wołyniu może więc doprowadzić do radykalizacji nastrojów.
Można spotkać się z postulatami, aby osądzić ideologię Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów tak samo jak nazizm. „Uważam, że życie jest znacznie bardziej skomplikowane” – powiedział Marynowycz i przekonuje, że takie działania nie doprowadzą do niczego dobrego. Przypomina ukraińskich dysydentów, których w latach dziewięćdziesiątych polska strona traktowała jak przyjaciół i którzy robili pierwsze kroki w stronę pojednania polsko-ukraińskiego, a jednocześnie dawniej byli związani z OUN-em lub sympatyzowali z nią.
„Bardzo niepokoi mnie obniżenie duchowego poziomu rozmów na temat Wołynia” – powiedział Marynowycz. Obie strony mówią, że ich działania były spowodowane przez drugą stronę. Jest to dla niego przejaw „dechrystianizacji dusz”. Obie strony postępują raczej zgodnie z zasadami Starego Testamentu niż Nowego – „zamiast mówić o grzesznikach, wśród których pierwszy jestem ja” wybierają „oko za oko, ząb za ząb”. Według Marynowycza, absurdalne jest mówienie, że wina nie jest po cudzej stronie. „A ja słyszę to i na Ukrainie (…), i w Polsce” – zauważył. Tylko poziom chrześcijański umożliwia szukania sensu w wydarzeniach na Wołyniu.
Marynowycz uważa, że sprowadzenie działań na rzecz pojednania do odkrycia i wyliczenia faktów, jak uważa Instytut Pamięci Narodowej, to za mało. Kiedy przypomina się te straszne historie, których dokonali Ukraińcy, ale i niemniej straszne akty zemsty ze strony Polaków, to przywraca się społeczeństwu ból. Mówienie, że w ten sposób się go leczy, może doprowadzić do tego, że „powrócimy do stanu wojny. Trzeba się tego bardzo obawiać”.
Fala radykalizmu, jednak w końcu ustąpi. „Na świecie nie ma niczego wiecznego” – powiedział Marynowycz. Wcześniej mieliśmy do czynienia z okresem, którego symbolem był Jacek Kuroń, gdy „otwierały się serca”. „Ten czas znowu powróci” – uważa Marynowycz, ale trzeba robić wszystko, aby w tym pomóc.
W dalszej części spotkania dyskutanci mogli ustosunkować się do tez, które padły w trakcie wprowadzających wystąpień. Łukasz Kamiński – po pierwsze – poddał pod wątpliwość tezę Jarosława Hrycaka o tym, że amnezja ułatwia pojednanie. „Czy to jest prawdziwe pojednanie?” – pytał. Amnezja jest niemożliwa, bo we współczesnym świecie świadectwa ofiar są tak silne, że prędzej czy później powrócą. Może to spowodować, że kontrolę nad nimi przejmą środowiska radykalne, którym niekoniecznie będzie zależało na pojednaniu. Po drugie, odnosząc się do wypowiedzi Bogumiły Berdychowskiej, zauważył, że nie tylko sama wiedza o wydarzeniu jest istotna, ale także strefa symboliczna wytworzona wokół niego, która w tym przypadku nie jest tak silna, jak wokół innych wydarzeń historycznych. Po trzecie, przyznał, że nie można nie brać pod uwagę tej radykalnej części środowisk kresowych, o której mówiła Berdychowska, bowiem nie jest możliwe, aby ten głos wyciszyć. Powoływał się tutaj na słowa Marynowycza: „skrywany ból powróci z większą siłą”. Po czwarte, dyskusja o bolesnej historii zawsze musi wywoływać ból, nie da się go uniknąć. Podjęcie jednak tej próby „nie tyle wywoła konflikt, co pozwoli nam uniknąć jakichś gorszych relacji w przyszłości” – konkludował Kamiński.
Jarosław Hrycak podkreślił, że jako historyk rozdziela historię i pamięć historyczną, bo są to zupełnie inne rzeczy – „czasem wzajemnie się wykluczające”. Kolektywna pamięć nie przewiduje wiedzy o historii. Tym zajmują się historycy, których zadaniem jest prowadzenie jak najdokładniejszych badań.
Hrycak bronił swojej tezy o pożyteczności braku pamięci historycznej. Jako przykład podał Hiszpanię, gdzie przyjęto pakt o amnezji. Takie działania pomagają społeczeństwom, które mają za sobą traumę totalitarnego albo autorytarnego reżimu, jak na Ukrainie. Niestety w przypadku Ukrainy nie da się zainicjować takiego paktu, chociaż były podjęte pewne próby wprowadzenie go w czasach prezydentur Leonida Krawczuka i Leonida Kuczmy. „Nie zauważamy, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat w naszych krajach – Polsce, Ukrainie i Rosji – pojawiło się coś takiego jak polityka pamięci historycznej” – podkreślił Hrycak. Takie sąsiedztwo utrudnia przyjęcie paktu o amnezji.
W stosunkach polsko-ukraińskich problematyczne jest to, że nie udaje się dostrzec szerszego kontekstu. Po pierwsze, ten konflikt nie jest wyjątkowy i – po drugie – w kilku podobnych przypadkach udało się doprowadzić do pojednania, więc istnieje pewna praktyka. „Nie obrażajcie się i nie bierzcie tego do siebie, ale nasza dyskusja jest dosyć prowincjonalna” – stwierdził Hrycak.
Bogumiła Berdychowska – po pierwsze – zwróciła uwagę, że sejmowy projekt uchwały potępiający Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię nie został przyjęty. Według niej, to właśnie jest przykład, że nie można „zwalniać polityków z myślenia”. Po drugie, nie zgodziła się ona ze słowami Myrosława Marynowcza, że znamy fakty. To, czym różnią się lata 2013 i 2003, to pojawienie się historyka – mając na myśli Wołodymyra Wiatrowycza – który deklaruje, że „na Wołyniu nic specjalnego się nie wydarzyło. Po prostu mieliśmy do czynienia z drugą odsłoną wojny polsko-ukraińskiej”. „To jest dla mnie wyjątkowo smutne wydarzenia” – stwierdziła Berdychowska. Dlatego zgodziła się z Łukasza Kamińskim, że „wspólne policzenie ofiar ma wyjątkowy sens”, bo może ograniczyć takie praktyki. Po trzecie, polemizuje z Kamińskim na temat włączania wszystkich postulatów proponowanych przez część środowisk kresowych. „Czy przyjmiemy zasadę, że akceptujemy każdy postulat (…), czy poddajemy to roztropnej refleksji?” – pytała Berdychowska. Po czwarte, o Wołyniu nie można mówić bez bólu, ale trzeba zastanowić się jak można uniknąć zbędnych emocji w tej dyskusji. Jak na przykład fałszywe zdjęcie dzieci opasanych drutem kolczastym wokół drzewa, które przez wiele lat było główną ilustracją wydarzeń na Wołyniu. „Czy rzeczywiści chodzi o oddanie hołdu tym, których zamordowano, czy o wzbudzenie jak najgorszych emocji wobec Ukraińców?” – pytała Berdychowska. Ponadto ciężko wymagać przebaczenia od osoby, której rodzina została wymordowana przez Ukraińców. „To musi być ewentualnie jego własna decyzja” – powiedziała. Inną sprawą są pokolenia następne, które „chcą na nowo napisać historię dwudziestego wieku”.
Myrosław Marynowycz zwrócił uwagę, że konieczne jest rozróżnienie pojęć „ból” i „nienawiść”. „Rozumiem, że one często idą w parze, ale wtedy trzeba rozumieć, że ból wymaga naszej empatii, miłości i szacunku. Nienawiść natomiast nie może wymagać szacunku” – zauważył Marynowycz. Pojednanie nie może więc odbywać się na wartościach związanych z nienawiścią.
Ostatnią częścią spotkania była dyskusja z udziałem publiczności. Zadawano pytania między innymi o to, jaką rolę odgrywają w tworzeniu polityki pamięci rządząca Partią Regionów i Swoboda, co zrobić, aby spopularyzować akty dobrej woli po stronie polskiej i ukraińskiej oraz – to pytanie postawił Andrzej Szeptycki – skąd biorą się tak różne emocje w stosunku do wydarzeń na Wołyniu i na przykład zbrodni katyńskiej.
Łukasz Kamiński przyznał, że często budowanie szerszego kontekstu zamiast tłumaczyć wykorzystywane jest do usprawiedliwiania, a to – według niego – jest niedopuszczalne w żadnym dialogu. Przywoływany przez Konstantego Geberta przykład dialogu polsko-żydowskiego wydaje mu się nierealny do zastosowania w przypadku stosunków polsko-ukraińskich. „Musimy szukać nieco innej drogi, żeby dojść do tego samego celu, czyli do otwartej dyskusji nawet na najtrudniejsze tematy” – powiedział.
Jeśli zaś chodzi o poruszaną przez Jarosława Hrycaka kwestię prowincjonalności, to Kamiński stwierdził, że nie ma poczucia takiego kompleksu. Dla wielu uczestników dyskusji, które „traktowalibyśmy jako nieprowincjonalne, doświadczenie polskie i środkowoeuropejskie o radzeniu sobie z trudną przeszłością też jest ciekawe, bo (…) dotyka innych problemów, aczkolwiek oczywiście pewne mechanizmy są uniwersalne”. Według niego, patrząc na kwestię w ten sposób można dojść do wniosku, że „wszystkie dyskusje są prowincjonalne”. Różnią się tylko tym, że jedne mają większy rezonans na świecie, inne – mniejszy. „Nie wynika z tego, że mają jakąkolwiek przewagę gatunkową nad pozostałymi” – zauważył.
Swojej tezy o prowincjonalności bronił Jarosław Hrycak. Jako przykład ukazania szerszego kontekstu podaje książkę Timothy’ego Snydera Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem, którą „wszyscy przeczytali, ale mało kto zrozumiał”. Amerykański historyk proponuje w niej inny model spojrzenia na region, gdzie w bardzo krótkim czasie doszło do kilku ludobójstw. „Ukraińcy widzą ukraińskie ludobójstwo, Polacy – polskie. Natomiast Snyder pokazuje, że były one ze sobą powiązane” – stwierdził Hrycak. Dlatego, aby rozumieć między innymi wydarzenia na Wołyniu, nie wystarczy znać tylko polskiej czy ukraińskiej historii – trzeba widzieć ten szerszy kontekst.
Odpowiadając na pytanie o Swobodzie Jarosław Hrycak zauważył, że ta partia nie jest jednorodna. Występują w niej przynajmniej dwa nurty. Pierwszy to ten, który jest u władzy, chce dzielić posady i liczy na to, że jej przewodniczący może zostać prezydentem Ukrainy. Są oni bardziej gotowi na ustępstwa. Drugi to faszyzujący nurt młodzieżowy. Są bardzo agresywni i tworzą niemalże paramilitarne formacje. Oni także najbardziej korzystają z sytuacji na Wołyniu. Oba te nurty prowadzą ze sobą walkę o władzę w partii. Trudno ocenić, która tendencja zwycięży, ale na razie wyraźniejsza jest ta druga.
„Jeśli zaś chodzi o Janukowycza, to nikt nie wie co on myśli i boję się, że on też tego nie wie” – zażartował Hrycak. Prezydenta de facto formuje jego otoczenie, które dzieli się przynajmniej na cztery grupy. Przez pierwszy rok dominowała opcja „rusofilska” związana z ministrem edukacji Dmytrem Tabacznykiem. Dlatego jednym z pierwszych działań Janukowycza było zanegowanie, że Wielki Głód był ludobójstwem. Jakiś czasu temu prezydent zmienił jednak ton wypowiedzi w kwestiach historycznych. Hrycak stwierdził, że jest to wykorzystywana przez wszystkich ukraińskich prezydentów polityka „ambiwalencji” – charakteryzującą się sprzecznymi wypowiedziami albo milczeniem. W przypadku Wołynia Janukowycz na razie milczy.
Bogumiła Berdychowska polemizowała z tezą Tadeusza A. Olszańskiego – że historycy typu Wiatrowycz są efektem ukraińskiego szkolnictwa. „Bardzo różni ludzie wzięli się z ukraińskiej szkoły” – ironizowała. „Mam wrażenie, że ta teza niewiele wyjaśnia” – stwierdziła i przy okazji wymieniła szereg historyków związanych z innymi, w tym liberalnymi nurtami.
Powodem różnego podejścia emocjonalnego do Wołynia i Katynia może być to, że to druga tragedia jest znacznie lepiej udokumentowana. W Katyniu ginęła elita intelektualna II Rzeczpospolitej, zaś na Wołyniu i w Galicji Wschodniej – chłopi. Między innymi dlatego w tym drugim przypadku nie ma wspomnień czy książek. Berdychowska porównuje tę sytuację z Wielkim Głodem, gdzie też nie ma wybitnie napisanych świadectw.
Relacje polsko-ukraińskie i krytyka II RP, w tym polityki wobec mniejszości narodowych, jest bardzo dobrze opisana – dodawała. „Przynajmniej od pewnego czasu, nikt nie ukrywa polskich błędów i zaniechań”.
Myrosław Marynowycz uważa, że Janukowycz prowadzi politykę pamięci historycznej. Poparcie ze strony prorosyjskiego Wadima Kołesniczenka i innych deputowanych Partii Regionów skierowana w stronę Polski i radykalnej polskiej wizji o Wołyniu, nie jest tak naprawdę poparciem Polski. „Jest to próba, aby rękami Polski walczyć ze swoimi przeciwnikami wewnątrz Ukrainy” – powiedział Marynowycz. Dlatego te podejścia są tak naprawdę zupełnie różne.
„Od początku niepodległości Ukrainy, Polska dbała o jej interes” – przyznał Myrosław Marynowycz. „Czasem znacznie bardziej niż sama Ukraina” – dodaje. Cały czas nie brakuje dobrej woli, ale pojawia się inne niebezpieczeństwo: „jesteśmy na różnych społecznych płaszczyznach”. Polska odniosła sukces, którym może się pochwalić, a Ukraina jest sfrustrowana – o czym mówił też Jarosław Hrycak. „Przez to mogą odrodzić się stare stereotypy” – mówi. Dlatego trzeba być bardzo ostrożnym, aby nie zaostrzyć sytuacji.

Myrosław Marynowycz uważa, że obecnie nie ma wspólnej prawdy, tylko istnieje polska i ukraińska. Powodem tego jest to, że obie są niepełne. „Kiedy jesteśmy pojednani, kiedy stoimy przed Bogiem i spowiadamy się, wtedy nasze prawdy wzajemnie się uzupełniają” – mówił. Dojść do prawdy można tylko wtedy, gdy nie uznaje się wyłącznie swoich argumentów za jedyne słuszne.

Opracował Paweł Pieniążek


Na ten temat polecamy także:
Antin Borkowski, Gorzkie chleby rzek wołyńskich, „Nowa Europa Wschodnia”
Wasyl Rasewycz, Dziecinada, „Kurier Galicyjski”
Taras Wozniak, Wołyń 1943 – co dalej?, „Kurier Galicyjski”
dyskusję wokół rocznicy tragedii wołyńskiej, artykuły Romana Kabaczija, Grzegorza Motyki i Wołodymyra Wiatrowycza, które ukazały się w numerze 1/2003 „Nowej Europy Wschodniej”
oraz
relację z debaty „Pamięć o XX wieku a współczesność. Ukraińskie spory o przeszłość” jaka odbyła się w Fundacji Batorego 21 czerwca 2013 na portalach wyborcza.pl oraz ekai.pl.
Noty o panelistach:
Bogumiła Berdychowska (ur. 1963) – publicystka, członkini redakcji kwartalnika „Więź”. Wcześniej kierowała Biurem ds. Mniejszości Narodowych w Ministerstwie Kultury i Sztuki, była zastępczynią dyrektora V Programu Polskiego Radia. Publikowała m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Krytyce” (Kijów), „Kulturze” (Paryż), „Rzeczpospolitej”, „Tygodniku Powszechnym”. Autorka licznych publikacji dotyczących Ukrainy.
Jarosław Hrycak (ur. 1960) – historyk, prof. Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie, związany również z lwowskim Uniwersytetem Iwana Franki oraz Środkowoeuropejskim Uniwersytetem w Budapeszcie. Autor ponad 500 publikacji nt. historii Ukrainy i Europy Środkowo-Wschodniej.
Łukasz Kamiński (ur. 1973) – historyk, dr. Prezes Instytutu Pamięci Narodowej. W Instytucie od 2000 roku, był m.in. zastępcą dyrektora Biura Edukacji Publicznej. Adiunkt w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Członek redakcji półrocznika „Pamięć i Sprawiedliwość”, „Encyklopedii Solidarności”, członek kolegium „Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej”. Członek Rady Naukowej Instytutu Badania Reżimów Totalitarnych (Rep. Czeska). Zajmuje się problematyką opozycji i oporu społecznego wobec reżimu komunistycznego w latach 1944-1989.

Myrosław Marynowycz (ur. 1949) – religioznawca, dziennikarz, tłumacz, pedagog, prorektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie, działacz społeczny. Od 2010 roku prezes Ukraińskiego PEN Clubu. W czasach ZSRR działacz na rzecz praw człowieka, jeden ze współzałożycieli Ukraińskiej Grupy Helsińskiej i ukraińskiej Amnesty International.

Grzegorz Pac (ur. 1982) – publicysta, historyk, dr. Zastępca redaktora naczelnego kwartalnika „Więź”, z którym związany jest od 2006 roku. Członek Forum Polsko-Ukraińskiego. Adiunkt w Instytucie Historii UAM. Publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „W drodze”, „Przeglądzie Historycznym” i „Mówią Wieki”.