• Marcin Korolec
30.03.2023

Spór handlowy USA-UE a Polska

Przez lata europejskie elity narzekały na brak angażowania się Stanów Zjednoczonych w wysiłki na rzecz walki ze zmianami klimatycznymi. Prezydent Joe Biden, nie tylko na nowo związał Stany Zjednoczone Umową Paryską, ale też naprawdę dokonał niezwykłego przyspieszenia w przestawianiu amerykańskiej gospodarki na zielone technologie. Przyjęcie za oceanem Inflation Reduction Act (IRA) stworzyło nadzwyczaj dogodne warunki do rozwoju zielonego przemysłu w USA, ale jednocześnie przyprawia o ból głowy europejską klasę polityczną. Teraz zaczęliśmy obawiać się, że aktywność amerykańska wyssie z Unii zielone i innowacyjne pomysły, a może nawet cały innowacyjny przemysł.

W tym miejscu należy podkreślić, że istnieje zasadnicza różnica między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Mamy oczywiście, wspólne korzenie, wspólne wartości i wspólne myślenie o demokracji, ale kompletnie różne sposoby funkcjonowania jako organizmy państwowe. Tam, gdzie w Europie budujemy system prawny i system regulacyjny, tzw. acquis communautaire, zapraszając albo zmuszając naszych obywateli i nasze firmy do jakiegoś rodzaju zachowania, konsumpcji i funkcjonowania, tam nasi przyjaciele za wielką wodą po prostu sypią pieniądze wskazując kierunek, w jakim amerykańskie władze chciałyby, aby podążali amerykańscy obywatele lub amerykańska gospodarka. Różnimy się również, jeśli chodzi o sposób udzielania pomocy publicznej. W Europie jest on skoncentrowany z jednej strony na efektywności wydawanych środków publicznych. Dlatego środki pomocowe przeważnie są rozdzielane w drodze konkursu i jedynie na inwestycje.

Tymczasem Amerykanie przyznają pomoc publiczną po pierwsze bez konkursów, a po drugie również na koszty operacyjne, nie tylko na inwestycje. Ten brak równowagi jest de facto ogromnym wyzwaniem dla europejskiego modelu społecznego. Jeżeli nie zareagujemy w sposób podobny do tego, w jaki oni zareagowali, to nasze siły witalne, nasi najbardziej innowacyjni aktorzy po prostu przeniosą się na drugą stronę Atlantyku. Ryzykujemy, że będziemy realizować nasze cele klimatyczne, ale technologiami i produktami przemysłu zza Oceanu.

Jednym z najlepszych przykładów, w jaki sposób UE podchodzi do polityki przemysłowej, jest przyjęte w połowie zeszłego roku rozporządzenie dotyczące dopuszczalnych emisji z silników samochodowych. Jego konstrukcja wymusza na producentach samochodów zakończenie produkcji silników spalinowych do 2035 r. – koszty utrzymania produkcji pojazdów spalinowych przekroczą potencjalne zyski. W Stanach Zjednoczonych ten sam cel ma być zrealizowany dzięki ogromnym dopłatom nie tylko do inwestycji, ale również do kosztów operacyjnych przemysłu motoryzacyjnego. Cel jest ten sam, ale droga dojścia tworzy odmienne warunki dla przemysłu. Uogólniając, w Europie mamy bardzo rygorystyczny system regulacyjny dla przemysłu, a w USA te same przemysły mogą liczyć na sowite dofinansowania państwowe i większą swobodę operacyjną.

Z punktu widzenia właścicieli fabryk baterii, ładowarek czy w końcu samochodów elektrycznych sprawa jest jasna. W Europie musimy dostosować się do rygorystycznych norm, a po drugiej stronie Atlantyku, chcą on nas tego samego, ale za to czekają na nas z pieniędzmi – i to bardzo dużymi. Nic dziwnego więc, że dla wielu z nich nie ma w zasadzie wyboru, gdzie będą inwestować w najnowsze technologie i skąd będą przywozić swoje produkty, żeby sprzedawać je w Europie.

USA wraz z Unią tworzą największą gospodarkę świata, skala jej oddziaływania na pozostałe państwa jest nie do przecenienia. Przez dekady Zachód narzucał kierunki rozwoju gospodarczego, dzisiaj też może narzucić kierunek zielonej zmiany gospodarki w ujęciu globalnym. Ochłodzenie relacji lub, co gorsza, wojna handlowa z USA w trakcie wojny w Ukrainie i rosnącego konfliktu z Chinami nie jest w interesie żadnego państwa Zachodu. Konstruktywna odpowiedź powinna oznaczać dalszą ścisłą współpracę i stworzenie warunków, w których Unia będzie przyciągała inwestycje z USA.

Odpowiedź na zaistniałą sytuację powinna być konstruowana pod hasłem „Więcej Europy”! Tam, gdzie potrafimy wykorzystać nasze atuty i odpowiadać na kolejne kryzysy pod hasłem „Więcej Europy”, tam możemy odgrywać należną nam rolę na arenie międzynarodowej. Nawet biorąc pod uwagę konkurowanie ze Stanami Zjednoczonymi. Historia integracji pokazuje, że jej przyspieszanie i zgodne współdziałanie przekłada się zyski dla społeczeństw i gospodarek.

W tym kontekście rozczarowuje wypowiedź Przewodniczącej Komisji Europejskiej, Pani Ursuli von der Leyen, w Davos. Poluzowanie zasad pomocy publicznej, deregulacja zasad udzielania zezwoleń w procesach inwestycyjnych, być może mogą brzmieć atrakcyjnie na pierwszy rzut oka, jednak w rzeczywistości takie działania będą prowadzić do ogromnych nierówności rozwojowych wewnątrz UE i potencjalnie do niepotrzebnych i trudnych do oszacowania szkód środowiskowych. Swobodniejsze zasady pomocy państwa to de facto polityka „Mniej Europy”. Być może niektóre państwa wolą odpowiedź suflowaną przez Przewodniczącą Komisji Europejskiej – „dosypiecie z własnego budżetu, swoim własnym przedsiębiorcom i będzie dobrze”. Być może to zadziała w przypadku Niemiec, Holandii, może w ograniczonym wydaniu również Francji. A co z resztą? Co z Włochami, Polską, Hiszpanią czy Portugalią, Słowacją i Czechami?

Moim zdaniem, Europa, jeśli chce walczyć o palmę pierwszeństwa w zielonej transformacji, musi stworzyć europejskie instrumenty finansowe, zachęcające najlepsze europejskie przedsiębiorstwa, najlepszych europejskich innowatorów do pozostania w Europie i budowania tutaj, a nie za Oceanem, fundamentów zielonej transformacji gospodarki.

Wyobrażam sobie, że właściwą odpowiedzią Komisji Europejskiej na Inflation Reduction Act, powinno być zaproponowanie utworzenia funduszu, podobnego do funduszu wsparcia gospodarki osłabionej Covidowymi lockdownami. Podobnie jak wtedy, emisja wspólnego europejskiego długu i wprowadzenie w życie funduszy typu KPO 2.0, dałaby odpowiednie zasoby Wspólnocie, aby stworzyć w Europie konkurencyjne warunki do inwestycji. Oczywiście w sytuacji zagrożenia inflacją, mechanizmy te powinny być odpowiednio skalibrowane. Ale mam wrażenie, że bez tego typu rozwiązań się nie obejdzie, jeśli nie chcemy, aby nasi główni sojusznicy nie stali się naszym głównym, tym razem gospodarczym zagrożeniem.

 

Marcin Korolec – dyrektor Instytutu Zielonej Gospodarki, prezes Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych. W latach 2013–2015 pełnomocnik rządu do spraw polityki klimatycznej, w latach 2011–2013 minister środowiska.

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj