Okazuje się, że o decentralizacji można mówić bardzo różnie, nawet jeśli niektórym komentatorom czy politykom wszystkie propozycje zlewają się w jedną całość, w dodatku mającą niewiele wspólnego z realną treścią każdej z propozycji.
Niezależnie od krytycznych uwag pod adresem tej czy innej propozycji, stanowią one ważny wkład do dyskusji o przyszłości samorządu. Dlatego tak bardzo szokuje skala przeinaczeń i kłamliwych sugestii o „rozbiciu dzielnicowym” czy próbie rzekomego demontażu państwa, które przewinęły się w wypowiedziach niektórych polityków i komentatorów. Nagle okazuje się, że więcej lokalnej samodzielności to fundamentalne zagrożenie dla stabilności państwa. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale taka świadomie fałszywa narracja sprawia wrażenie, jakby szykowano grunt pod rozprawę z samorządem.
O co nam naprawdę chodzi w idei „Polski samorządów”? Sercem i źródłem sukcesu polskiego samorządu jest Polska lokalna – gmin i powiatów. To najbardziej demokratyczna wspólnota oparta na realnej tożsamości (zwłaszcza w gminach), gdzie nasze poczucie wpływu na bieg spraw publicznych jest największe, podobnie jak zaufanie do instytucji. Takiego kapitału mądre państwo nie może zmarnować. Poszukujemy więc sposobów, jak wykorzystać potencjał Polski lokalnej do rozwiązywania problemów, z którymi od wielu lat nie radzi sobie administracja centralna. Wszyscy te problemy znamy i przyzwyczailiśmy się już niestety do bezsilności wobec nich kolejnych ekip rządzących. To permanentny kryzys w ochronie zdrowia, szkoła tonąca pod ciężarem biurokracji, „głód mieszkaniowy”, wykluczenie komunikacyjne wielu Polek i Polaków czy chaos przestrzenny pogłębiany takimi inicjatywami jak ostatnie „lex deweloper”. Jeśli władza centralna pozostaje głucha na te problemy lub technicznie niezdolna do ich rozwiązywania, mamy prawo do zajęcia się nimi w naszej gminie, powiecie czy województwie. Dlatego podpowiadamy, co konkretnie zrobić, aby o sprawach mających największy wpływ na jakość naszego życia decydować bardziej lokalnie.
Nie podajemy mieszkańcom gmin czy powiatów idealnego przepisu na samorządzenie najważniejszymi dla nich sprawami. Podpowiadamy tylko, co zmienić na poziomie systemowym, aby zaspokajając lokalne potrzeby mieli oni do dyspozycji więcej możliwości, instrumentów i zasobów. Nie uciekamy od zagadnień, których politycy boją się jak ognia. Jeżeli chcemy lokalnej wspólnoty dobrobytu, to potrzebujemy na to również pieniędzy. Stąd również pomysł na nową formułę podatku od nieruchomości jako potencjalnie najważniejszego źródła zasilania Polski lokalnej. Da się go wprowadzić w sposób sprawiedliwy, a jednocześnie chroniący najsłabszych.
„Polska samorządów” to projekt silnego samorządu, który potrzebuje jednak także silnego i inteligentnego państwa. Na poziomie centralnym umawiamy się więc, jaki minimalny standard usług publicznych powinien być zagwarantowany w każdej gminie w Polsce, bez względu na jej zasobność. Misją rządu w takim systemie jest monitorowanie przestrzegania tych standardów. Towarzyszyć temu musi sprawiedliwy mechanizm wyrównawczy, który złagodzi naturalnie powstające nierówności w dostępie do usług publicznych. Proponujemy więc nowy podział pracy w państwie. Rząd nie musi już próbować robić wszystkiego – wyznaczać standardy, dzielić kasę i dokładnie instruować samorządy w każdym obszarze. Wystarczy, że zatroszczy się o to, by wszędzie w Polsce jakość podstawowych usług publicznych była co najmniej dobra. Tylko tak odchudzone centrum może działać skutecznie i sprawnie.
„21 tez samorządowych” to dokument zawierający co najmniej kilka haseł zbieżnych z pomysłami na „Polskę samorządów” (np. usamorządowienie opieki zdrowotnej czy policja municypalna), ale ich ogólnikowość utrudnia na razie dyskusję. Zapewne konkretów doczekamy się w najbliższych miesiącach, ale równie ciekawa będzie formuła, w jakiej będą się toczyły dalsze prace. Projekt miał niefortunny start, bo tezy powstały w gronie wyłącznie samorządowych liderów. Zabrakło też w nim wyraźnego sygnału, że prezydenci są gotowi, by w większym niż dotychczas stopniu podzielić się władzą z mieszkańcami. W ich wizji samorząd będzie na pewno miał więcej zasobów i niezależności od władzy centralnej, ale czy będzie bardziej demokratyczny i obywatelski? Pozostaje więc liczyć, że proces przekuwania tez na bardziej konkretne pomysły będzie otwarty i rzeczywiście włączający.
Największy problem mam z projektem IUS „Zdecentralizowana RP”. Po pierwsze, nie jest łatwo cokolwiek konkretnego wyłowić z mgły, która unosi się wokół tej koncepcji. Jedni przedstawiciele tego projektu sugerują, że zakłada on np. przeniesienie na województwa decyzji w kontrowersyjnych sprawach światopoglądowych takich jak dopuszczalność przerywania ciąży. Inni gorliwie temu zaprzeczają.
Co jednak ważniejsze, w projekcie IUS wykoncypowano, że województwo będzie głównym aktorem kształtującym życie obywateli, zapominając, że dla Polek i Polaków najważniejsza jest tożsamość lokalna i państwowa (narodowa). Województwo może być właściwym poziomem organizacji niektórych usług publicznych (np. transportu kolejowego czy szpitalnictwa), ale nieprędko stanie się wspólnotą polityczną i obywatelską. Taka wspólnotą jest Polska lokalna – miast i miasteczek. Nie musimy jej kreować, ale wzmocnić. Pomóżmy gminom i powiatom lepiej organizować sprawy o największej wadze dla jakości naszego życia zamiast zajmować się sztucznym kreowaniem nowego ładu instytucjonalnego państwa.
Niestety, projekt przypomina sposób działania rozmaitych międzynarodowych konsultantów, komiwojażerów idei przywożących pomysły rażące brakiem zrozumienia lokalnego kontekstu, uwarunkowań, szans i zagrożeń. Bywali tacy również w Polsce w latach 90. Na szczęście, reformy samorządowe przeprowadzono wtedy bez ich istotnego wpływu.
Z całością naszej propozycji na reformę samorządu można zapoznać się tutaj.