Jego wyrazem jest spadek miejsca Polski w międzynarodowych rankingach mierzących jakość demokracji. I to nie w jednym czy dwóch, ale w zdecydowanej ich większości (jeśli nie we wszystkich), w kilku ich kolejnych edycjach. Nie jest to proces nowy, zaczął się już kilka lat temu. Te trudne i tragiczne dla wielu polskich patriotów procesy zbiegają się w czasie z objęciem w Polsce rządów przez wyznawców tzw. demokracji nieliberalnej.
Polska przez długie lata była uznawana w Europie za lidera demokratycznych przemian. Pokazywano ją jako modelowy przykład pokojowego i względnie bezbolesnego przejścia od rządów autorytarnych (czy wręcz totalitarnych) do demokracji i gospodarki wolnorynkowej. Dziś sytuacja się zmieniła. Polska należy do krajów widowiskowo osuwających się w rządy niedemokratyczne, ostentacyjnie lekceważące rządy prawa i wolności obywateli. Te procesy znajdują wyraz w ocenach międzynarodowych ekspertów i tworzonych przez nich rankingach.
Przełom maja i czerwca to w Polsce najlepszy moment do dyskutowania o stanie i jakości polskiej demokracji. To właśnie 4 czerwca 1989 roku „skończył się” w Polsce komunizm (co później utrwaliła w polskiej historii swoją pamiętną wypowiedzią Joanna Szczepkowska). Na wiosnę też pojawiają się kolejne edycje cyklicznych badań stanu demokracji, swoistych jej audytów. W marcu bieżącego roku doroczny swój raport ogłosił Varieties of Democracy Institute (V-Dem), a w kwietniu swoje opracowanie pokazał Freedom House. Inna powszechnie szanowana organizacja zajmująca się audytowaniem demokracji, Bertelsmann Stiftung, wydaje swoje raporty raz na dwa lata; ostatnia publikacja miała miejsce wiosną 2020 roku.
We wszystkich tych audytach sytuacja Polski wygląda źle. Wszystkie wspomniane organizacje zauważają i dokumentują pogarszający się stan demokracji w Polsce, jej rosnące problemy, jej zwyrodnienia. Pogarszają się zarówno całościowe oceny polskiej demokracji, jak i oceny cząstkowe (poszczególnych jej wymiarów). Nie ma tu miejsca na dokładne omawianie poszczególnych rankingów (wnikliwa czytelniczka łatwo je odnajdzie i się z nimi zapozna). Warto zamiast tego zadać sobie pytanie, co te spadki oznaczają? Jak wpływają na życie przeciętnych polskich obywatelek i obywateli?
Sprawnie i efektywnie działający system demokratyczny jest warunkiem sprzyjającym rozwojowi społeczeństwa na bardzo wielu płaszczyznach. Czasami, dla niektórych aspektów życia wspólnoty, jest wręcz warunkiem koniecznym. Ponadto, złe działanie ustroju demokratycznego może prowadzić do ograniczeń wolności, pogwałcenia podstawowych praw, a nawet do tyranii, ze wszystkimi jej tragicznymi konsekwencjami. Demokracja, jak twierdził Churchill, jest najgorszą formą rządu, z wyjątkiem wszystkich innych form, których od czasu do czasu próbowano; warto więc roztropnie o nią dbać, pielęgnować jej instytucje i procedury, zabiegać o jej harmonijny rozwój.
Demokracja jest przede wszystkim procesem – i to procesem wielowymiarowym. Jego najważniejszą, wręcz konstytutywną zasadą jest polityczna równość. Jej zagwarantowaniu służą kryteria procesu demokratycznego. Jedynie ich łączne spełnienie pozwala grupę, wspólnotę, stowarzyszenie czy inną zbiorowość uznawać za rządzoną demokratycznie. Należą do nich: rzeczywiste uczestnictwo, równe prawo głosu, oświecone rozumienie, nadzór nad podejmowanymi zadaniami oraz szeroka inkluzja dorosłych. Za demokratyczny uznajemy jedynie taki system, który swoim członkom (obywatelkom i obywatelom) daje szanse rzeczywistego uczestnictwa, równego głosu, oświeconego rozumienia spraw wspólnych, nadzoru nad podejmowanymi zadaniami oraz inkluzji dorosłych.
Omawiane tu spadki w rankingach demokracji oznaczają – w największym skrócie – uwiąd polskiego systemu demokratycznego. A butwiejąca polska demokracja nie jest dla obywateli obojętna – wręcz przeciwnie, uderza w ich dobrostan, poważnie wpływa na ich życie. Oznacza pogorszenie jego jakości: ograniczenia rzeczywistego uczestnictwa i równego prawa głosu (dla wszystkich), utrudnianie zrozumienia spraw wspólnoty (poprzez blokadę dostępu do informacji czy kłamliwą propagandę), pozbawianie nadzoru nad podejmowanymi zadaniami oraz brak inkluzji wszystkich dorosłych obywateli. Ludziom, co do zasady, zależy na tym, by ich wspólnoty charakteryzowały się powyższymi cechami (były partycypacyjne, egalitarne, oświecone, rozliczalne i inkluzywne). Polacy nie są tu wyjątkiem – stad zaniepokojenie wielu z nich pogarszaniem się stanu polskiej demokracji.
Należy tez zadawać pytania o przyczyny obserwowanego w Polsce stanu rzeczy. Oczywiście podobny temu krótki publicystyczny tekst nie jest ich w stanie wszystkich systematycznie i wyczerpująco przedstawić. Oczywiste wydaje się wskazanie działań partii rządzącej (od 2015 roku), które miały kluczowe znaczenie dla pogorszenia się sytuacji polskiego systemu demokratycznego, przynajmniej w niektórych jego wymiarach. Ale dwie z innych potencjalnych (i mniej oczywistych) przyczyn obserwowanego staniu rzeczy wydają się równie ważne i warte podkreślenia.
Po pierwsze, niepostrzeżenie (ale w nieunikniony sposób) stajemy się społeczeństwem ludzi urodzonych w systemie demokratycznym. Z roku na rok rośnie liczba obywateli, którzy nie znają (z osobistego doświadczenia) systemu niedemokratycznego. Postawy wobec demokracji różnią się więc między pokoleniami. Obywatele mający doświadczenie z komunizmem oceniają demokrację porównując ją z systemem niedemokratycznym. Natomiast młodsi obywatele oceniają demokrację tylko przez pryzmat własnych doświadczeń z systemem demokratycznym (po transformacji) i zdolności tego systemu do zapewnienia pożądanych rezultatów społecznych i ekonomicznych. To powoduje, że obywatele dojrzewający politycznie w czasach komunizmu przede wszystkim cenią demokrację jako zasadę, pomimo jej (czasami licznych) bieżących wad. Zaś obywatele socjalizowani po upadku komunizmu kształtując swoje opinie o demokracji bardziej polegają na ocenie rezultatów generowanych przez system demokratyczny. To prowadzi do różnic w ocenie demokracji, skutkujących – między innymi – zróżnicowaniem wyborów politycznych, wynoszącym niekiedy do władzy populistów czy innych wrogów liberalnej demokracji.
Po drugie, przez długie lata obserwatorzy polskiego życia zbiorowego nie doceniali pogłębiającego się zróżnicowania polskiego społeczeństwa, zaostrzania nierówności i wyraźnego wykształcania się dwóch warstw: wygranych i przegranych transformacji. Nie ulega wątpliwości, że część polskich obywateli w ostatnim trzydziestoleciu radziła sobie bardzo dobrze. Inni natomiast radzili sobie dużo gorzej: pozostawali na marginesie życia społecznego, gospodarczego, politycznego i kulturowego. Nie czuli się w Polsce „u siebie”, byli opuszczeni. A elity, przeprowadzające Polskę przez transformację, mało się nimi interesowały.
Ale zwrócili się ku nim politycy, którzy bardziej niż liberalną demokrację cenią sobie populistyczną swojskość, z jej ludowym katolicyzmem i narodową tromtadracją, a także nieufnością wobec oświeceniowych wzorów myślenia i zachodnioeuropejskich procedur i instytucji. Przedstawili wizję swojskiej wspólnoty, biorącej odpowiedzialność za obywateli, wspierającej najbardziej potrzebujących. Ta swojska opowieść jest gorąca, inkluzywna (selektywnie) i miła polskiemu uchu. Daje poczucie godności i dumy, a także poczucie bezpieczeństwa, tak ważne w kontekście różnych potransformacyjnych traum. Ale przy okazji wielu obywateli odciąga od demokracji (przynajmniej w jej liberalnej odsłonie).