Do oceny etycznej tego sposobu gorliwego wysługiwania się władzy, używanych do tego metod, a także ujawnionych przy okazji postaw zaangażowanych w ten proceder osób nie trzeba sięgać do kodeksów etyki sędziowskiej. Tym bardziej nie ma potrzeby regulować w nich szczegółowo zasad „powściągliwości” w korzystaniu z mediów społecznościowych, bo trudno byłoby, jak sądzę, znaleźć kogokolwiek o zdrowych zmysłach, kto broniłby etycznej dopuszczalności działań grupy skupionej wokół hejterki Emi, byłego wiceministra sprawiedliwości oraz pozostałych związanych z nią prominentnych krzewicieli dobrej zmiany w sądownictwie. Co interesujące, nawet najbardziej oddani władzy komentatorzy medialni, po których można byłoby się spodziewać gotowości obrony niemal wszystkiego, nie posunęli się do prób usprawiedliwiania ujawnionych praktyk, poprzestając na wymownym milczeniu.
Również ocena prawna nie wydaje się nastręczać szczególnych trudności, choć oczywiście w toku postępowania dowodowego ujawnić mogą się rozmaite niuanse mogące rzutować na ostateczną kwalifikację prawną i indywidualny wymiar odpowiedzialności poszczególnych uczestników grupy „Kasta”. Od przekroczenia uprawnień oraz niedopełnienia obowiązków przez poszczególnych funkcjonariuszy publicznych, przez współdziałanie w uporczywym nękaniu, pomówieniach, po oczywiste i jaskrawe złamanie zasad ochrony danych osobowych (w tym przypadku – w odróżnieniu od ujawnienia list poparcia sędziów kandydujących do Krajowej Rady Sądownictwa – najzupełniej realne).
Nie budzi także większych wątpliwości kwestia odpowiedzialności politycznej kierownictwa ministerstwa sprawiedliwości. Pomijając już wszystko inne, powinna ona obejmować jakiegoś rodzaju culpa in eligendo – winę w wyborze.
Czarne owce jako sygnał alarmowy
Znacznie bardziej interesujący, ale i budzący o wiele więcej trudnych pytań, jest szerszy wymiar systemowy faktów, które składają się na aferę Emigate. I wnioski, jakie płyną z niej na przyszłość – tę, w której na powrót pojawią się w naszym kraju możliwości racjonalnego kształtowania ustrojowych podstaw praworządnego państwa. Ujawnione fakty (zakładam, że w zasadniczej części odzwierciedlające, choć być może w sposób wciąż daleko niepełny, rzeczywiste modus operandi hejterskiej grupy „Kasta”) dowodzą, że w środowisku sędziów znajdowały się osoby, których moralne i intelektualne kwalifikacje w sposób drastyczny odbiegały od standardów oczekiwanych od przedstawicieli tego zawodu. Niemniej jednak byli oni od wielu lat sędziami, niejednokrotnie już wcześniej całkiem znanymi, a nawet cenionymi i szanowanymi w środowisku. Przeszły wszelkie procedury selekcji do zawodu sędziego i gdyby nie splot szczególnych, polityczno-historycznych okoliczności mogliby zapewne z powodzeniem kontynuować „zwyczajną” karierę w wymiarze sprawiedliwości. Mimo tego, jacy – jak okazało się – są. Czy nie jest to powód do niepokoju i refleksji?
Oczywiście, można powiedzieć, że szczęśliwie okazało się, iż to tylko kilka odosobnionych czarnych owiec, a środowisko sędziowskie jako całość znakomicie zdało egzamin trudnych czasów. Jest w tym sporo prawdy, choć przyznać trzeba, że dotychczasowej solidarności środowiska sprzyjała zupełnie fantastyczna aktywność Iustitii, Themis, znacznej części środowiska prawniczego, a także budującej reakcji wsparcia ze strony społeczeństwa obywatelskiego, manifestowanej tysiącami świec pod budynkami sądów. Wytworzyło to atmosferę bardzo sprzyjającą solidarnej odmowie współudziału w destrukcji niezależnego sądownictwa i znacznie ograniczyło skuteczność pokusy szybkich karier i apanaży za cenę politycznego podporządkowania się władzy. Jednakże faktem pozostaje ujawnienie się pośród sędziów niejednostkowych bynajmniej przypadków osób, które ten intelektualno-charakterologiczny egzamin dojrzałości oblały w sposób zdumiewająco jaskrawy (przypadki takie ujawniły się także pośród prawniczej profesury, adwokatury itd., jednakże te zawody w znacznie mniejszym stopniu dźwigają na sobie odpowiedzialność za praworządny charakter państwa). Proporcje mają tu znaczenie o tyle drugorzędne. Marnym pocieszeniem byłaby myśl, że np. jedynie stosunkowo nieliczni piloci samolotów nie posiadają jakichkolwiek kwalifikacji do prowadzenia samolotu…
Zawód sędziego do przebudowy
Niepokój, jaki nasuwa ta lekcja płynąca z afery Emigate prowadzi do pytań, na które nie ma łatwych i oczywistych odpowiedzi. Skłania jednak do powrotu do dyskusji nad właściwym modelem kariery sędziowskiej, kryteriami naboru na wolne stanowiska sędziego, wymaganiami stawianymi kandydatom, a także do wieloletniej, acz niezakończonej niczym, dyskusji nad modelem zawodu sędziego jako „korony zawodów prawniczych”. Te pytania wydają mi się nie mniej istotne od sprawy ukształtowania KRS, administracyjnego nadzoru nad sądami, wieloletniej tolerancji dla zadziwiającej praktyki „delegowania” sędziów do administracji, a także (przez ministra!) do sądów wyższych instancji. Zarówno model dochodzenia do zawodu sędziego, jak i późniejszej kariery sędziowskiej, wydaje się wymagać ponownego przemyślenia, zasadniczego uporządkowania, a być może także głębokiej przebudowy. Wstrząsy, nie tylko prawne, ale także etyczne, jakie zafundowały nam ostatnie 4 lata, powinny być inspiracją do krytycznej rewizji nie tylko ustrojowo-prawnych nowinek wprowadzanych za obecnej władzy, ale także przynajmniej niektórych rozwiązań do jakich przywykliśmy wcześniej, a które niezadowalająco sprawdziły się w warunkach realnego polityczno-prawnego stresstestu. Być może to najważniejszy, jeśli nie jedyny, pożytek z trudnych czasów.
Tomasz Pietrzykowski – profesor w Katedrze Teorii i Filozofii Prawa Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, członek Zespołu Ekspertów Prawnych Fundacji Batorego.