Poświęcam ten tekst Marcinowi Królowi, przyjacielowi od ponad 40 lat, znaczącej postaci w historii Polski powojennej
W grudniu 2020 w brytyjskim miesięczniku „Prospect Magazine” oraz po polsku w „Kulturze Liberalnej” ukazał się mój esej o przyszłości liberalizmu, którego tezy zaprezentuje tutaj w telegraficznym skrócie. Po pierwsze, pozostawiam na boku ważne pytania, jaki to jest liberalizm. Powiem tylko tyle, że chodzi o liberalizm pisany małą literą „l”, to znaczy taki, który może być wspólnym fundamentem liberalnej demokracji, gdzie znajdą miejsce nie tylko liberałowie, ale można być też liberalnym konserwatystą czy liberalnym demokratą. Po drugie, historia liberalizmu, licząca sobie ponad cztery wieki, jest historią eksperymentalną, to znaczy liberalizm nie jest ideologią w sensie zamkniętego systemu umysłowego, ale przede wszystkim otwartą metodą prób i uczenia się na błędach.
Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie. Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów >>> WPŁACAM
Czego potrzebujemy do zaistnienia nowego liberalizmu? Moim zdaniem, potrzebujemy „trójzębu Neptuna”: pierwszy element to obrona klasycznych liberalnych idei i instytucji, drugi – uczenie się na błędach popełnionych w imię liberalizmu w ciągu ostatnich 30 lat, a trzeci to znalezienie liberalnych odpowiedzi na nowe, globalne wyzwania i zagrożenia.
W punkcie pierwszym chodzi o klasyczne idee i instytucje, jak trójpodział władzy, niezależne sądy, wolność słowa, w tym pluralizm medialny, wolne wybory. O to toczy się walka w wielu miejscach na świecie, także w Polsce. Są nowe zagrożenia, ale same idee i instytucje nie są nowe – mówiąc językiem Cypriana Norwida: „przeciwko komuż tak się pojednały? Przeciwko kilku myślom… co nie nowe!”.
Nowe myślenie jest potrzebne w drugiej dziedzinie: uczenie się na błędach, popełnionych w imię liberalizmu. W 1991 roku, czyli w momencie zakończenia zimnej wojny, ukazał się świetny esej politologa i filozofa Pierre’a Hassnera. Pisze on: „Celebrując tryumf wolności i uniwersalności, liberté i universalité, nie wolno zapomnieć o tej aspiracji, ludzkiej potrzebie, które doprowadziły do nacjonalizmu i socjalizmu”. I dalej: „Z jednej strony równość i solidarność, z drugiej strony wspólnota i tożsamość. Pierwsze jest raczej z tradycji lewicy, można powiedzieć socjalizmu, drugie raczej z tradycji prawicy, można powiedzieć konserwatyzmu”. I tu właśnie mamy, śladem Leszka Kołakowskiego, propozycję, abyśmy byli konserwatywno-socjalistycznymi liberałami. Najpierw równość i solidarność – to oczywiste, że mamy problem z nierównością, ale ta nierówność jest wielowymiarowa, nie tylko ekonomiczna. Nie chodzi tylko o nierówność dochodu i majątku, ale także o nierówność geograficzną, czy to w Polsce, czy w USA, czy w Wielkiej Brytanii, nierówność międzypokoleniową, a także ważne wymiary kulturalne: nierówność uwagi, nierówność uznania, nierówność szacunku i w końcu nierówność władzy. Dla liberała istotna jest równość szans życiowych. Według mnie, aby to odzyskać, potrzebujemy bardziej radykalnych strategii i polityki, niż dotąd. Ralf Dahrendorf napisał, że potrzebny jest common floor, czyli dosłownie „wspólna podłoga”, chodzi raczej o levelling up niż levelling down.
Jakie kroki są tam potrzebne? Na przykład – trzeba brać pod uwagę ujemny podatek dochodowy (skądinąd propozycję Miltona Friedmana) i powszechny dochód podstawowy (UBI, universal basic income). W sondażu prowadzonym przez mój zespół badawczy w całej Europie 71% zapytanych opowiedziało się za UBI. Uniwersalne minimum dziedziczenia wydaje się ciekawe ze względu na nierówność majątku, a także ze względu na nierówny dostęp do kluczowych usług, takich jak służba zdrowia, mieszkania, ubezpieczenie, edukacja. W tej historii nierówności ważny jest także podział między tymi, którzy mają wyższe wykształcenie, a tymi, którzy go nie mają. Na przykład w referendum w sprawie Brexitu to okazało się kluczowe: ci, którzy mieli wyższe wykształcenie, głosowali przeciwko opuszczeniu Unii Europejskiej, a ci bez wykształcenia – za.
Poza propozycjami co do równości i solidarności są też inne wymiary, na przykład rola uniwersytetu. W rozumieniu liberałów w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych uniwersytety miały ułatwiać mobilność społeczną, czyli powiększyć szanse życiowe. W USA czy w Wielkiej Brytanii działa to dziś dokładnie odwrotnie.
Jest też wymiar kulturowy. Ronald Dworkin, wybitny filozof liberalny, napisał, że w centrum liberalizmu musi być „equal respect and concern”. Nie możemy powiedzieć, że w ciągu ostatnich 30 lat mieliśmy równy szacunek i troskę o każdego obywatela. Kiedy Ludwik Dorn wymyślił pojęcie „redystrybucja szacunku”, miał sporo racji. Rzeczywiście uważam, że jest potrzebna redystrybucja szacunku, na przykład program „Rodzina 500+” był w pewnym sensie symboliczną redystrybucją szacunku, nie tylko materialną. Podczas wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych ponad 70 mln Amerykanów głosowało za Donaldem Trumpem, a więc ta potrzeba redystrybucji szacunku, przynajmniej w ich odczuciu, jest w dalszym ciągu bardzo silna.
W chłodnym i technokratycznym liberalizmie, jaki widzieliśmy przez ostatnie 30 lat, brakowało jednej, zasadniczej cnoty liberalnej, czyli liberalnej wyobraźni, współczucia dla innych, którzy są w trudnej sytuacji, co znajdujemy u takich pisarzy jak Charles Dickens. Oczywiście, konkretna polityka różni się w różnych krajach. W Polsce, we Francji czy w Niemczech mamy różne systemy ekonomiczne i polityczne, ale wspólnym czynnikiem jest etos solidarności, która była klasyczną wartością lewicy, ale też wartością chrześcijańską, jak solidarność rozumiana przez Józefa Tischnera, Jana Pawła II czy w najnowszej encyklice papieża Franciszka Fratelli Tutti.
Ta solidarność jest pomostem do kolejnego poziomu, jakim jest wspólnota i tożsamość. My, liberałowie, słusznie poświęciliśmy dużo uwagi drugiej połowie świata, ale zbyt mało uwagi drugiej połowie naszych własnych społeczeństw. Dużo mówiliśmy o Europie i o wspólnocie międzynarodowej, ale za mało o wspólnocie narodowej. Mieliśmy politykę tożsamości dla najróżniejszych mniejszości, ale nie dla większości. Dlatego nie zauważyliśmy, kiedy większość czuła się coraz bardziej niepewnie, zagrożona w swojej tożsamości. Stało się to nie tylko w społeczeństwach wielokulturowych, jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, ale także w Europie Środkowo-Wschodniej, gdzie traumatyczne skutki liberalizacji, globalizacji, europeizacji i cyfryzacji doprowadziły do tego, co Karol Marks opisał w Manifeście komunistycznym: rewolucyjne skutki kapitalizmu, wszystko, co jest solidne, rozpływa się w powietrzu. Stąd pojawił się odruch konserwatywny. Ludzie mówili po prostu: za dużo, za szybko. „Stop the world, I want to get off”. I wracali do tego, co znane i zaufane.
Roger Scruton, wybitny filozof konserwatywny, słusznie pisze, że to, co znane i zaufane, ma wartość samą w sobie dla konserwatysty. Wniosek jest taki, że, po pierwsze, potrzebujemy tego, co Joachim Gauck opisał jako zielwahrende Entschleunigung, spowolnieniu zmian przy jednoczesnym zachowaniu liberalnego kierunku, na przykład, jeśli chodzi o imigrację i liberalny patriotyzm. Błędem było mówienie tylko o Europie i o świecie, za mało o narodzie. Trzeba więcej mówiąc o narodzie, ale stawiając pytanie: ojczyzna tak, ale jaka? Trzeba zaproponować liberalną, obywatelską, otwartą definicję narodu, nie państwo narodowe. Chodzi o to, co Francuzi nazywają état-nation, państwo-naród, gdzie przynależność do narodu określa prawo obywatelskie, otwarte na wielowarstwowe tożsamości indywidualne i na różnorodność. W samej esencji liberalizmu jest próba połączenia wolności z różnorodnością, czyli jak zachować wolność w warunkach różnorodności. Naród, który jest otwarty, serdeczny, powita nowych i innych członków, w sensie Hospitalität Immanuela Kanta, liberalny patriotyzm przemówi nie tylko dla rozumu, ale także dla emocji, dla serca.
Ostatni punkt to pytanie, jak być konserwatywno-socjalistycznym liberałem w epoce globalnych wyzwań. W Polsce mało się mówi o globalnych wyzwaniach i zagrożeniach, co równie ważne, jeśli nie ważniejsze, dla renesansu nowego liberalizmu: zmiana klimatu, masowa migracja. Jeszcze nie widzieliśmy masowej migracji, to, co widzieliśmy podczas tzw. kryzysu z uchodźcami, to nic w porównaniu z tym, co będzie za pięć czy dziesięć lat, także na skutek globalnego ocieplenia. Dziesiątki milionów ludzi z Afryki i Bliskiego Wschodu będą starały się przyjechać do nas. Rewolucja cyfrowa, zwłaszcza jej następny rozdział, czyli sztuczna inteligencja, będzie miała (przynajmniej krótkofalowo) traumatyczny wpływ na rynek pracy. Jest jeszcze globalna konkurencja z Chinami: geopolityczna, geo-ekonomiczna i ideologiczna, ważniejsza i potężniejsza niż mieliśmy podczas zimnej wojny. Teraz mamy II zimną wojnę. Model chiński jest o wiele bardziej dynamiczny i potężniejszy niż był Związek Radziecki w latach 80.; chińska soft power jest atrakcyjna dla społeczeństw w Afryce czy Ameryce Łacińskiej. To model rozwojowego autorytaryzmu i to jest dla nas prawdziwa konkurencja ideologiczna.
Konieczne jest wspólne działanie, wbrew ewidentnemu faktowi, że są napięcia, a nawet sprzeczności, zarówno wewnątrz, jak i między wspomnianymi trzema obszarami. Na przykład: jak zapobiegać dalszemu globalnemu ociepleniu bez radykalnego ograniczania swobód jednostek? A więc trzeci element koliduje z pierwszym. Piękne jest hasło „zielonego liberalizmu”, ale jeszcze nie ma programu. Jak ograniczyć masową imigrację, co jest potrzebne przy jednoczesnym zachowaniu pełnego poszanowania praw człowieka wśród imigrantów? My tego nie robimy, już dzisiaj obozy na wyspach greckich są poniżej tego, czego powinniśmy oczekiwać w Europie liberalnej. Jak zachować solidarność z dzielną opozycją demokratyczną w Hong Kongu i wypowiadać się przeciwko obozom koncentracyjnym wSinciang, jednocześnie zachowując strategiczną współpracę z Chinami w walce ze zmianami klimatycznymi i pandemią?
Podsumowując: program nowego liberalizmu jest bardzo wymagający, ale też pasjonujący.
Skrócona wersja wprowadzenia do debaty forum idei Fundacji Batorego „Jak być konserwatywno-socjalistycznym liberałem?”, która odbyła się 26 listopada 2020 roku.
Timothy Garton Ash – historyk i politolog. Profesor studiów europejskich w St. Antony’s College na Uniwersytecie Oksfordzkim. Publikuje felietony w „The Guardian”. Stale współpracuje z „New York Review of Books”, „The New York Times” oraz „Washington Post”. Wydał m.in. The Revolution of ’89 Witnessed in Warsaw, Budapest, Berlin and Prague (1990, wyd. polskie Wiosna obywateli. Rewolucja 1989: widziana w Warszawie, Budapeszcie, Berlinie i Pradze, 1990), Free World. Why a Crisis of the West Reveals the Opportunity of Our Time (2004, wyd. polskie Wolny świat: dlaczego kryzys Zachodu jest szansą naszych czasów, 2005), Free Speech: Ten Principles for a Connected World (2016, wyd. polskie Wolne słowo. Dziesięć zasad dla usieciowionego świata, 2018).
Podobał Ci się ten tekst? Przekaż darowiznę i pomóż nam działać >>> WPŁACAM