• Agnieszka Graff
17.08.2021

Co zrobić z gniewem, czyli dlaczego spór o wartości jest konieczny

Projekt przedstawiony w tekście "Inny pomysł na demokrację" Jakuba Wygnańskiego budzi moją sympatię. Mam instynktowną chęć kibicowania tego rodzaju przedsięwzięciom, bo jestem entuzjastką debat publicznych, zaangażowania i sporu. Od lat niepokoi mnie, że w Polsce różnice zdań są ignorowane lub przeradzają się w konflikty i podziały. Martwi mnie, że polska szkoła zamiast kultury debaty uczy konformizmu i pozorów jednomyślności.

Dlatego podzielam główną hipotezę Jakuba Wygnańskiego: że myśląc z nadzieją o przyszłości (tej, która nastąpi po epoce rządów PiS-u), warto ignorować obecny stan polityki – scenę pogłębiającej się rywalizacji i polaryzacji – i tworzyć alternatywną przestrzeń zaangażowania społecznego. Przestrzeń sporu, który w demokracji jest przecież konieczny i nieunikniony. Ta przestrzeń będzie nam potrzebna, a bez naszej pracy nie ma szans powstać. Nie jestem jednak pewna, że pomysł przedstawiony przez Wygnańskiego jest najlepszą do tego celu drogą.

Kiedy zaczęły masowo powstawać polskie organizacje pozarządowe, często utożsamiane ze społeczeństwem obywatelskim, byłam wobec tego zjawiska krytyczna. Na łamach „Gazety Wyborczej” odbyła się dekadę temu burzliwa polemika wokół mojego tekstu na ten temat. Ostrzegałam przed NGO-izacją, przed skostniałymi strukturami, które raczej blokują rozwój społeczeństwa obywatelskiego, niż je tworzą, przed budowaniem sieci eksperckich organizacji, które wyręczają państwo w wielu ważnych sferach życia i wobec których obywatel staje w roli petenta zamiast stawać się ich współtwórcą. Opisany przez Wygnańskiego projekt to próba wyjścia poza kulturę NGO-sów – doceniam to. Zawiera on jednak wiele elementów tej kultury – i to mnie niepokoi. Nie jest dla mnie jasne, co przeważy, jeśli dojdzie do jego realizacji. Nie zmieniłam swojego poglądu na temat NGO-sów i nadal uważam, że NGO-izacja jest jednym z przekleństw transformacji ustrojowej. Jeżeli ma się powieść debata i dialog, to akcent musi zostać położony na zaangażowanie obywateli, a nie na rozwój organizacji pozarządowych. One bronią swoich partykularnych interesów, rywalizują między sobą i mają reputację „bycia z zewnątrz”. To mój pierwszy zarzut wobec tego pomysłu.

Drugi dotyczy emocji. Według autora, jeśli projekt ma się udać, należy zacząć od tematów neutralnych światopoglądowo po to, aby odsunąć na bok gniew. Nie zgadzam się z tym fundamentalnie. Gniew jest faktem społecznym. Jest obecny jak powietrze. Żyjemy w społeczeństwie głęboko podzielonym, napęczniałym od gniewu, a zarazem nieufnym wobec otwartej debaty. Chcemy być jednością, a dzielące nas różnice traktujemy jako zagrożenie. Jeżeli mamy ożywić demokrację w Polsce i przygotować się do nowej odsłony, musimy przyjąć do wiadomości, że wyznajemy różne systemy wartości, że poglądy na tematy takie jak aborcja czy prawa mniejszości nigdy nie zostaną uwspólnione. Ale nie znaczy to, że należy te tematy zamieść pod dywan. Demokracja liberalna na tym właśnie polega, że ludzie o różnych poglądach na kwestie zasadnicze żyją razem, szanując się wzajemnie. Spierają się, debatują i ustalają wspólne minimum, które pozwala im żyć w jednym społeczeństwie.

Tymczasem jednak żyjemy w innym systemie niż kulejąca demokracja liberalna. Żyjemy w państwie, które osuwa się w autorytaryzm, bo zostało przejęte przez prawicowych populistów. Populizm żeruje na podziałach, żywi się gniewem, polaryzacją, zamienia różnice poglądów i interesów w głębokie i nienawistne podziały. Przemysław Czapliński, starając się opisać ten nowy stan społeczeństwa, używa określenia „demokracja afektywna”.

Moim zdaniem, siły prodemokratyczne nie mogą omijać gniewu. Jeśli nie zaczniemy sobie radzić z emocjami społecznymi, to po prostu nic z naszych wysiłków nie wyniknie. Gniew musi znaleźć swoje ujście, musi zostać ujawniony w debatach publicznych, panelach czy debatach. Dlatego właśnie moje najważniejsze zastrzeżenie dotyczy zaproponowanych przez Jakuba Wygnańskiego tematów. Prawie wszystkie dotyczą polityk społecznych, które przynajmniej potencjalnie dałoby się rozwiązać w sposób praktyczny, z pomocą ekspertów, omijając rafy wojen kulturowych, czyli polaryzacji światopoglądowej. Pojawia się tam jeden, odsunięty na bok typ problemów, czyli właśnie gorące tematy światopoglądowe, takie jak kwestia aborcji czy LGBTQ+. Moim zdaniem nie należy tych tematów tak kwalifikować, wrzucać ich do jednego worka i się ich bać.

Najbardziej skuteczna praktyka odnowienia demokracji odbywa się w Irlandii, gdzie w 2016 roku powołano The Citizens’ Assembly, czyli trzecią część parlamentu. Jednym z pierwszych tematów, jakimi zajęła się ta ludowa izba parlamentu, była kwestia aborcji, co w dalszej perspektywie doprowadziło do zmiany prawa. Równie istotny, jak efekt, był jednak sam proces – trwający tygodniami, spokojny, ale też pełen emocji. Oparty na faktach i ekspertyzach, ale nieunikający sprawy zasadniczej, jaką jest spór o wartości.

Uważam, że kwestie światopoglądowe muszą wybrzmieć, co nie znaczy, że musimy zaczynać od aborcji. Być może powinniśmy zacząć od kwestii ogólniejszej: od relacji państwo–Kościół albo od stosunku państwa do mniejszości seksualnych. Możemy podebatować o sytuacji osób niepełnosprawnych w Polsce. O dochodzie gwarantowanym. Albo o tym, jak w polskiej szkole uczyć historii i jak kształtować kanon lektur. Jeżeli jednak zaczniemy od kwestii takich jak ubóstwo energetyczne, to szybko się okaże, że zwykły obywatel czy obywatelka nie ma tu nic do powiedzenia, bo jest to problem do rozwiązania przez ekspertów. Nie odbędzie się żadna debata publiczna, tylko kolejna debata ekspercka – dla zwykłych ludzi nudna i niezrozumiała. Spory światopoglądowe realnie dzielą i angażują Polaków, a przy tym dotyczą realnych życiowych spraw. Te spory same w sobie nie są złe, rzecz w tym, że są wykorzystywane do polaryzacji. Należy te dwa zjawiska oddzielić i nie tyle przejąć kontrolę, co nadać formę tym sporom w taki sposób, aby nie niszczyły wspólnoty, tylko w tej wspólnocie mogły wybrzmieć.

Na koniec jeszcze jedno zastrzeżenie. Nie jest dla mnie jasne, co ma z tych debat wyniknąć w praktyce. Jaki ma być status decyzji podjętych przez obywateli w stosunku do instytucji państwa? Jeżeli dobrze rozumiem system irlandzki, u nich te decyzje są wiążące, to znaczy The Citizens’ Assembly wysłuchuje ekspertów i podejmuje decyzje, które się następnie wprowadza lub przedstawia społeczeństwu do decyzji w referendum. A co z innym pomysłem na demokrację Jakuba Wygnańskiego? Czy zaproponowany przez niego długotrwały i kosztowny proces ma się toczyć bez przełożenia na instytucje państwa? Brałam udział w setkach debat, z których nic dalej nie wynikało – bywają ciekawe, prowadzą do kolejnych debat, czasem powstają ciekawe publikacje… Ale chyba nie o to tym razem chodzi. Jeśli projekt Wygnańskiego ma być podwaliną pod przyszłą demokrację, to musi zawierać klarowny pomysł, jak te debaty społeczne przełożą się na działanie instytucji państwa.

Na koniec kilka słów o przezwyciężaniu podziałów. Otóż mamy do czynienia z rozpadem więzi społecznych i zanikiem zaufania do polityki jako takiej. Naszym zadaniem jest cywilizowana i nieupolityczniona w sensie partyjnym ekspresja różnic, które to społeczeństwo dzielą, a nie ich zacieranie czy stawanie obok nich. Dużo czytam o wojnach kulturowych w Stanach Zjednoczonych. Po wstępnej diagnozie, że to zjawisko szkodliwe, które sztucznie rozdmuchują politycy po to, aby mobilizować swoje twarde elektoraty i demonizować politycznych przeciwników, doszłam do wniosku, że sprawa jest dużo bardziej złożona. Spory dotyczące wartości są realnym zjawiskiem kulturowym – to część późnej nowoczesności. Aborcja, granice wolności słowa, stosunek do historii, prawa mniejszości – to są spory, które budzą emocje wśród zwykłych ludzi. To prawda, że w interesie partii politycznych doby populizmu jest pogłębianie polaryzacji, ale pragnieniem większości ludzi nie jest wyciszenie tych sporów, lecz rozmowa, słuchanie się nawzajem. To jest też opowieść o bólu, jaki się wiąże z danym konfliktem. O zaniku dawnych punktów odniesienia i autorytetów. O pęknięciach w ramach rodzin czy społeczności. O głodzie szacunku. Jestem przekonana, że ludzie mają głęboką potrzebę, aby rozmawiać o wartościach. W przyszłej, lepszej demokracji musi być na te rozmowy miejsce.


Tekst powstał w oparciu o głos w debacie „Inny pomysł na demokrację”, zorganizowanej przez forumIdei Fundacji Batorego oraz Laboratorium „Więzi”.

Agnieszka Graff – profesorka w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW, pisarka i publicystka. Członkini Rady Programowej Kongresu Kobiet.

 

 

Pomóż nam nagłaśniać tematy ważne społecznie.
Twoja darowizna wesprze powstawanie naszych tekstów.

Wspieraj