25 maja 2012
Niemcy a Ukraina: bojkot Euro i co dalej?

Wprowadzenie do dyskusji: Jõrg Lau (komentator „Die Zeit”)
Dyskusję poprowadzili Paweł Bagiński (Fundacja Batorego, dyrektor programu Otwarta Europa), Konstanty Gebert (ECFR – Europejska Rada Polityki Zagranicznej, dyrektor oddziału w Warszawie)

Pełny zapis dźwiękowy debaty: [MP3 44MB], czas trwania: 1 godz. 50 min.

Relacja z debaty

Nieoczekiwane wystąpienie Niemiec z ideą bojkotu Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej na Ukrainie ma swoje źródło w rozczarowaniu niemieckiej opinii publicznej rozwojem wydarzeń po pomarańczowej rewolucji, a także w ich alergii na upolitycznianie wydarzeń sportowych. Tłem tej inicjatywy jest nieskuteczność polityki wschodniej Polski oraz w ogóle Unii Europejskiej, a także coraz poważniejsze zagrożenie rozwinięciem się „zimnej wojny” o Ukrainę między Rosją a Unią Europejską. Rodzi to pytanie o unijną ofertę dla Kijowa.
Problem Ukrainy stanął przed niemieckimi elitami 20 kwietnia, gdy była premier Ukrainy podjęła w więzieniu strajk głodowy – podkreśla Jörg Lau. Tymoszenko dla niemieckich mediów była ikoną pomarańczowej rewolucji postrzeganej w Niemczech jako autentyczny zryw demokratyczny (inaczej, niż inwazja w Iraku, czyli promowanie demokracji w stylu amerykańskim). „Niemiecka opinia publiczna bardzo przeżywała to, co działo się wówczas na Ukrainie, a Janukowycza postrzegała jako relikt autokracji w sowieckim stylu i symbol sfałszowanych wyborów. Między innymi właśnie dlatego Ukraina została współorganizatorem Euro. Nikt nie spodziewał się regresu w sferze wartości demokratycznych i rządów prawa, jaki nastąpił w ostatnich latach. A teraz pojawiają się zdjęcia tej ikony z siniakami. W dodatku jest ona przetrzymywana w Charkowie, w miejscu, gdzie ma grać niemiecka drużyna. Jak można sobie wyobrazić panią kanclerz oglądającą mecz kilka kilometrów od miejsca, gdzie Tymoszenko prowadzi strajk głodowy?” – powiedział Lau.
Istotnym powodem, dla którego niemiecka opinia publiczna tak przeżywa sprawę Euro, jest też uwrażliwienie na polityczną instrumentalizację wydarzeń sportowych. To Niemcy dopuścili się politycznej manipulacji olimpiady w Berlinie w 1936 roku. Od tego czasu zwi ązek sportu z polityką jest w Niemczech bardzo kłopotliwym i trudnym tematem. Olimpiada w Monachium w 1972 roku miała skorygować totalitarny wizerunek igrzysk sprzed 36 lat, ale palestyńscy terroryści dopuścili się masakry izraelskich sportowców i po raz kolejny doszło do politycznej instrumentalizacji.
Tu leży źródło debat na temat upolityczniania wydarzeń sportowych w Niemczech. Między innymi za ich sprawą zachodzą w społeczeństwie niemieckim ważne zmiany. Nawet niemieccy piłkarze są dziś uświadomieni politycznie. „Kapitan niemieckiej drużyny Philip Lahm, zapytany w wywiadzie dla „Der Spiegel”, czy uścisnąłby w Kijowie rękę prezydentowi Ukrainy, gdyby drużyna weszła do finału, odpowiedział: „Musiałbym się nad tym poważnie zastanowić. Dzisiejsza Ukraina nie odpowiada mojej wizji demokratycznych praw podstawowych, praw człowieka, kwestii takich jak wolność osobista czy wolność prasy.(…) Sportu i polityki nie można oddzielić. Jako członkowie drużyny narodowej reprezentujemy Niemcy, opowiadamy się za demokratycznym społeczeństwem i takimi wartościami jak tolerancja. Jesteśmy traktowani jak wzory do naśladowania” – podkreślił Lau.
Wątek upolityczniania wydarzeń sportowych był podnoszony podczas dyskusji w wielu aspektach. Jörg Lau zwrócił uwagę, że paradoksalnie pomysł zbojkotowania Euro mieści się w nurcie upolityczniania sportu jako środka dyplomacji. Kazimierz Wóycicki podkreślił natomiast: „Sam fakt, że to polsko-ukraińskie mistrzostwa, to czysta polityka. Wiążą się z tym polskie nadzieje, że politykę – w tym przypadku zbliżenie Ukrainy do Europy – można prowadzić przy pomocy piłki nożnej”.
Za istotny problem, który pokreśliły wydarzenia wokół Euro, uznano brak skutecznej polityki wschodniej Niemiec, ale także Polski. Według Laua wątpliwa jest spójność apelu o bojkot z niemiecką polityką zagraniczną, bo Niemcy raczej nie zbojkotują Rosji podczas następnej olimpiady zimowej, tak jak nie rozważały poważnie bojkotu olimpiady w Pekinie, chociaż w Chinach jest więzionych dużo więcej dysydentów niż na Ukrainie. Jego zdaniem jednym z powodów było to, że bojkot Ukrainy nie zaszkodzi niemieckim interesom. Ale – podkreślał Lau „w tym przypadku byliśmy na jednej łódce z Rosją (która też krytykowała Janukowycza), czego zazwyczaj staramy się unikać w kwestii praw człowieka. To pokazuje, że inicjatywa niemieckiego rządu nie wypływała z przemyślanej strategii. Nazwałbym to nieco histeryczną reakcją na możliwość wizerunkowych szkód”.
Polska ma także w tej sferze problem, o czym mówił m.in. Kazimierz Wóycicki „nasza polityka wschodnia się nie urzeczywistnia. Powinniśmy wiele kwestii w tej polityce przemyśleć” – zaznaczył. A  Krzysztof Iszkowski zwrócił uwagę, że od 10 miesięcy istniał problem Ukrainy, a „polskie MSZ albo było nieświadome, że obecność Tymoszenko w więzieniu może stanowić problem, albo nie było w stanie nic z tym zrobić, np. spowodować , by traktowano ją w sposób bardziej humanitarny”.
Zastanawiano się również nad wpływem apelu o bojkot na rozwój wydarzeń na Ukrainie. „Czy ta sytuacja skłoni Ukraińców do tego, by potraktowali październikowe wybory poważnie, tak jak to zrobili 7 lat temu?” – pytał Bartosz Cichocki. Jego zdaniem tak się raczej nie stanie, bo po pomarańczowej rewolucji generalnie spadło zainteresowanie ukraińskiej opinii publicznej polityką. „Nie spodziewam się, że zareagują idąc na wybory. A to pozwoli elitom robić nadal to, co chcą. Nie widzę na Ukrainie nowych, alternatywnych liderów zdolnych znów wciągnąć ludność w działalność obywatelską” – zaznaczył.
Zdaniem Krzysztofa Iszkowskiego bojkot przyniesie korzyść prezydentowi Ukrainy. „Jeśli Zachód zrezygnuje z bojkotu – podkreślił – [Janukowycz] w pełni wygra, a jeśli dojdzie do kompromisu, uzyska legitymację on i stosowane przez niego praktyki. Zwolnienie Tymoszenko jest mało prawdopodobne. Zachód może uzyskać tylko zgodę na przewiezienie jej za granicę na leczenie. Jeśli bojkot zostanie w takich warunkach odwołany, Jaukowycz będzie mógł powiedzieć, że trzymanie byłej premier w więzieniu jest w porządku” .
Zastanawiano się również nad możliwościami wpłynięcia na rozwój sytuacji na Ukrainie, w tym nad losami umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z Unią Europejską. Według Jörga Laua Niemcy nie będą skłonne poświęcić się finansowo dla stowarzyszenia Ukrainy z UE w związku z problemami z Grecją. „Wszelkie poruszanie tematu stowarzyszenia jest w tej chwili bardzo niepopularne. Snuje się apokaliptyczne wizje o rozpadzie UE i upadku euro. Takie jest tło frustracji krajami na wschodzie, do których wyciągnięto rękę a one wydają się wahać” – podkreślił.
Część dyskutantów wyrażała przekonanie, że niemiecki apel o bojkot pokazuje: stosunki z Ukrainą nie mają dla Berlina strategicznego charakteru. Z poglądem tym polemizował Lau. „Owszem, Niemcy mają ważne problemy, ale Ukraina nie jest dla nich nieistotna. Gdy przychodzi zima niepokoimy się z powodu Ukrainy, bo przecież tędy płynie do nas gaz, by wymienić tylko jeden namacalny powód. Traktowanie tej kwestii jako polskiej byłoby krótkowzroczne. Ale to prawda, że Niemcy są całkowicie pochłonięte kryzysem w strefie euro”.
Andrzej Olechowski ostrzegł, że pogodzenie się z pozostaniem Ukrainy poza europejską architekturą może doprowadzić do stanu nowej „zimnej wojny” o to państwo między Rosją i UE, a więc zamknięcia się i okopania w swoich obozach. Jak podkreślił, Rosjanie zabiegają o powstanie Unii Euroazjatyckiej. „Będą się o to bardzo starać i mogą zacząć od umowy w sprawie taniej ropy. Bez Ukrainy Rosja nie jest w stanie odbudować swojego imperium. Myślę, że to rzeczywiste zagrożenie. Polacy na pewno będą lobbować za tym, by Europa coś z tym zrobiła i nie dopuściła do wejścia Ukrainy do Unii Euroazjatyckiej. W najbliższych latach Ukraina stanie się polem starej bitwy Wschód-Zachód. To nie prowadzi do niczego pozytywnego” – podkreślił.
Według niego szanse na odblokowanie tej sytuacji może nastąpić przez wejście Rosji do WTO, gdyż wymusi ono modernizację tego państwa poprzez przyjęcie wielu nowych ustaw. „To wydarzenie stworzy możliwość utworzenia paneuropejskiej strefy wolnego handlu z udziałem Ukrainy i Białorusi, co może pomóc uniknąć konfrontacji Wschód-Zachód” – ocenił. Dodał, że polscy politycy powinni się odnieść do faktu istnienia na Ukrainie więźniów politycznych i choć nie mogą zbojkotować mistrzostw, to zauważalnym gestem byłoby na przykład niepojechanie do Charkowa.
Zastanawiano się także nad przyczynami tego, że Niemcy wystąpiły z inicjatywą bojkotu nie konsultując tej decyzji z Warszawą. „Sam nie wiem, która wersja jest bardziej niepokojąca: że Niemcy nie zdawały sobie sprawy, jak nerwowo Warszawa zareaguje, czy też ich to nie obchodziło” – powiedział Konstanty Gebert. Jak dodał, „jedno z wyjaśnień może być takie, że z perspektywy Niemców jedynym krajem na wschód od ich granic, który się dla nich liczy, jest Rosja, a głębokie zrozumienie polskiej drażliwości czy przemyślana analiza sytuacji na Ukrainie mają znaczenie drugorzędne”.
Według Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego na fakt, że Niemcy nie skonsultowały się z Polską, wpłynął szereg błędów w polskiej polityce zagranicznej polegających na zajmowaniu stanowiska Niemiec w sytuacjach, gdy nie należało tego robić. „Mogło to stworzyć wrażenie, że Niemcy polskie poparcie mają zagwarantowane” – ocenił. Nie zgodził się z tym Lau: „Nie sądzę, by powodem było założenie, że Polska i tak stanie po stronie Niemiec. Raczej wręcz przeciwnie: rozumowano, że Polska jako współgospodarz nie może opowiadać się za bojkotem”.
Gebert zaznaczył: „naiwne byłoby myślenie w Berlina, że Polska tak wiele zainwestowała w relacje z Niemcami, iż musi zawsze stawiać po ich stronie. USA mogą przyjmować polskie poparcie jako rzecz oczywistą, a nawet mogą sobie pozwolić na jego utratę. Ale Niemcy nie mogą sobie na to pozwolić” – uznał. Zgodził się z nim Jörg Lau, podkreślając, że Niemcy doświadczyły na własnej skórze, jak smakuje wyalienowanie Polski, za poprzedniego polskiego rządu. „Teraz władze Niemiec są szczęśliwe, że w Polsce jest rząd, z którym można rozmawiać” – zaznaczył.
Na zakończenie dyskusji Lau powiedział, że podstawowe jest pytanie: czy Unia Europejska ma komunikat dla ukraińskiego narodu, a nie tylko dla Janukowycza. „I co się stanie, jeśli dojdzie do wojny o Ukrainę w stylu zimnej wojny, co jest realistyczną perspektywą. Jeśli nie będzie autentycznego dążenia Ukrainy do Europy, może nie będzie innego wyjścia. Może uniknięcie tego jest wspólnym zadaniem dla Niemiec i Polski?”.
Małgorzata Wyrzykowska

Nota o paneliście:

Jõrg Lau (ur. 1964) – dziennikarz i pisarz. Komentator tygodnika „Die Zeit” specjalizujący się w problematyce międzynarodowej oraz niemieckiej polityce zagranicznej. W 2000 roku stypendysta German Marshall Fund w Waszyngtonie. W 2008 roku wykładowca w Center for European Studies Uniwersytetu Harvardzkiego. Autor biografii Hansa Magnusa Enzensbergera. Laureat nagrody Ernsta Roberta Curtiusa za 1992 rok.