Ukraińcy podkreślają, że rosyjska agresja trwa od marca 2014 r., kiedy Rosja anektowała Krym, a potem inicjowała powstanie tzw. republik ludowych w Donbasie. Tamte działania były odpowiedzią na Rewolucję godności i utratę wpływu na władzę w Kijowie. Uległy wobec Moskwy Wiktor Janukowycz uciekł z kraju, a rosyjska propaganda nazwała Rewolucję faszystowskim puczem, za którym stało CIA. Przyczyna wybuchu protestów w listopadzie 2013 r. była jednak o wiele bardziej prozaiczna – Ukraińcy, na początku głównie ludzie młodzi i studenci, wyszli na Plac Niepodległości w Kijowie w obronie swojej przyszłości, którą wiązali z przynależnością do Europy i akcesją do Unii Europejskiej. To marzenie zakwestionował Wiktor Janukowycz, gdy zdecydował, że nie podpisze umowy stowarzyszeniowej z UE.
Nikt wtedy nie przypuszczał, że pierwsze manifestacje przekształcą się w rewolucyjny ruch protestu, który przetoczy się przez cały kraj i zakończy krwawym finałem w lutym 2014 r. To w wyniku tych wydarzeń i złożonego procesu społeczno-kulturalno-politycznego przyspieszył proces krzepnięcia ukraińskiej podmiotowości polegający na jednoznacznym odrzuceniu rosyjskiej fantazji o „Ruskim Mirze” i rzekomym głębokim powinowactwie Rosjan i Ukraińców powodującym, że mówienie o ukraińskiej odrębności jest historycznie nieuzasadnione. A tym samym jeszcze mniej uzasadnione są aspiracje Ukraińców do suwerennego państwa, którego by nie było, gdyby nie tragiczne pomyłki Lenina i komunistów zakładających Związek Radziecki.
Ukraina i Ukraińcy odrzucający rosyjski, neoimperialny wykład historii i wynikającą zeń filozofię polityczną stali się dla Rosji strategicznym wyzwaniem i źródłem zagrożenia, co jednoznacznie komunikował Władimir Putin w swych wystąpieniach. Rankiem 24 lutego za słowami ruszyły rosyjskie czołgi, samoloty i rakiety. Specjalna operacja wojskowa nie przyniosła zakładanego skutku – „denazyfikacji” ukraińskiego państwa i społeczeństwa. Ukraińcy obronili Kijów i zachowali integralność państwa oraz ciągłość systemu władzy politycznej.
Mimo że ok. 20 proc. kraju znajduje się pod rosyjską okupacją, prezydent, rząd i parlament pełnią swoje funkcje. Funkcjonują instytucje publiczne – Narodowy Bank Ukrainy dba o stabilność hrywny, mimo głębokiego kryzysu ekonomicznego Ukraina nie utraciła stabilności makroekonomicznej. Działa system edukacji, służba zdrowia, Koleje Ukraińskie obsługują zarówno ruch rozkładowy, jak i ewakuację ludności z terenów zagrożonych działaniami wojennymi. Działają władze lokalne zapewniając kluczowe usługi publiczne. Funkcjonuje także infrastruktura krytyczna – ukraiński system energetyczny eksportuje nadwyżki elektryczności do krajów europejskich, a systemy teleinformatyczne zapewniają łączność. Co najważniejsze, nadspodziewanie dobrze radzą sobie Siły Zbrojne Ukrainy, które powstrzymały inwazję, a teraz przygotowują się do „deokupacji” zajętych terytoriów.
Rosyjska propaganda próbowała wmówić światu, że Ukraina kierowana przez faszystowską juntę jest państwem upadłym, niezdolnym do samodzielnego funkcjonowania. Najwyraźniej Władimir Putin sam uwierzył w tę opowieść. Tymczasem okazało się, że Ukraińcy nie zmarnowali czasu po Rewolucji godności. Odbudowali armię modernizując ją zgodnie z najlepszymi zachodnimi wzorami. Przeprowadzili reformy ustrojowe, z których najważniejszą okazała się decentralizacja i oparcie systemu władzy publicznej na samorządności lokalnej. Zmodernizowali infrastrukturę teleinformatyczną i systemy cyberbezpieczeństwa. Oczywiście wiele pozostało do naprawy – ciągle bardzo wysoka korupcja, wpływ oligarchów na życie polityczne, alienacja elit politycznych od społeczeństwa i niski poziom społecznego zaufania do instytucji państwa – to były tematy debat, jakie toczyły się w ukraińskich mediach przed 24 lutego.
Mimo tych niedoskonałości, a często wręcz patologii, Ukraińcom udało się zbudować złożony system odporności państwa i społeczeństwa, który okazał się wystarczająco mocny, by zatrzymać agresję. Wewnętrzne zasoby Ukrainy nie wystarczyłyby jednak bez pomocy zewnętrznej ze strony państw Zachodu. Nieustannie trwa dyskusja, czy ta pomoc jest wystarczająca, czy dostawy broni docierają wystarczająco szybko i w odpowiedniej ilości, czy pomoc finansowa jest dostateczna, by zapewnić stabilność makrofinansową, czy sankcje przeciwko Rosji są wystarczająco uciążliwe dla agresora.
Dopóki nie zakończy się wojna, a może i nigdy, nie będziemy dysponować pełną informacją umożliwiającą jednoznaczne oceny. W Ukrainie nasila się debata o strategii, jaką przyjął prezydent kraju wobec informacji amerykańskiego wywiadu o nadciągającej agresji. Czy oficjalne ich bagatelizowanie było elementem strategicznej gry, czy – jak twierdzi wielu komentatorów – wyrazem słabości politycznego centrum w Kijowie? Czy można było ogłosić wcześniej mobilizację i lepiej przygotować obronę, by uniknąć okupacji piątej części terytorium kraju? Ważne byłoby poznać odpowiedzi na te pytania, już jednak sama debata pokazuje, że Ukraina mimo wojny nie przestała być krajem wolnych ludzi zdolnych do otwartej, krytycznej debaty.
Natalia Humeniuk, wybitna ukraińska dziennikarka, przekonuje, że wojna tylko zwiększyła apetyt Ukraińców na wolność i demokrację. Stanęli do obrony przed agresorem nie dla prezydenta Zełenskiego, ale dla siebie – w obronie republiki, jakkolwiek niedoskonałej, to jednak własnej. Z kolei Jewhen Hołowacha, znany socjolog przekonuje, że w ciągu miesięcy wojny dokonał się proces, z którym Ukraina nie potrafiła sobie poradzić przez pierwsze trzydzieści lat niepodległości – integracja społeczeństwa wokół państwa, uznanie jego instytucji za wartość i gwarant nie tylko suwerenności, ale także narodowego przetrwania. Podczas tego procesu zatarły się już niemal różnice, jakie jeszcze przed wojną dzieliły głęboko Ukraińców w zależności od miejsca pochodzenia i zamieszkania. Ciągle wszakże pozostaje różnica, którą niesie używany na co dzień język. Zgodnie z badaniami grupy socjologicznej Rating tylko ok. połowa Ukraińców deklaruje, że posługuje się ukraińskim w domu, 33% w równym stopniu korzysta z ukraińskiego i rosyjskiego, dla 18% językiem domowej codzienności jest rosyjski. Dla 67% badanych obecność rosyjskiego nie stanowi żadnego problemu, 18% problem dostrzega, ale nie przypisuje mu znaczenia, ale 12% twierdzi, że posługiwanie się rosyjskim przez Ukraińców stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa.
Podobnie nieodwracalne procesy biegną w polityce międzynarodowej. Powrotu do stanu sprzed 24 lutego nie ma. Próba wielkomocarstwowej rozgrywki przez Władimira Putina już doprowadziła do marginalizacji Rosji w wymiarze politycznym i gospodarczym. Utraconych więzi gospodarczych z Zachodem, zwłaszcza z krajami Unii Europejskiej, nie da się szybko zastąpić relacjami z Chinami czy państwami BRICS. Tym bardziej, że Chiny nie są w stanie zastąpić Zachodu w tym, co dla funkcjonowania Rosji jest najważniejsze: dostępie do zaawansowanych technologii potrzebnych do utrzymania potencjału militarnego i zdolności wydobywczych sektora paliwowego.
Wykpiwany przez Putina liberalny i rzekomo zdegenerowany Zachód okazał się znacznie silniejszy, niż się wydawało jego krytykom. Siłę tę musiały uznać nawet Chiny, gdy po cichu, wbrew odmiennemu stanowisku politycznemu, dołączyły de facto do sankcji przeciwko Rosji zmniejszając eksport do niej o blisko połowę. Uczyniły tak w obawie przed dalszymi ograniczeniami w dostępie do zachodnich zaawansowanych technologii potrzebnych dla funkcjonowania chińskiego przemysłu. Mimo spektakularnego postępu technologicznego chińskich firm i ośrodków akademickich chińska gospodarka ciągle daleka jest od granicy technologicznej, którą nadal kontrolują koncerny amerykańskie i europejskie.
Ukraińcy zdecydowali, że są częścią tego właśnie zachodniego świata i w obronie swojego wyboru walczą z bronią w ręku. Prowadzone regularnie podczas wojny badania opinii społecznej w Ukrainie pokazują, że ukraińska zaciętość i determinacja wynika z prostego faktu – dla europejskiego i zachodniego wyboru nie widzą alternatywy. Porażka oznaczałaby nie tylko utratę marzeń, ale także – tak sądzi większość badanych – zagrożenie dla narodowego bytu. Dlatego jedyną opcją jest zwycięstwo, w które wierzy 97% ankietowanych w badaniu przeprowadzonym w czerwcu przez grupę Rating. Ponad połowa – 64% ankietowanych jest przekonanych, że w wyniku wygranej Ukraina powróci do granic z 1991 r. Ponad 90% z optymizmem patrzy w przyszłość, a 84% twierdzi, że młode pokolenie czeka w Ukrainie dobry los.
Edwin Bendyk – prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Dziennikarz, publicysta i pisarz, do niedawna kierował działem naukowym tygodnika „Polityka”. Wykłada w Graduate School for Social Research PAN i Collegium Civitas, gdzie współtworzył Ośrodek Badań nad Przyszłością.