• Mikołaj Cześnik
14.12.2023

Wybory 2023 – powrót interesów politycznych

To, co się wydarzyło 15 października 2023, jest fascynujące, ale także wymagające poznawczo.

Bezprecedensowa mobilizacja wyborców ma związek z powrotem takiej polityki, jaką uprawiano w Europie Zachodniej w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku: w sferze decyzji wyborczej powróciła kategoria „interesu”. Jestem przekonany, że widzieliśmy reakcję wielu obywatelek i obywateli na zagrożenia ich interesu, jakie niosły ze sobą rządy Prawa i Sprawiedliwości. To, oczywiście, wpisuje się w wydarzenia z jesieni 2020 roku, ale nie jest wyłącznie ich skutkiem.

Kategorie interesu i tożsamości klasowej związanej z tym interesem odpowiadają też na pytania o względny sukces Prawa i Sprawiedliwości. 7,6 miliona obywateli nie widzi dla siebie na polskiej scenie politycznej oferty lepszej niż ta proponowana przez PiS. Oczywiście, możemy od tego odsiać grupę wyznawców czy „kiboli politycznych”, ale nie jest ich na pewno 7,6 miliona. Znaczna grupa Polek i Polaków głosuje na PiS dlatego, że ta partia realizuje jakiś ich interes (albo całą wiązkę ich interesów). A interesy poszczególnych grup społecznych (czy klas) w demokratycznym, pluralistycznym społeczeństwie pozostają ze sobą „na kolizyjnym kursie”. Mówiąc w dużym uproszczeniu: albo budujemy szpitale pediatryczne, albo geriatryczne.

Myślę, że do polskiej młodzieży w końcu dotarło to, co Prawo i Sprawiedliwość robiło przez ostatnie 8 lat. Zmuszono ich do uświadomienia sobie, że rządy tej partii szkodziły ich interesom, a jednocześnie realizowane były inne, cudze interesy (np. emerytów); i działo się to niejako „kosztem” interesu młodych. Patrząc systemowo, nie przeceniałbym jednak młodzieży. Oni nie są specjalnie mocni, bo jest ich po prostu za mało. Ale ta mobilizacja jest tym bardziej ciekawa i warto się jej przyglądać. Ktoś im musiał boleśnie nastąpić na odcisk, czemu dali wyraz, głosując przeciwko PiS. Na razie nie wiemy, dlaczego tak głosowali, ale to pytania już padły i już poszukiwane są na nie odpowiedzi. Moim zdaniem, złość na PiS nie jest związana z tym, że Kaczyński ma niewyczyszczone buty. Tu nie chodzi o kwestie gustu i estetyki, ale o kwestie żywotnych interesów klasowych i niemożność ich realizacji.

Głosowanie w cieniu kryzysów

Nie mamy jeszcze należycie rozpoznanego wpływu, jaki wywarły na nas pandemia COVID-19 i wojna w Ukrainie. Pandemia i okresy długotrwałego zamknięcia szczególnie dotknęły młodych i fundamentalnie zmieniły ich warunki życia. Prowadzono już badania, pozwalające zrozumieć wpływ zarówno pandemii, jak i tego, co się wydarzyło po 24 lutego 2022 roku. Trzeba to dobrze skonceptualizować i to jakoś pomoże zrozumieć, co się wtedy z nami stało. Przy czym z badań jakościowych, które próbują głębiej wnikać w struktury motywacyjne, wiemy, że nie mamy tu do czynienia z bezpośrednią przyczyną. Chodzi raczej o przyczyny pośrednie, które są słabo rozpoznane. Stanowią one kontekst, zmieniający sytuację pod wpływem politycznego sprawstwa konkretnych partii czy polityków.

Na przykład zostaje przywrócona, zaakceptowana i dowartościowana wspomniana już kategoria interesu. Żadna partia nie mówi o sobie wprost, że reprezentuje jakąś klasę. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych XX wieku Polskie Stronnictwo Ludowe deklarowało, że reprezentuje klasę ludową, ale dzisiaj już tego nie mówi. Trudno reprezentować klasę ludową, mając lekarza za przywódcę i celebrytów we władzach.

Czasami popełniamy błąd zbyt naiwnego patrzenia na politykę: jeśli coś nie jest nazwane, to tego nie ma. Lęk, który wywołały w nas pandemia i wojna, nie zniknął, a na pewno zostawił ślady. Nie chodzi o strach, ale właśnie o lęk. Od czasów katastrofy w Czarnobylu i z późniejszych badań wiemy, że lęk wywołany przez to, co niesamowite, niepewne, niewiadome, mocno rezonuje w życiu społecznym i może na nie silnie, choć nie zawsze w sposób bardzo oczywisty i widoczny, wpływać.

Póki co nie ma twardych dowodów, ale mam intuicję, że wybory 2023 roku są między innymi efektem tego, co się z nami ostatnio działo. Nie jest tak, że pandemia czy wojna wpłynęły bezpośrednio na decyzje wyborcze, ale wywołały kryzysy i decyzje podejmowano w ich kontekście. Ten kontekst zmuszał do myślenia nie o LGBT+ czy wartościach, ale właśnie o interesach. Prawo i Sprawiedliwość już w 2015 roku mówiło o interesach, nie tylko ekonomicznych, ale także symbolicznych. Nieprzypadkowo w czasach PiS disco-polo pojawiało się w telewizji w czasie największej oglądalności. To był ukłon w stronę tych, którzy wcześniej byli ze swoją muzyką (i związanym z nim stylem, kulturą) spychani na margines. Możemy się na to zżymać, ale to był przemyślany, śmiały i wyraźny ruch wykonany przez PiS.

Przywrócić poczucie sprawczości

Przywrócenie sprawczości licznej grupie obywatelek i obywateli powoduje, że wiele osób teraz uświadamia sobie, jaką siłę ma kartka wyborcza. Jest ona narzędziem, która może nie zmienia świata, ale pozwala przynajmniej trochę poprawić ich los. Rozpoznają, że ten wybór ma znaczenie dla ich życia, że może wpłynąć na dobrostan ich i ich rodzin, że może zmienić zawartość portfela.

W 1997 roku dwie największe wówczas partie, czyli Akcja Wyborcza Solidarność i Sojusz Lewicy Demokratycznej, nie różniły się w kwestiach ekonomicznych i społecznych. Jedynym, co je różniło, był stosunek do wydarzeń w 1989 roku i dekomunizacji. Pomiędzy elektoratami nie było wielkich różnic w kwestiach podatków, czy zakresu świadczeń socjalnych. Mało tego: ludzie twierdzili, że te sprawy są dużo ważniejsze niż kwestie światopoglądowe, a mimo to elektoraty dwóch największych partii właściwie się w tych sprawach nie różniły. Dzisiaj stosunek do podatków albo zakresu świadczeń społecznych jest bardzo wyraźnie upolityczniony, czy wręcz upartyjniony, i wyraźnie widać różnicę między największymi elektoratami.

Pojawia się wreszcie kwestia języka. Pouczający jest fakt, że jeśli chodzi o język, popadamy w swoistą histerię. Gdybyśmy dziś zobaczyli, co wypisywano i mówiono o reżimie Kaczyńskiego, to z pewnością byśmy stwierdzili, że było to bardzo na wyros. Mam przeczucie, że nic dramatycznego się w najbliższych miesiącach nie wydarzy. Histeria to bardzo mocna emocja, która odcina płaty czołowe i nie pozwala myśleć w pełni racjonalnie. Dobrze byłoby uniknąć błędów, jakie zostały popełnione w roku 2019. Być może ten czyściec mógł się skończyć wcześniej…

Na koniec o lęku, że wahadło wychyli się w drugą stronę. W 2015 czy 2019 roku wybory przegrała większość: milcząca albo pominięta ze względu na polskie prawo wyborcze. Wrażliwość i wartości tej większości były odtąd kompletnie ignorowane. Trzeba też pamiętać, że demokracja, gdzie skądinąd bardzo pożytecznym narzędziem jest podejmowanie decyzji za pomocą większości, wymaga też poszanowania mniejszości. Źle bym się czuł, gdyby te 7,6 miliona osób miało teraz poczucie, że ktoś im zagraża, a jak wiemy z badań tego się obawiano. Są takie miejsca w Polsce, gdzie zwycięstwo wzbudziło prawdziwy lęk. Naszym zadaniem jest doprowadzenie do tego, aby nikt się nie lękał tego, że demokraci przejmują władzę.

 

Tekst powstał w oparciu o głos w debacie „Polska po wyborach”, zorganizowanej przez forumIdei Fundacji Batorego 17 października 2023 roku.

 

Mikołaj Cześnik – dr hab., socjolog, politolog. Członek zarządu Fundacji im. Stefana Batorego. Profesor Uniwersytetu SWPS, dyrektor Instytutu Nauk Społecznych. Od 2000 roku członek zespołu badawczego Polskiego Generalnego Studium Wyborczego.

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj