Problem jest bowiem niezwykle złożony i obowiązujące ramy prawne są niewystarczające by go zaadresować. Mieści się w nim wszystko – kwestia statusu neosędziów, brak efektywnych mechanizmów kontroli wykorzystywania zasobów publicznych w kampaniach wyborczych, sposób wyboru członków PKW, polaryzacja społeczna i polityczna oraz wątpliwości odnośnie modelu finansowania partii politycznych. Do tej układanki należy jeszcze dorzucić dyskusję o roli orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka oraz ocenę legalności działań podejmowanych przez Trybunał Konstytucyjny.
Geneza
Spróbujmy więc to wszystko jakoś na początek uporządkować. Przedstawię też pewne recepty, choć trzeba podkreślić, że ich wdrożenie to w największej mierze kwestia decyzji politycznej – i to wymagającej osiągnięcia konsensusu różnych sił znajdujących się w parlamencie, w tym obozu związanego z Prezydentem Andrzejem Dudą.
Z tego kolażu wyłania nam się obraz zamachu na praworządność dokonanego przez rządy Prawa i Sprawiedliwości, ale też wieloletnich zaniedbań w obszarze regulacji kampanii wyborczych.
Każdy, kto obserwował kampanię wyborczą do parlamentu w 2023 zdaje sobie sprawę, że ówczesne władze robiły wszystko, aby boisko, na którym toczyła się wyborcza gra, było nierówne i premiowało starający się reelekcję rząd. Skala wykorzystywania zasobów publicznych (Fundusz Sprawiedliwości to tylko jeden z dziesiątków przykładów) była niespotykana. Choć trzeba przyznać, że nie bezprecedensowa. Tej pokusie nie oparły się żadne władze.
Obowiązujące przepisy nie odpowiadają bowiem skutecznie na powyższy problem. Jak już wielokrotnie informowały organizacje społeczne, nie mamy regulacji odnośnie tzw. prekampanii i niezmiernie łatwo uniknąć odpowiedzialności za prowadzenie kampanii publicznej za środki przeznaczone na prace poszczególnych resortów czy Spółek Skarbu Państwa. Decyzja Państwowej Komisji Wyborczej odrzucająca sprawozdanie Komitetu Wyborczego Prawa i Sprawiedliwości była więc w tym zakresie precedensowa. Z jednej strony nie można było przejść do porządku dziennego nad brakiem uczciwości procesu wyborczego, z drugiej wymagała twórczej interpretacji przepisów, która w normalnych okolicznościach powinna być poddana ocenie sądu.
Czy lecą z nami sądy?
Rzecz w tym, że nie mamy normalnych okoliczności, bo prace Sądu Najwyższego obarczone są brzemieniem niezgodności jego funkcjonowania z prawem europejskim. Po niezgodnych z Konstytucją zmianach w funkcjonowaniu Krajowej Rady Sądownictwa przeprowadzonych pod koniec 2017 r. sądy europejskie (ostatnio m.in. w sprawie Wałęsa przeciwko Polsce) uznaje się, że Sąd Najwyższy w składach z osobami powołanymi po tej dacie nie spełnia roli niezależnego organu wymiaru sprawiedliwości. Szczególnie dotyczy to tych Izb, które w całości składają się z tzw. neosędziów, w tym Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która ma kluczową rolę w procesie wyborczym. Nie tylko ma rozstrzygać o poprawności decyzji PKW w sprawie sprawozdań finansowych partii i komitetów wyborczych, ale też rozstrzyga protesty czy wreszcie przesądza o ważności wyborów prezydenckich.
Z jednej więc strony oczywiste jest to, że PKW wobec rozstrzygnięć sądownictwa europejskiego nie może po prostu uznać prawidłowości decyzji Sądu Najwyższego. Z drugiej jednak strony powstaje pytanie czy PKW może brać na siebie rolę instytucji, która powinna wdrażać orzeczenia TSUE i ETCzP. Są one bowiem adresowane do rządu i to on ma obowiązek przyjąć te rozstrzygnięcia do polskiego porządku prawnego. A to nie takie proste, bo prezydent Andrzej Duda broni również własnych decyzji odnośnie zmian w funkcjonowaniu KRS i SN, więc z dużym prawdopodobieństwem sprzeciwi się wszelkim próbom uporządkowania tej sytuacji.
Nie wydaje się również, że zmianę może przynieść zaproponowany przez Szymona Hołownię projekt „wyjęcia” Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych z orzekania o kwestiach wyborczych. Szacuje się bowiem, że problem neosędziów dotyka ponad 60% osób zasiadających w Sądzie Najwyższym. Trudno więc będzie wylosować takie składy, co do których nie będzie wątpliwości wynikających z orzeczeń sądów europejskich. Wymagałoby to zresztą zgody Prezydenta, a z uwagi na jego osobiste zaangażowanie w proces destrukcji wymiaru sprawiedliwości w Polsce jest to dalece mało prawdopodobne.
Prawo niczym, polityka wszystkim
Przy tych wszystkich trudnościach scenariusz przedstawiony przez Marszałka Sejmu jest najbardziej realny, bo stanowi podstawę do epizodycznego kompromisu. Innego trwałego i zadowalającego wszystkich wyjścia nie widać na horyzoncie. Idealnym rozwiązaniem byłoby przyjęcie ustaw regulujących status wszystkich neosędziów (również w sądach powszechnych), ale raz, że rząd ani parlament takiego projektu jeszcze nie zaprezentował, a dwa, że obecny Prezydent na pewno by taką ustawę zawetował lub przesłałby do zależnego od jego środowiska politycznego Trybunału Konstytucyjnego.
Z kolei próba ominięcia drogi ustawowej wymagałaby aktywnej roli Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego, która mogłaby (też nie w oczywisty, ale wciąż w dopuszczalny prawnie sposób) przekazać kontrolę nad wyborami innej Izbie zapewniając jednocześnie, że orzekać będą osoby, co do których statusu nie ma wątpliwości.
Im gorzej tym lepiej?
Trudno jest jednak używać argumentów prawnych, gdy polityka osunęła się czeluść polaryzacji i walk plemiennych. Gorzej, że nie jest już tylko kwestia zabaw polityków w piaskownicy, ale ma to fundamentalne znaczenie dla zaufania obywateli do państwa i instytucji demokratycznych. Stoimy w obliczu realnej groźby, że część społeczeństwa (niezależnie od wyniku) nie będzie uznawać rezultatu wyborów. Trudno wyobrazić sobie większy kryzys. Trzeba podkreślić, że będzie to kryzys destrukcyjny dla państwa, ale też i dla wszystkich przedstawicieli elit politycznych. Naiwnie więc wierzę, że ta osobista motywacja polityków sprawi, iż najbliższe tygodnie (bo już nawet nie miesiące) przyniosą konkretne – choćby fragmentaryczne i niedoskonałe – rozwiązania.
Krzysztof Izdebski – członek Zarządu i główny specjalista ds. rzecznictwa Fundacji im. Stefana Batorego.