• Mirosława Grabowska
30.11.2023

Wybory 2023 utrwaliły podział społeczno-polityczny

Na poważne analizy przedwyborczych sondaży i wyników wyborów parlamentarnych 2023 roku przyjdzie jeszcze czas. Od wyborów minęły zaledwie dwa dni [Tekst powstał w oparciu o głos w debacie „Polska po wyborach”, zorganizowanej przez forumIdei Fundacji Batorego 17 października 2023 roku.], więc moje uwagi są z konieczności wstępne. Skupię się na kwestiach już widocznych i najważniejszych.

Na początek frekwencja, która stanowiła zaskoczenie: 74,38% to frekwencja najwyższa spośród wszystkich wyborów po 1989 roku, włączając wybory prezydenckie (w drugiej turze wyborów prezydenckich 2020 frekwencja wyniosła 68,18%).

Co się do tego przyczyniło? Zacznę od czynnika najmniej – moim zdaniem – ważnego: kampanie profrekwencyjne, których było wiele i były różnorodne. Mój syn skarżył się, że ilekroć włączy Internet, tylekroć wyskakuje jakaś zachęta do pójścia na wybory, jakieś ogłoszenie czy apel. Gdyby jednak te kampanie nie padały na podatny grunt, to nie miałyby większego znaczenia. Jaki mógł to być grunt? Weźmy przykład kobiet, które nieco częściej niż mężczyźni poszły do lokali wyborczych. W ostatnich kilku latach kobiety protestowały przeciwko zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego (począwszy od „czarnego protestu” w 2016 roku aż po demonstracje po ogłoszeniu orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie warunków dopuszczalności aborcji w październiku 2020). W badaniach CBOS z grudnia 2020 roku aż 41% najmłodszych kobiet (w wieku 18–24 lata) zadeklarowało, że brało udział w protestach po ogłoszeniu tego orzeczenia. Naładowanych emocjami doświadczeń się nie zapomina. A opozycja właśnie do tych emocji apelowała, przedstawiając Prawo i Sprawiedliwość jako partię, pod rządami której kobiety cierpią i umierają, a swoją stronę politycznego podziału – jako gwaranta praw kobiet do „decydowania o sobie”. Ale mobilizacja kobiet to nie tylko wynik kampanii profrekwencyjnych. Pamiętajmy, że już w wyborach parlamentarnych 2019 roku uczestniczyło nieco więcej kobiet niż mężczyzn. To prawdopodobnie trwały trend, związany z rosnącym poziomem wykształcenia kobiet (więcej kobiet niż mężczyzn ma wyższe wykształcenie).

Zmobilizowali się także młodzi (w wieku 18–29 lat), których głosy pozyskała przede wszystkim Koalicja Obywatelska, ale także Nowa Lewica, Trzecia Droga i Konfederacja. Obecnie trudno wyrokować, czy jest to zjawisko sytuacyjne, jak w 2007 roku, czy może już efekt socjalizacji obywatelskiej. Przypomnę, że w wyborach 2007 roku młodzi, których nawoływano, być może żartobliwie, aby „zabrali babci dowód”, również się zmobilizowali, ale było to jednorazowe „wzmożenie wyborcze”, które nie powtórzyło się w kolejnych latach (aż do wyborów 2023). Może jednak doczekaliśmy się już pokoleń uformowanych przez III RP: urodzonych po 1989 roku, z wyniesioną ze szkoły wiedzą o funkcjonowaniu demokracji i o roli wyborów, obserwujących, jak głosują ich rodzice, niejako naturalnie predysponowanych do uczestniczenia w demokratycznych procedurach. Kolejne wybory samorządowe i europejskie (do Parlamentu Europejskiego) w 2024 roku oraz prezydenckie w 2025 pozwolą odpowiedzieć na pytanie, czy mobilizacja 2023 roku była jednorazowa, motywowana „interesem” w byciu przeciw, czy jest to trwalsza postawa obywatelska.

Według mnie kluczowy był podział polityczno-społeczny na PiS i anty-PiS, mocno zakorzeniony w charakterystykach społecznych. Wiem, że to może wydawać się nudne, ale jest ważne: na Prawo i Sprawiedliwość częściej głosują starsi, w tym emeryci, mieszkańcy wsi, osoby gorzej wykształcone i mniej zamożne, praktykujące i identyfikujące się z prawicą; na Koalicję Obywatelską młodsi, mieszkańcy dużych i wielkich miast, osoby lepiej wykształcone i zamożniejsze, w tym przedsiębiorcy i dyrektorzy, niepraktykujący i identyfikujący się z lewicą. Oczywiście, są to zależności o charakterze statystycznym: znam profesora Uniwersytetu Warszawskiego głosującego na PiS. Ale ten podział nie jest złudzeniem – potwierdzają go wyniki badania exit poll i innych badań socjologicznych oraz przede wszystkim wyniki wyborów.

Podział ten jest stosunkowo trwały i nie zniknie, kiedy przeminie burza wyborcza. Trzeba jednak brać pod uwagę procesy społeczne – społeczeństwo się modernizuje: coraz więcej osób ma wyższe wykształcenie; coraz więcej osób mieszka w wielkich miastach, a jak wiadomo „powietrze miejskie czyni wolnym”; coraz mniej osób jest związanych z wiarą religijną i Kościołem. Do tego dochodzi nieubłagane kryterium demograficzne: społeczeństwo się starzeje, starsze roczniki wymierają, kurczy się rezerwuar potencjalnych wyborców PiS, popierających tę partię z powodów światopoglądowych, ideowych i z uwagi na proponowane przez nią konkretne polityki społeczne.

Trzecim czynnikiem, jaki napędzał frekwencje wyborczą, był  hejt – obustronny, co stwierdzam z przykrością. Nienawistne, poniżające rywali wypowiedzi dosłownie lały się ze wszystkich mediów. Miały na celu wyszydzenie i zdyskredytowanie konkretnych polityków lub/i przeciwnego obozu politycznego oraz mobilizowanie „swoich”. Forma tego hejtu nie ma – moim zdaniem – większego znaczenia. Czy jest to hejt wulgarny („pełne gacie”, „zmiękła rura”), czy bardziej „kulturalny” („namiestnik Brukseli”, „partia zewnętrzna”, „zdrajca”), odwołuje się do emocji negatywnych, utrwala i pogłębia podział polityczny (najwięcej było treści anty-PiS i anty-Tusk), a tym samym blokuje debatę publiczną. Zaryzykowałabym twierdzenie, że kampania wyborcza 2023 roku przyczyniła się do degradacji języka polityki i debaty publicznej.

Wprawdzie wyniki wyborów parlamentarnych 2023 nie są zaskakujące, to jednak przyniosły paradoksalne skutki: Prawo i Sprawiedliwość zdobyło największe poparcie, ale nie utworzy rządu, ponieważ ma zerową zdolność koalicyjną, na co przez lata zapracowało. Partia zdobyła największe poparcie, ale jest ono znacznie mniejsze, niż było w 2019 roku (PiS straciło 40 mandatów poselskich). Jeśli zgodzimy się z Josephem Schumpeterem, że istotą demokratycznych wyborów jest to, że można je przegrać, a wyborcy, wskazując przyszłych rządzących, odrzucają rywali, to PiS przegrał.

Opozycja – Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Nowa Lewica – wygrała, choć nie wszystkie jej składowe odniosły sukces (Nowa Lewica osiągnęła gorszy wynik w 2019 roku, ale liczy się to, że będzie częścią rządzącej większości). Nie ma co spekulować, że ta koalicja trzech, czterech czy pięciu partii nie powstanie, bo ich programy są niespójne. Są niespójne, ale spaja je władza, którą zaraz będą sprawować i dla której da się – moim zdaniem – określić wspólny mianownik polityk do realizacji i do poniechania. Spaja je także, a może przede wszystkim, dążenie do rozliczenia PiS-u. Wprawdzie dotychczasowa opozycja zaklinała się, że po wygranych przez nią wyborach nastanie narodowe pojednanie, a rozliczenia będą zgodne z prawem, ale nie da się – moim zdaniem – jednocześnie rozliczać i jednać. Liczne po stronie dotychczasowej opozycji głosy opowiadają się za sekwencją „najpierw rozliczenie, potem pojednanie”. Taki scenariusz dobrze pasuje do sakramentu pokuty i pojednania (wyznajemy grzechy, odprawiamy pokutę i jednamy się z Bogiem), ale nie do polityki. Sejmowe komisje śledcze to nie konfesjonał. I z kim tu się jednać? Z miłosiernym Donaldem Tuskiem?

Co dalej? Nie jestem optymistką. Wyborcy jednoznacznie wskazali zwycięzców i pokonanego. Powstanie rząd dotychczasowej opozycji, który będzie rozliczał. Hejt może wejść nam w krew w tym sensie, że przestaniemy go dostrzegać, reagować nań, a może nawet sami zaczniemy go używać. Podział polityczno-społeczny pozostanie.

 

Tekst powstał w oparciu o głos w debacie „Polska po wyborach”, zorganizowanej przez forumIdei Fundacji Batorego 17 października 2023 roku.

 

Mirosława Grabowska – prof. dr hab., socjolożka, w latach 2008-2023 dyrektorka Centrum Badania Opinii Społecznej, od 2023 przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Socjologicznego.

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj