• Paweł Marczewski
15.04.2020

Ustawy bezdyskusyjne, czyli choroba nieufności

Kiedy w pierwszym tygodniu kwietnia sferę publiczną obiegła wiadomość, że na 10. posiedzeniu Sejmu obecnej kadencji 15 i 16 kwietnia pierwsze czytania będą miały obywatelskie projekty ustaw o ograniczeniu prawa do przerywania ciąży oraz zakazie edukacji seksualnej, w mediach społecznościowych zawrzało. W obecnej sytuacji jakakolwiek szersza debata o kontrowersyjnych projektach, dotykających najgłębszych podziałów światopoglądowych, jest niemożliwa. Natychmiast pojawiły się obawy, że Prawo i Sprawiedliwość chce wykorzystać wymuszone pandemią koronawirusa ograniczenia kontaktów międzyludzkich do przegłosowania drakońskich ustaw przy minimalnych protestach społecznych, odbywających się z konieczności głównie w internecie.

 

Trudno się dziwić tym lękom – partia rządząca dostarczyła licznych przykładów forsowania istotnych dla siebie regulacji bez względu na społeczny sprzeciw. By nie szukać daleko, od przegłosowania zmian umożliwiających zorganizowanie powszechnego głosowania korespondencyjnego nie odwiodły jej ani opinie ekspertów, ani obawy obywateli (w sondażu SW Research dla „Rzeczpospolitej” udział w majowych wyborach prezydenckich drogą korespondencyjną zadeklarowało jedynie 28,2% badanych, aż 24% było niezdecydowanych).

Pytanie jednak, na ile istotne są dla Prawa i Sprawiedliwości wspomniane ustawy? Jeśli faktycznie są tak ważne, że obóz rządzący zdecydował się je przegłosować bez względu na wszystko, dlaczego nie zrobił tego w poprzedniej kadencji, kiedy wpłynęły projekty obywatelskie, tylko pozwolił  im się przeleżeć w zamrażarce? Ta wątpliwość skłania do innej interpretacji, wedle której władzy chodzi o odwrócenie uwagi od faktu, że kryzys wywołany pandemią obnażył wszystkie zaniedbania w służbie zdrowia, a rządowa tarcza antykryzysowa raczej nie uratuje polskiej gospodarki przed recesją.

Zarówno wersja, że Prawo i Sprawiedliwość zamierza wykorzystać pandemię koronawirusa do zamienienia Polski w republikę wyznaniową rodem z „Opowieści podręcznej”, gdzie prawa reprodukcyjne kobiet nie istnieją, jak i przekonanie, że chodzi tak naprawdę o zasłonę dymną, mającą przykryć nieudolność władzy, mają w gruncie rzeczy to samo źródło. Jest nim głęboka nieufność do obecnej ekipy rządzącej w czasie wielkiej próby. Jak wynika z opublikowanych niedawno badań Political Cognition Lab, rząd obdarzany jest przez respondentów wyraźnie negatywnymi uczuciami, gorzej postrzegani są tylko przedstawiciele episkopatu i osoby nie stosujące się do ograniczeń mających ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa.

W tym kontekście fakt, że pierwsze czytanie obywatelskich projektów ustaw wniesionych w poprzedniej kadencji Sejmu musi odbyć się najpóźniej sześć miesięcy od pierwszego posiedzenia Sejmu nowej kadencji, schodzi w społecznej świadomości na dalszy plan. Jeśli władza łamie ustanowione przez samą siebie zasady obowiązujące w czasie pandemii, organizując uroczyste składanie wieńców upamiętniających ofiary katastrofy smoleńskiej, a Jarosław Kaczyński jedzie na grób matki mimo oficjalnego zamknięcia cmentarzy, to dlaczego akurat w tej kwestii rządzący tak ściśle trzymają się ustawowych zapisów o obywatelskiej inicjatywie ustawodawczej?

Obecna władza ciężko zapracowała sobie na nieufność rozmaitych grup i organizacji społecznych. Wybierając przepisy, do których się stosuje, a całkowicie ignorując inne, tylko tę nieufność pogłębia. I robi to w czasie, kiedy poza skuteczną, dobrze zorganizowaną służbą zdrowia potrzeba nam przede wszystkim zdolności do współpracy ponad podziałami światopoglądowymi.

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj