Tymczasem prawo wyborcze powinno się zmieniać z dużym wyprzedzeniem i na początku „przerwy” między planowanymi wyborami – tak by wystarczyło czasu na dopracowanie i przetestowanie nowych rozwiązań.
Politycy przegapili najlepszy okres na zmiany w Kodeksie Wyborczym, przypadający bezpośrednio po wyborach prezydenckich w 2020 roku. W międzyczasie odbywały się wyłącznie wybory uzupełniające, bardzo dobry poligon doświadczalny do wdrażania nowych rozwiązań w mniejszej skali, zanim miałyby zadziałać w większej. Były też zapowiedzi znaczących zmian reguł wyborów – z moimi koleżankami i kolegami po fachu komentowaliśmy co najmniej kilka, sfrustrowani tym, że media o nich mówią, opierając się na luźnych wypowiedziach prominentnych polityków, a nie na konkretach na piśmie. Na życzenie Pawła Kukiza powstał kolejny „klub dyskusyjny” debatujący nad wprowadzeniem w Polsce tzw. ordynacji mieszanej, ale nie wyniknęły z tego żadne propozycje ustawowe. Nowelizacja kodeksu wprowadzająca centralny rejestr wyborców, nad którą od listopada 2022 roku pracuje Sejm, jest znacznie spóźniona i wiele wskazuje na to, że obiecywane ułatwienia nie zafunkcjonują przed najbliższymi wyborami parlamentarnymi, co już zasygnalizował przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak.
Tymczasem mamy już kolejny projekt nowelizacji Kodeksu Wyborczego, złożony przez Prawo i Sprawiedliwość tuż przed Świętami Bożego Narodzenia (już niemal tradycyjnie jako projekt poselski, co pozwala uniknąć przejścia przez pełną ścieżkę legislacyjną, obejmującą szersze konsultacje). Projekt ten ma niewiele wspólnego z wcześniejszymi merytorycznymi dyskusjami, konsumuje raczej wiecowe zapowiedzi posła Jarosława Kaczyńskiego, według którego potrzeba nam więcej obwodowych komisji wyborczych, więcej obserwatorów i na sztywno zapisanych w ustawie instrukcji liczenia głosów. Są w tym projekcie wymieszane zmiany błahe z bardziej istotnymi. Nie sposób omówić w tym miejscu wszystkich. Mamy wśród nich rezygnację z dwóch komisji obwodowych – to rozwiązanie już pokazało swoją dysfunkcjonalność. Mamy próbę przełamania choć na jeden dzień w roku – dzień, kiedy obywatele są szczególnie potrzebni politykom – wykluczenia transportowego mieszkańców peryferyjnych miejscowości poprzez zorganizowanie dla nich transportu do lokali wyborczych.
Jednak wiele proponowanych zmian nie służy usprawnieniu i wzmocnieniu procesu wyborczego jako wspólnego przedsięwzięcia obywateli i różnych szczebli administracji, co raczej kodyfikuje nieufność. Nie lekceważę roli obserwatorów wyborów, ale kiedy się czyta część projektowanych przepisów, można odnieść wrażenie, że doszło do przesunięcia akcentów i wzorcem obywatelskiego zaangażowania nie jest liczenie głosów w niedzielną noc, ale raczej nagrywanie swoim smartfonem, jak liczą inni.
Według mnie istotne jest to, że kolejna propozycja nowelizacji Kodeksu Wyborczego wprost ignoruje ważne oficjalne postulaty Państwowej Komisji Wyborczej (podmiotu kluczowego, pilnującego konstytucyjnych i kodeksowych reguł, de facto organizatora wyborów), dotyczące zmiany podziału mandatów pomiędzy okręgi wyborcze tak, aby została zagwarantowana równość głosu. Niezbędnej „korekty demograficznej” nie dokonano w Polsce od 2011 roku, w międzyczasie nabrzmiał też problem z doliczaniem głosów z zagranicy do okręgu warszawskiego. Wprawdzie proponowane w projekcie poselskim zmiany mają mieć charakter włączający i profrekwencyjny, jednak ignorują też postulaty przedstawiane przez ekspertów, np. rozszerzenie prawa do głosowania korespondencyjnego. Mają zwiększać transparentność wyborów, ale wcale nie zwiększają transparentności kampanii wyborczej choćby poprzez uszczelnienie przepisów dotyczących jej finansowania, na co przecież wielokrotnie zwracali uwagę eksperci i organizacje międzynarodowe, monitorujące wybory w Polsce.
Bawimy się zatem w „głuchy telefon”. Niepokoi brak profesjonalnego dialogu w kwestii tak ważnej, jak organizacja wyborów, które mają dać demokratyczną legitymizację kolejnemu parlamentowi i rządowi. Czekające nas wybory parlamentarne 2023 będą odbywały się w warunkach ogromnej polaryzacji politycznej, a ich sprawna organizacja, przekładająca się na wiarygodność wyniku, staje się w takich warunkach jeszcze bardziej kluczowa. Wiadomo, że ten element legitymizacji procesu wyborczego, zakorzeniony we władzy sądowniczej (zwłaszcza w Sądzie Najwyższym, który rozstrzyga o ważności wyborów), jest obecnie naruszony. A zatem na PKW, na administracji wyborczej i na wszystkich członkach obwodowych komisji wyborczych w terenie spoczywa jeszcze większa odpowiedzialność za przekonanie obywateli, że cały proces wyborczy odbył się uczciwie i rzetelnie. Tym bardziej potrzebują stabilnych, sprawdzonych reguł i komfortu pracy.
Adam Gendźwiłł – dr hab. socjologii, adiunkt w Katedrze Rozwoju i Polityki Lokalnej Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego. Członek Zespołu Ekspertów Wyborczych Fundacji im. Stefana Batorego.