• Dominika Kozłowska
26.02.2021

Polski katolicyzm trzeba wymyślić na nowo

Czy po wydarzeniach ostatnich miesięcy, kiedy to katoliccy hierarchowie poparli podjęte przez polityków Zjednoczonej Prawicy działania zmierzające do wprowadzenia praktycznego zakazu aborcji, Kościół może nadal być uznawany za społeczny autorytet? Ostatnie protesty przynajmniej po części skierowane były przeciwko Kościołowi, który w obliczu społecznego konfliktu wywołanego przez sprawujący władzę obóz, stanął wyraźnie po jego stronie.


Przez długi czas Kościół traktowany był jako ważny aktor życia społecznego i politycznego oraz element stabilizujący obowiązujące w Polsce rozwiązania prawne dotyczące ochrony życia, kwestii reprodukcyjnych czy kształtu rodziny. Ceną było to, że obowiązujące w Polsce standardy – w porównaniu z rozwiązaniami obowiązującymi w krajach Europy Zachodniej – były bardzo zachowawcze.


Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie. Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów >>> WPŁACAM


Początki tzw. kompromisu aborcyjnego zaakceptowanego przez dużą część sił politycznych i Kościół sięgają 1997 r. Wówczas to z jednej strony Kościół przeżył porażkę związaną z niepowodzeniem wpisania do Konstytucji zapisu o ochronie życia poczętego, co skutkowałoby całkowitym zakazem aborcji, z drugiej jednak na długi czas skutecznie zablokował projekty mające na celu liberalizację tych przepisów. Od początku obowiązywania kompromisu biskupi podkreślali wprawdzie, że celem prawa powinna być pełna ochrona życia poczętego, ale dopiero w ostatnich latach zaczęli tak wyraźnie wspierać inicjatywy mające na celu zaostrzenie obowiązujących przepisów. Gdy w 2007 r. Liga Polskich Rodzin, wraz z marszałkiem Markiem Jurkiem i częścią posłów PiS-u, chcieli ochronę życia od poczęcia wpisać do Konstytucji, Episkopat milczał, a niektórzy hierarchowie, jak abp Tadeusz Gocłowski czy abp Józef Życiński, dali do zrozumienia, że taka zmiana byłaby nieroztropna. Dziś nie ma śladu po tej dawnej – można by rzec – powściągliwości. Obecnie biskupi jednoznacznie stanęli po stronie alt-prawicowych ruchów i proponowanych przez nie rozwiązań.

Czy możliwe jest odbudowanie zaufania do Kościoła rozumianego jako instytucja? Czy Polacy, zwłaszcza młodzi, coraz bardziej laicyzujący się, są w stanie opisywać to co myślą o świecie współczesnym w języku Kościoła i wiary?

Odnotowywana w badaniach społecznych CBOS-u i IBRiS-u utrata przez Kościół zaufania publicznego sprawia, że w najbliższej przyszłości nie będzie on już pełnił społecznie i politycznie tej roli, którą odgrywał w pierwszych dekadach III RP, a zwłaszcza do 2005 r, czyli do śmierci Jana Pawła II. Obecny kryzys związany z nadużyciami seksualnymi duchownych wobec nieletnich oraz z uwikłaniem niektórych biskupów w przestępstwa seksualne lub krycie ich sprawców przyczynia się do osłabienia skostniałych struktur klerykalnej kultury. W oczach wielu wierzących Kościół jako instytucja dał dowód na to, że nie potrafi sam rozliczyć się z popełnionego zła ani wdrożyć zasad, które przeciwdziałałyby nadużyciom w przyszłości. Bez tego nie ma szans na odbudowanie zaufania.

Utrata zaufania ma również głębsze korzenie i w znacznej mierze wynika z drogi, którą Episkopat Polski wybrał po 1989 r. Historycznie określamy tę drogę mianem sojuszu tronu i ołtarza, lecz Zbigniew Nosowski określił go niedawno nawet dobitniej jako „konkubinat”. W każdym razie nigdy po 1993 r. spadek zaufania do Kościoła nie był aż tak silny.

Współczesny Kościół w Polsce nie zbudował również więzi z najmłodszym pokoleniem, które urodziło się na początku lat 90. i które niedawno weszło w dorosłe życie. Nie pamięta ono historycznych zasług Kościoła w okresie kształtowania się opozycji demokratycznej w PRL-u. Dla tego pokolenia nauczanie biskupów coraz rzadziej jest punktem odniesienia w zakresie moralności. W tym sensie za porażkę trzeba uznać 30 lat katechizacji w szkołach publicznych, gdzie Kościół nie wypracował skutecznych narzędzi do przyciągania młodzieży.

Analizy Pew Research Center pokazują, że w Polsce luka pokoleniowa w religijności należy do największych na świecie – dla osób młodszych (do 40. roku życia) religia jest znacznie mniej ważna niż dla starszych (powyżej 40 lat). Z kolei polskie badania pokazują, że Kościół instytucjonalny traci nie tylko młode pokolenia, lecz również kobiety. Wśród protestujących było wiele katoliczek, które coraz wyraźniej artykułują nie tylko swój sprzeciw wobec nieludzkich przepisów aborcyjnych, lecz wyrażają także swój bunt wobec patriarchalnej i klerykalnej kultury. Z sondażu przeprowadzonego przez Kantar w listopadzie 2020 r. wynikało, że 67% wierzących sprzeciwia się wyrokowi Trybunału, a 45% popiera uliczne protesty. Pojawiały się też takie inicjatywy, jak np. list otwarty „Mówię dość: katoliczki przeciw wyrokowi TK”. To nie była może powszechna akcja, ale dla pewnych środowisk znacząca.

Jak kwestie te przedstawiają się od strony ludzi wierzących – jakie możliwość pozostają im do wyboru? Jakie są granice akceptacji przez nich dzisiejszego modelu demokracji, przemian kulturowych i cywilizacyjnych? Jakie mają możliwości sprzeciwu oraz budowy kontr-narracji?

Na okładce numeru miesięcznika „Znak” z listopada 2020 roku umieściliśmy pytanie-hasło: „Kościół bez Jezusa?”. Punktem wyjścia obserwacji była konstatacja o utracie wiarygodności Kościoła instytucjonalnego w Polsce. Chodzi zarówno o wiarygodność społeczną, jak i w obszarze duchowości czy moralności. Paradoksalnie jednak utrata wiarygodności nie musi przynajmniej w krótkiej perspektywie prowadzić do osłabienia znaczenia i wpływu Kościoła instytucjonalnego na rzeczywistość społeczno-polityczną w Polsce. Związki między tym, co kościelne i państwowe, oraz między katolickością a polskością, są w Polsce bardzo silne, a w ostatnich latach uległy jeszcze większemu wzmocnieniu. W efekcie mimo utraty zaufania wiernych pozycja społeczno-polityczna Kościoła jako instytucji pozostaje silna.

Patrząc na Kościół powszechny, warto powiedzieć, że ta niemożliwość reform wpisuje się w kontekst globalny. Jak pisał Tomasz Polak, system kościelny jest niezdolny do trwałych reform, ponieważ prowadziłoby to de facto do rozpadu tego, czym jest „kościelność”. W perspektywie współczesnej widzimy, że wszelkie próby reform napotykają na kontrreformy czy konserwację istniejącego stanu, czego wyraźnym przykładem jest Kościół w Stanach Zjednoczonych czy „droga synodalna” w Niemczech, powściągane w zmianach, jakie proponują. Na funkcjonowanie dynamiki, w której reformom towarzyszy działania antyreformatorskie i konserwujące, wskazuje dziś choćby to, co pisze George Weigel – myśliciel amerykański, watykanista, biograf Jana Pawła II – zastanawiając się, kim powinien być następny papież. Weigel kreśli wizję osoby, która powinna odkręcać reformy papieża Franciszka.

W wymiarze religijnym i społecznym następuje pęknięcie: można je obserwować w ludziach, którzy odchodzą z Kościoła. Odpycha ich nie tyle samo chrześcijaństwo czy osoba Jezusa, ile sposób myślenia i działania przedstawicieli instytucji. Ci, którzy odchodzą podkreślają nie raz, że zabierają ze sobą duchowość, wiarę, metafizyczne poszukiwania jako depozyt, który starają się ochronić przed zniszczeniem i bolesnymi doświadczeniami, gdyby z własnymi poszukiwaniami pozostały we wnętrzu tej instytucji. W przypadku niektórych decyzja o pozostaniu wynika czy to ze specyficznie rozumianego poczucia lojalności, czy z głębokiej wiary, że wewnętrzne, oddolne próby reformy instytucji są czymś, co nadaje też sens jednostkowemu życiu i ich wysiłkom. Bez wątpienia widać, że polskie społeczeństwo i w jego ramach wierni uczą się dopiero niezależności od instytucji. Ta nauka jednak szybko postępuje. Z kolei niejako na przeciwnym biegunie ujawniły się grupy, na przykład niektóre środowiska nacjonalistyczne, które niekoniecznie utożsamiają się z duchowością i wrażliwością chrześcijańską, ale właśnie z kościelnością w jej znaczeniu instytucjonalnym.

Nigdy wcześniej zjawiska apostazji, nieformalnego rozstania z instytucją, czy przejścia do innego Kościoła chrześcijańskiego, nie wchodziły z taką intensywnością do debaty publicznej. Dziś coraz więcej osób wierzących zadaje sobie pytania o słuszną postawę wobec utraty przez Kościół wiarygodności. W wielu dyskusjach powraca pytanie, czy osoby pozostające w Kościele legitymizują postawę Episkopatu. Dylematy te dotyczą nie tylko ostatnich wydarzeń związanych z naciskami na zmianę przepisów aborcyjnych. Odnoszą się również do kwestii postawy hierarchów wobec osób LGBT+ lub pedofilii klerykalnej. Reakcji oczekuje się dziś nie tylko od hierarchów, ale też od osób świeckich. Nie przewiduję masowej liczby apostazji, choć widzę, że na ten akt coraz częściej decydują się również osoby wierzące, które w ten sposób chcą podkreślić swój dystans i brak zaufania wobec instytucji Kościoła. Znacznie bardziej prawdopodobne wydaje mi się coraz wyraźniejsze opustoszenie Kościelnych ław.

Czy katolickie imaginarium i imaginarium świata zlaicyzowanego mogą nadal ze sobą współistnieć, czy też to pierwsze jest skazane na marginalizację wraz ze zmianami kulturowymi i pokoleniowymi, gdy coraz silniej odczuwane są negatywne efekty symbiozy Kościoła i państwa, gdy mnożą się ujawniane fakty o patologiach sięgających szczytów Kościoła polskiego?

Dla katolików głos Kościoła w kwestiach wiary i moralności, zwłaszcza gdy jest to głos papieża przemawiającego ex cathedra, jest ważnym autorytetem. Jednak nawet w obszarze wiary religijnej indywidualne sumienie i krytyczny rozum są ostateczną instancją, którą winien kierować się człowiek. Katolicy, którzy angażowali się w ostatnie protesty, podkreślali, że faktyczna ochrona życia, również życia kobiety i matki, wymaga zbudowania systemu rzeczywistego wsparcia psychologicznego i społecznego, a pragmatyczne rozwiązania polegające na liberalizacji przepisów antyaborcyjnych na dłuższą metę wcale nie muszą prowadzić do wzrostu liczby aborcji (jeśli weźmie się pod uwagę rzeczywiste szacunki dotyczące liczby zabiegów przerwania ciąży, a nie wyłącznie oficjalne statystyki). Wielu z nich za błędną i szkodliwą dla życia obywatelskiego uznaje praktykę kierowania się przez państwo orzeczeniami Kościoła rzymskokatolickiego i kształtowaniu w oparciu o te orzeczenia prawa. Oczywiście nie chodzi o to, by odbierać biskupom czy innym osobom duchownym możliwości uczestniczenia w debacie publicznej, również uczestniczenia w tej specjalnej i uprzywilejowanej roli, która przyznawana jest rozmaitym autorytetom (czy to z obszaru nauki, czy filozofii, czy moralności). Idzie raczej o skończenie z przekonaniem, że ich głos jest automatycznie ważniejszy, niż głos ludzi o innej wrażliwości moralnej. Takie myślenie właśnie szybko traci na znaczeniu, a zmiana roli Kościoła w Polsce i znaczenia jego autorytetu z pewnością będzie miała wpływ na przyszły kształt debaty aborcyjnej.

Być może dopiero po ustaniu pandemii Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego powróci do tradycyjnych dorocznych badań communicantes i dominicantes. Z pewnością jednak już dziś obserwujemy sytuację, w której głos Kościoła instytucjonalne staje się dla wielu osób coraz mniej istotny. Proponowane przez hierarchów diagnozy i odpowiedzi, szczególnie dotyczące tych spraw, w których głos biskupów wyraźnie rozmija się w ustaleniami nauki, są po prostu tak odległe, że prowadzi to nie tyle do negacji tych wypowiedzi, ile ich odrzucenia. Dawny obraz świata, którym osoby reprezentujące struktury kościelne posługują się do dziś, aby objaśniać ludziom np. świat ludzkiej seksualności i zasad moralnych, jest tratowany coraz częściej jako coś, czym nie warto zaprzątać sobie głowy, niemalże jak opowieściami o żółwiach, na których miałby się wspierać świat.


Podobał Ci się ten tekst? Przekaż darowiznę i pomóż nam działać >>> WPŁACAM

Tekst powstał w oparciu o głos w debacie „Kościół, wspólnota, dialog”, zorganizowanej przez forumIdei Fundacji Batorego 4 grudnia 2020 r

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj