• Urszula Schwarzenberg-Czerny
30.11.2021

Posłowie eko-Rzeczpospolitej Polskiej

Fundacja Batorego od jakiegoś czasu inicjuje w Polsce rozmowy dotyczące idei połączenia zielonej transformacji z demokracją. Czy do takiego rozwiązania świadomie dąży też spolaryzowana scena polityczna?

Podczas debaty forumIdei „Czy możliwa jest eko-Rzeczpospolita?” polityczki i politycy przymierzali się do budowania konsensusu dotyczącego walki z kryzysem klimatycznym. Padło pytanie, jak społeczeństwo obywatelskie, oczywiście nie tracąc swojej odrębności, może politykom w tym procesie pomóc?

Niektórym trudno było wyjść ze zwyczajowych ról politycznych, czyli tłumaczenia odbiorcom programów swoich partii. Na wyzwanie postawione przez organizatorów odpowiedziała jednak posłanka Nowej Lewicy Anita Sowińska. Zarekomendowała sieciowanie się organizacji społecznych, dzięki któremu ich skuteczność byłaby większa. – Może Fundacja Batorego mogłaby pełnić rolę katalizatora, łączenia tych organizacji? – mówiła. – Nie do przecenienia jest też zaangażowanie społeczne. W Polsce powinien powstać krajowy panel obywatelski, choć rząd sam nie wyjdzie z taką inicjatywą – dodała. Jadwiga Emilewicz, posłanka z klubu parlamentarnego PiS, postulowała inne działania. – Lewicowe podejście do ochrony środowiska, rozwijane od początku lat 60., nie przyniosło istotnej zmiany. Może czas na politykę zielonego konserwatyzmu – mówiła. Rzecz jednak w tym, że zarówno ona, jak i pozostali zaproszeni przez Fundację Batorego politycy i europolitycy, reprezentujący inne opcje ideowe, patrzą bardzo podobnie na wiele elementów walki z kryzysem klimatycznym w Polsce. Zatem może czas nie na zielony konserwatyzm, a na parlamentarną współpracę ponad podziałami?

W debacie wziął udział także europoseł i były premier Jerzy Buzek, posłanka Polska 2050 Hanna Gill-Piątek, posłanka PO Gabriela Lenartowicz, posłanka Partii Zielonych Małgorzata Tracz, posłanka Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer i poseł PSL Andrzej Grzyb. Nie zdecydowali się na rozmowę o tym, czy rozpisany na wiele kadencji parlamentarnych proces zielonej transformacji stanie się podstawą do reorganizacji sceny politycznej. Nie popatrzyli na niego też, jak na szansę wyjścia z polaryzacji, która obecnie jest głównym motorem napędzającym polityczną dynamikę. Zastanawiali się za to, czy jako reprezentacja najważniejszych partii będą w stanie przekonać swoich szefów do współdziałania. Wymieniając elementy programów politycznych rozmawiali o tym, jak tłumaczyć ludziom wyrzeczenia nierozerwalnie związane z zieloną transformacją. A także jak zapewnić zaufanie do władzy publicznej, które od dłuższego czasu jest podważane.

Wspólne, przejrzyste oferty

Wyzwaniem byłby podjęty wspólnie dialog na obszarach najbardziej narażonych na transformację energetyczną. – Powinniśmy osiągnąć bazowy konsensus co do tego, co się ma w Polsce wydarzyć. Jeśli chcemy, by ta dyskusja nie była narażona na hasła populistyczne, by była uczciwa, powinniśmy mówić, że zmiany w zakresie polityki energetycznej są nieuchronne – oceniła Emilewicz. Jako jedyna w debacie powołała się na zagrożenie, jakim jest włączenie odchodzenie od węgla w retorykę populistyczną. A także połączenie interesów związkowców z interesami skrajnej prawicy. O tym, że jest to niestety realna perspektywa, świadczą nieupublicznione na razie badania kilku organizacji ekologicznych przeprowadzone w społeczności żyjącej wokół kopalni w Turowie. Wynika z nich, że ludzie rozumieją konieczność odejścia od węgla i oczywiście widzą zniszczenie środowisk naturalnego wywołane wydobyciem. Ale narrację odwrotną napędzają związkowcy. Ci zrzeszeni w NSZZ „Solidarność” razem z Robertem Bąkiewiczem ze Stowarzyszenia Marsz Niepodległości oprotestowali pod koniec października decyzję o zamknięciu kopalni Turów przed siedzibą Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu.

Część polskich polityków przekonuje jednak, że górnicy ze Śląska, kluczowego regionu węglowego, tak naprawdę są świadomi sytuacji i nie opierają się zielonej transformacji. – Nie chcą być tylko oszukiwani i oczekują od polityków jasnej oferty. Trzy, cztery lata temu słyszeli od najważniejszych osób w Państwie, że mamy węgla na 200 lat. Słyszeli również, że węgiel jest kołem zamachowym polskiej gospodarki. A teraz mówi im się, że kopalnie będą zamykane. To jest prawdziwe i oczywiste, ale tak trzeba było rozmawiać z górnikami od początku. Tylko to przynosi efekty – mówił Jerzy Buzek, który w zeszłym roku zagwarantował odrębne środki w budżecie UE dla mieszkańców regionów górniczych, takich jak Śląsk i Zagłębie, w nowym Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Zaskakuje jednak, że to nie on, a posłanka Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer odniosła się do problemów środowisk okołogórniczych (choć niestety tylko pobieżnie).  W sektorze górniczym i wydobywczym na Śląsku pracuje 70 tys. ludzi. Z wydanego pod koniec zeszłego roku raportu Instytutu Badań Strukturalnych i Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach wynika, że w branży okołogórniczej pracuje ich 130 tys. Te dane należy traktować jako szacunkowe, bo na Śląsku funkcjonuje niepisane założenie, że na jedno miejsce pracy w górnictwie przypadają trzy w branży skoncentrowanej wokół kopalni. Wśród jej pracodawców są placówki naukowe, firmy usługowe i serwisowe czy producenci maszyn. Tych ostatnich w kraju zarejestrowanych jest aż 200. Na razie nie ma ich w debacie publicznej, nie ma też jasnych wytycznych, w jakich kierunkach mają się przebranżowić. Brakuje również systemu wsparcia, jakim jest dla polskich górników np. plan wydatków z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.

Małe modułowe reaktory

Innym zaskakującym elementem debaty moderowanej przez prezesa Fundacji Batorego Edwina Bendyka był wspólny dla polityczek i polityków stosunek do energii atomowej. Kilkakrotnie zarówno w wypowiedziach Jadwigi Emilewicz, jak i posłanki Polska 2050 Hanny Gill-Piątek, pojawiało się stwierdzenie, że przez wieloletnie zaniedbania w procesie transformacji energetycznej nie poradzimy sobie teraz bez energii atomowej w Polsce. Tylko poseł PSL Andrzej Grzyb nie widział w tym zagrożenia: – Małe reaktory modułowe mogłyby być instalowane tam, gdzie wygaszane są obecnie 200 megawatowe generatory zasilane paliwem kopalnym. Tego typu moduły można składać w fabrykach i dostarczać je tam, gdzie są potrzebne. To znacznie obniża koszty korzystania z energii atomowej, co w obecnych czasach jest nośnym argumentem i co ułatwia przystosowanie się do niej polskiej sieci energetycznej. Jest ona też bezpieczna. „Energia jądrowa ma swoje wady, podobnie jak wszystkie źródła energii. Ale gdy towarzyszą jej dobre regulacje prawne, jest niezawodna. Dlatego głupotą jest zamykanie jedynie z powodu uprzedzeń elektrowni jądrowych, takich jak Diablo Canyon w Kalifornii” – przekonuje teraz „The Economist” i podaje przykład Chin, które rozbudowują sieć takich elektrowni, a także Arabia Saudyjska, która do tej pory żyła z ropy naftowej, a teraz sama stawia na reaktory modułowe.

Warto byłoby też poznać stanowisko polskich polityków dotyczące ochrony bioróżnorodności, bo sami o niej nie wspominają. Postępujący kryzys klimatyczny powoduje jej gwałtowny zanik, co znów przyczynia się do stworzenia środowiska coraz bardziej narażonego na kataklizmy i coraz bardziej nieprzyjaznego ludziom. Rozedrganie skomplikowanej siatki zależności w naturze jest po prostu śmiertelnie niebezpieczne. Interesujące byłoby też usłyszeć, jak w obliczu obecnych wydarzeń na wschodzie Polski odnieśliby się do analizy jednostki badawczej Transnational Institute, z której wynika, że kraje wysoko rozwinięte wydają średnio dwa razy więcej na ochronę granicy, niż na przeciwdziałanie kryzysowi klimatycznemu. Chronią się przed migracją wywoływaną przez podnoszenie się temperatury Ziemi, a jednocześnie nie wywiązują się z obietnic pomocy finansowej dla krajów najmocniej dotkniętych skutkami kryzysu. Sporo mówiono o tym podczas zakończonej niedawno konferencji COP26. Jednak na razie do Polski ten wątek nie dotarł.

Polityczki i politycy uczestniczący w debacie deklarowali potrzebę utworzenia wspólnej listy norm, którą przekażą przywódcom swoich partii. Rozumieli też potrzebę uczynienia z ekologii zagadnienia ponad podziałami. Ich rozmowy Jerzy Buzek podsumował tak: – Problem polega na tym, że nie jest trudno snuć realne i bardzo wartościowe plany dotyczące zielonej transformacji, jak się jest w opozycji. Znacznie trudniej je realizować, jak się jest już partią rządzącą.

Urszula Schwarzenberg-Czerny – dziennikarka niezależna, przez wiele lat związana z  tygodnikiem „Polityka”. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi i ruchami oddolnymi zajmującymi się kryzysem klimatycznym.

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj